Witold Małecki wspomina regaty
Witold Małecki przepłynął metę regat Mini Transat w Saint François na Gwadelupie niespełna dwa tygodnie temu. Ostatnie dni to nie tylko odpoczynek po łącznie 26 dniach walki z Atlantykiem, ale także ciężka praca nad przygotowaniem jachtu do drogi powrotnej do Europy.
Regaty to w sumie 25-26 dni na oceanie
– Finisz projektu PRODATA na Mini Transat 2023 był bardzo intensywny – opowiada Witold Małecki. – Same regaty to w sumie 25-26 dni na oceanie, ale ostatnie przygotowania zaczęły się już na w sierpniu, gdy zacząłem instalować na łódce elementy, o których na krótszych regatach się nie myśli – na przykład system zapasowego autopilota – mówi Małecki.
Trening mentalny
– Poświęciłem też trochę czasu na trening mentalny. Zadań było tak wiele, że sam nie dałbym rady. Na szczęście mogłem liczyć na wsparcie rodziny i przyjaciół. Mateusz, mój syn, spędził ze mną dwa tygodnie we Francji realizując kolejne zadania z listy. Gdy kilka dni przed startem przyjechała do Les Sables d’Olonne pięcioosobowa ekipa brzegowa, nadal miałem dla nich zajęcie. Ostatecznie wszystko zostało dopięte na ostatni guzik – wspomina Małecki.
Może jednak nie do końca…
– Okazało się, że zostało mi za mało mocy procesora na dobre przygotowanie strategii na pierwszy etap. Nie ułożyłem sobie w głowie scenariuszy na różne możliwości rozwoju sytuacji pogodowej, co jest niezwykle ważne, ze względu na skąpe dane, którymi dysponujemy w trakcie żeglugi.
To co wywnioskowałem z podawanych przez radio prognoz, nie sprawdziło się
– Zacząłem dobrze i po pierwszych czterech dobach (po przepłynięciu przez Zatokę Biskajską i minięciu przylądka Finisterre) znajdowałem się w okolicy 15-tego miejsca we flocie seryjnej – świetnie! Niestety, to co wywnioskowałem z podawanych przez radio prognoz, nie sprawdziło się – wspomina Małecki.
– Przekombinowałem i zamiast płynąć najkrótszą drogą do celu, postanowiłem żeglować bliżej wybrzeża Portugalii. W ten sposób straciłem dobrą dobę i łódki z tyłu floty znalazły się z przodu (nie tylko przede mną). Na osłodę została wspaniała, szybka, baksztagowa żegluga w passacie w kierunku La Palmy – kiedy już go włączono.. Wynik sportowy mało satysfakcjonujący : 45 miejsce na 59 łódek we flocie.
Po 3 tygodniowej przerwie
– Po 3 tygodniowej przerwie w Santa Cruz de La Palma, 28 października 2023 wystartowaliśmy do drugiego etapu – mówi Małecki. – Nietypowo, bo tym razem passat „został wyłączony” i pierwsze 3-4 dni płynęliśmy pod wiatr.
Tym razem większy nacisk położyłem na przygotowanie strategii meteo
Tym razem większy nacisk położyłem na przygotowanie strategii meteo i to naprawdę sporo dało! Od początku znajdowałem się w czołówce floty łódek seryjnych, tych, które wybrały trasę północną, żeby jak najszybciej dotrzeć do passatu.
Część floty obstawiła żeglowanie mocno na południe. Wiadomo było, że przez pierwsze 3 dni będą tracić, ale potem zaczną płynąć szybciej od „północnych”. Pytanie brzmiało: ile będą w stanie odrobić?
Okazało się, że mieli tak korzystny kierunek wiatru i to o sile 25-30 węzłów, że najlepsze jachty skutecznie odrobiły 200 milową stratę (pokonując nawet 300 mil w ciągu doby!) i znalazły się w ścisłej czołówce. Do mety już cały czas miałem żeglugę w passacie, ale mocno „nerwowym”.
Według prognoz powinniśmy mieć wiatr o sile 15-18 węzłów, było 18-25 węzłów. W sumie to dobrze, bo żegluga była bardzo sprawna, ale równocześnie mało komfortowa, bo zafalowanie było bardzo pokrzyżowane, nierówne i większe niż siła wiatru. Potrzebne były częste zmiany między dużym i średnim spinakerem i praca z refami grota.
Meta na 13 miejscu
Byłem niezwykle szczęśliwy w momencie przekraczania linii mety
Moja żegluga była bardzo skuteczna i dzięki temu dopłynąłem do mety na 13 miejscu, z którego jestem bardzo zadowolony! Byłem niezwykle szczęśliwy w momencie przekraczania linii mety a radość trwała jeszcze kilka dni. Taka mieszanka wybuchowa emocji, na którą składało się zadowolenie z wyniku, radość z tego, że udało mi się dopłynąć bez żadnych poważnych awarii, radość, że dłużej tego nie będę musiał robić (jednak zmęczenie organizmu jest spore) i do tego szczypta (a może ciut więcej ?) żalu, że to już koniec.
Tak, to koniec projektu MINI PRODATA na Atlantyku. Kilka dni temu (tj. w czwartek, 22 listopada – p. r.) skończyłem przygotowywanie łódki do transportu statkiem do Europy – wraz z 85 innymi jednostkami. W klasyfikacji generalnej regat zająłem ostatecznie 23 miejsce (póki co nieoficjalnie).
Szczerze mówiąc liczyłem na nieco więcej, ale i z tego wyniku jestem zadowolony. Jak już powiedziałem wcześniej: „wstydu nie ma”. W końcu flota składała się z 59 jachtów a dobre 80 więcej chciało w Mini Transacie wziąć udział, ale nie dostało się na listę startową.
Przez te dwa lata nauczyłem się bardzo dużo, przepłynąłem pewnie dobrze ponad 12000 mil morskich (biorąc pod uwagę regaty i treningi). Zaprzyjaźniłem się z łódką i trochę smutno, że to już koniec.
Co zrobić? życie biegnie dalej!
Dziękuję wszystkim dobrym ludziom, których spotkałem na swojej drodze. Również dzięki Wam realizacja mojego projektu była możliwa i skuteczna! Dziękuję wszystkim kibicom, którzy śledzili moje poczynania i których wsparcie czułem nawet wtedy, gdy od tygodnia nie miałem kontaktu ze światem! Mam nadzieję, że ze swojej strony dałem Wam trochę dobrej energii i pozytywnych emocji – podsumowuje Witold Małecki.
Redakcja Magazynu Studenckiego „płyń Pod Prąd” pozdrawia i dziękuje Witoldowi Małeckiemu za wspaniałe emocje!