Nasz profile

Umierający fach

Rozwój

Umierający fach

Umierający fach

Prawie każda komórka ma wbudowany aparat cyfrowy. Po co więc wyciągać z rupieci i zanosić do naprawy wiekowe Zenity? Kto będzie stołował się w barze mlecznym, mając do wyboru pizzerię, dwie budki z chińszczyzną i pięć z kebabem? I komu jeszcze potrzebne są buty robione u szewca?

Ruszam do Śródmieścia na poszukiwania. Próbuję przewidzieć, co zastanę pod poszczególnymi adresami. Zgorzkniałych staruszków pomstujących na rzeczywistość, w której ich fach przestał być potrzebny? A może zakurzone tabliczki z napisem Nieczynne do odwołania?

Spotyka mnie przyjemna niespodzianka. – Proszę przyjść któregoś dnia od rana – mówi szef punktu naprawy starych aparatów. – Najlepiej przed dziesiątą, żeby klienci nam nie przeszkadzali – słyszę w zakładzie szewskim. – Codziennie do siedemnastej – uśmiecha się kierowniczka baru Oaza przy Dworcu Fabrycznym.

Wczoraj

– Dawniej w każdej bramie było po dwóch szewców, dziś nie wiem, czy w całej Łodzi zostało pięciu – mówi pan Grzegorz, mistrz szewski i ortopedyczny z ul. Piotrkowskiej. Pokazuje dyplomy zdobiące ściany ciasnej klitki. – Pracuję w tym zawodzie od czterdziestu lat. Przez ten czas uległa zmianie nie tylko technologia produkcji butów. – Najgorzej było w latach 90. – kontynuuje. Z powodu podwyżki czynszu mój rozmówca musiał zmienić lokal na mniejszy. W dodatku import taniego obuwia spowodował, że szewcy stracili prawie wszystkich klientów. – Na szczęście ludzie w porę się poznali na azjatyckiej tandecie. To są buty jednorazowe albo do trumny! – przekonuje rzemieślnik.

Panowie Zenon i Zbigniew na zmianę opowiadają historię swojego serwisu aparatów. – W Łodzi wszystko się zaczęło – podkreślają z dumą. Zakład powstał w latach 50. przy Wytwórni Filmów Fabularnych. Jako pierwszy w Polsce naprawiał aparaty radzieckie i wschodnioniemieckie, wówczas ostatni krzyk techniki fotograficznej. – Pracowało u nas 30 osób, szkoliliśmy też personel dla podobnych warsztatów w całym kraju. Zapasy części z tego okresu nie wyczerpały się do dziś. – A jeśli czegoś zabraknie, to dzięki długiej praktyce potrafimy dorobić.

Pracę w barze mlecznym pani Bożena zaczęła w połowie lat 80. – Jadali u nas studenci, emeryci, ale przede wszystkim robotnicy z pobliskich fabryk. Panował tu naprawdę wielki ruch – wspomina. Upadek łódzkiego przemysłu po 1989 r. pociągnął na dno także jadłodajnie. – Mój bar jest jednym z dwóch, które przetrwały transformację.

Dziś

Pan Grzegorz nie robi już zwykłych butów. Konkurencja sklepów obuwniczych jest zbyt silna. Utrzymuje się z zamówień na buty nietypowe. – Na stopy z halluksami, wyjątkowo duże, o niespotykanym kształcie… – wylicza. Najbardziej oryginalne zlecenie dostał od klienta z otwartą kością piętową. – Facet był w kilku firmach ortopedycznych i nigdzie nie potrafili zrobić mu porządnych butów. U mnie zamówił cztery pary i nadal w nich chodzi! – zachwala swój wyrób. Zakład wciąż przyjmuje też obuwie do naprawy. – Nieraz przy tej pracy nie wytrzymuję nerwowo. Ludzie potrafią niszczyć buty w makabryczny sposób – wzdycha. Utrapieniem dla szewca są też ubezpieczenia i podatki. – Dobrze, że choć kontroli skarbowych nie ma tyle, co kiedyś. I materiały łatwiej dostać – pociesza się.

– Naprawiamy głównie aparaty cyfrowe – mówi pan Zbigniew. – Tylko 5 procent klientów przychodzi z Zenitami czy FEDami. Są wśród nich uczniowie szkół fotograficznych, którzy na początek muszą nauczyć się posługiwać analogiem. Ważną grupą odwiedzających zakład są kolekcjonerzy. – Jesteśmy znani w całej Polsce z tego, że naprawimy każdy model. Nawet w Nowym Jorku mieszka człowiek, który co roku przywozi do nas swoje Exakty – dodaje pan Zenon. Liczba naprawianych aparatów analogowych waha się od 10 do 20 w miesiącu.

Bar pani Bożeny nadal ma stałych bywalców. – Są całe rodziny, których kolejne pokolenia się u nas stołują. Odwiedzają mnie też ludzie spoza Łodzi, których pamiętam sprzed lat jako studentów. To bardzo miłe – mówi właścicielka. Tęskni jednak za czasami wyższej frekwencji. – Zdarzają się dobre dni, ale są i takie, w których nie przychodzi prawie nikt. Nie da się przewidzieć dziennego obrotu, a prowadzenie baru jest na granicy opłacalności. Tłumaczy ten stan przemianami społecznymi: – Nie ma ludzi średnio zarabiających, są bardzo bogaci i bardzo biedni. Pierwsi jadają w restauracjach, drugich nie stać nawet na posiłek u nas – uważa.

Jutro

– Mam dość, po wyburzeniu kamienicy w przyszłym roku zamykam lokal – mówi pani Bożena. Jak twierdzi, zmusiły ją do tego finanse. Podatki i rachunki pożerają prawie cały zysk i dotacje budżetowe.

– Trzeba iść z duchem czasu – przekonuje pan Zenon. Jego zdaniem, prędzej czy później zakład przestawi się całkowicie na naprawę cyfrówek. – Będę pracował przy analogach, dopóki będę mógł. Ale kto się tym zajmie potem? Narzeka na brak chętnych na przyuczenie do zawodu. Każdy stary aparat ma inną konstrukcję. Poznanie ich tajników wymaga benedyktyńskiej cierpliwości, a na wielki zysk liczyć nie można.

Także fach pana Grzegorza do łatwych nie należy. – Razem z papierkową robotą, pracuję za marne pieniądze po 12–14 godzin dziennie. Samo zrobienie kopyta zajmuje nieraz dwa dni. Nic dziwnego, że nie ma uczniów – tłumaczy. Na koniec jednak wyciąga spod lady zdjęcie. – Niech pan zobaczy – mówi z błyskiem w oku. Na fotografii stoi z synem przed witryną z napisem Shoe Repairs. – Wyszkoliłem go w zawodzie. Urządził w Anglii warsztat na wzór mojego. Ma tylu klientów, że sam nie daje rady i chce mnie ściągnąć do pomocy – opowiada.

Postęp techniczny? Konsumpcjonizm? Różnie można określać przyczyny wymierania zawodów. Ale niedzisiejsze nie znaczy niepotrzebne. Nam też kiedyś – być może – przestanie smakować kebab, wyleje bateria w cyfrówce, a chiński but zacznie uwierać.

Roman Czubiński

Polecamy profil na instagramie: Dziadkowie_biznesu, gdzie promowane są umierające zawody i dziadkowie, którzy nie radzą sobie w internecie.

Zajrzyjcie tam i dodajcie im zasięgów!

https://www.instagram.com/dziadkowie_biznesu

 

Magazyn "płyń POD PRĄD” jest ogólnopolskim bezpłatnym kwartalnikiem studenckim z corocznym numerem specjalnym - STARTER dla studentów pierwszego roku. Magazyn trafia w potrzeby studentów używając różnorodnych form, takich jak: reportaże z ważnych wydarzeń na uczelniach; wywiady ze studentami, psychologami, profesorami, ciekawymi ludźmi; prezentacje kół naukowych; porady dotyczące zachowania się w różnych sytuacjach w życiu studenckim. „płyń POD PRĄD” dotyka ważnych tematów w życiu społecznym studenta, takich jak nauka, wartości oraz relacje międzyludzkie. Chcesz do nas pisać? Napisz! redakcja(at)podprad.pl Chcesz by objąć patronatem wydarzenie studenckie? Napisz do Marty! Marta Chelińska mchelinska(at)hotmail.com Kontakt do naczelnej - Katarzyny Michałowskiej: naczelna(at).podprad.pl

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Rozwój

Na górę