Nie można było nawet usiąść
Zapraszamy do pracy w miłej atmosferze i młodym towarzystwie jako barman lub kelner w klubie CJB. Magda odpowiedziała na to ogłoszenie i została przyjęta na stanowisko kelnerki. Do plusów jej pracy należało zaliczyć możliwość elastycznego ułożenia grafiku, który nie kolidowałby z zajęciami dziewczyny. Minusy? Cała reszta.
Sama stawka 3,50 zł netto za godzinę raczej nie motywowała do wzmożonej i intensywnej pracy. Pocieszać mogło to, że po okresie próbnym trwającym około tygodnia stawka ta miała wzrosnąć do 4,50 zł. – Minął tydzień i dalej otrzymywałam pierwotną kwotę. Poczułam się oszukana. Zwłaszcza, że zamiast 3,50 zł otrzymywałam 3,30 zł na rękę – opowiada Magda. W dodatku zakres jej obowiązków przekraczał kelnerską obsługę klientów – Od zmywania naczyń, czyszczenia stolików, odkurzania całej sali, przez wymianę świeczek i czyszczenie świeczników, po sprzątanie ubikacji. Osoby zatrudnione na stanowisku kelnera, które przychodziły rano, wszystko to robiły same.
Relacje ze współpracownikami też nie należały do ciepłych. Ich doping polegał na stwierdzeniu, że to, co ona robi w dwie i pół godziny, im zajmuje niecałą godzinę. – Raz zdarzyło się, że kiedy zapisałam się na dwa dni pracy w tygodniu, ktoś wymazał mnie korektorem i w to miejsce wpisał siebie – opowiada dziewczyna. Menadżerka tłumaczyła sytuację tym, że widocznie każdy musi mieć po równo dyżurów i że osoba, która ją skreśliła, prawdopodobnie musiała wyrobić swój tygodniowy limit.
Napiwki wkładane do jednego wspólnego pudełka stanowią osobną kwestię. – Uważam, że pieniądze nie były rozdzielane równo. Szczególnie wieczorem, kiedy jest większe zamieszanie i łatwiej oszukać kelnera, zwłaszcza nową osobę. Barman powiedział mi, że z napiwków miesięcznie wyciąga prawie drugą pensję. A ja dostawałam czasem 10 zł z odpowiedzią, że więcej nie było. A czasami nie dostawałam nic. Nie należę do osób, które lubią się wykłócać. Pewnego razu jednak postanowiłam liczyć wszystkie napiwki. Tego dnia wyszło mi 60 zł, po podziale 30 zł na osobę. Dostałam z tego 10 zł i wiedziałam, że reszta poszła do kieszeni barmana.
Pojęcie jakiejkolwiek przerwy w całym, ośmiogodzinnym dniu pracy nie istniało, podobnie jak możliwość, aby usiąść czy chociaż się oprzeć. Wszystko po to, aby klienci nie czuli się ignorowani. – Barman miał za barem krzesło i mógł cały dzień siedzieć, a ja od godziny 9:30 do 18:00, nawet kiedy nie było klientów, musiałam stać – mówi Magda.
Kiedy dziewczyna zrezygnowała z pracy, na pieniądze za lipiec musiała czekać aż do września. Zamiast spodziewanych 75 zł, otrzymała 25 zł. – Menadżerka powiedziała mi, że pierwsze dwa dni były próbne. Jednak, nawet nie uwzględniając tego czasu, powinnam dostać 75 zł. Okazało się, że jakaś osoba w dniu, w którym nie pracowałam, wyszła, nie płacąc. Żeby pokryć brakującą kwotę, menadżerka wybrała trzy osoby spośród pracujących w tamtym tygodniu, wśród których byłam i ja, i odjęła każdemu po 20 zł z wypłaty. – Magda dowiedziała się od menedżerki, że ta musiała kogoś wybrać, a wybrane osoby pracowały najkrócej i nie sprawdzały się tak, jak by można tego od nich oczekiwać. – Gdy dała mi pieniądze, okazało się, że odjęła aż 50 zł, co tłumaczyła tym, że brakująca kwota była większa, niż nam wcześniej powiedziała.
Miło…
Marcin Byliński
![](https://podprad.pl/wp-content/uploads/2018/05/podprad-logotyp.png)