Nasz profile

Arabska sztuka uwodzenia

Poradniki

Arabska sztuka uwodzenia

Arabska sztuka uwodzenia

Tunezja. La Terraze Cafe na południowym wschodzie kraju, tuż nad morzem. Siedzę na tarasie przy stoliku, na który pada cień dużego parasola. Czekając na moją koleżankę, zamawiam cafe glace i sishę o smaku truskawkowym.

Już po chwili kelner o wyjątkowo śniadej karnacji przynosi moje zamówienie. Uśmiecha się miło, pokazując białe zęby. Aslema mówi, co po arabsku oznacza dzień dobry, po czym obrzuca mnie powłóczystym spojrzeniem. You are very nice dodaje i idzie do kolejnego stolika. Zaciągam się sishą, która w Tunezji jest wyjątkowa dobra. Palenie fajki wodnej w tym kraju to niemalże rytuał. Gdzie się nie spojrzy widać przepełnione kafejki, gdzie klienci delektują się różnymi smakami tytoniu.

„You are so beautiful!”
Patrzę na zegarek, moja współlokatorka powinna przyjść jakieś pół godziny temu. Najwyraźniej udzielił się jej tunezyjski zwyczaj, który oznacza notoryczne spóźnianie się. Tunezyjczycy zawsze mają czas, nigdy się nie spieszą, a pojawienie się punktualnie na spotkaniu graniczy z cudem. Jednak mieszkając już około miesiąca w kraju Maghrebu, zdążyłam do tego trochę przywyknąć. Habibi! – słyszę nagle męski głos, który wyrywa mnie z moich przemyśleń o punktualności. Podnoszę wzrok znad stolika i widzę naprzeciwko młodego Araba, ubranego w różowy T-shirt z wielkim napisem Dolce&Gabbana. Jak się masz? – pyta łamaną angielszczyzną. Mogę się dosiąść? – po czym, nie czekając na moją zgodę, odsuwa krzesło i siada obok mnie.

Ma typową arabską urodę. Ciemne, niemalże czarne oczy, wyglądające jak dwa małe węgielki. Czarne włosy, potraktowane zdecydowanie za dużą ilością żelu, co wydaje się być krzykiem mody wśród Tunezyjczyków. Im więcej żelu, tym lepiej. Konwersacja nie należy do łatwych, ponieważ mój rozmówca o imieniu Firas, nie zna za dobrze angielskiego. Udało mi się dowiedzieć, że mieszka w Sfaxie i studiuje, jak to określił, la faculté des sciences economiques. Jednak wyjątkowo dobrze radzi sobie z prawieniem komplementów w języku angielskim. Co chwila wtrąca You are so beautiful!
Trzeba przyznać, że Tunezyjczycy bardzo dobrze opanowali podrywanie cudzoziemek, potrafią być niezwykle romantyczni. Komplementami uwodzą turystki, którym często brakuje ciepłych słów. You give me your phone number? – pyta nagle Firas. We meet here tomorrow the same time? W krajach arabskich dziewczyna nie musi długo czekać, aby zostać poproszoną o telefon. Arabowie są bezpośredni, bywa i tak, że nieznajomy podchodzi i od razu prosi o numer komórki. Mimo usilnych starań Firasa niespecjalnie mam ochotę spotkać się z nim jeszcze raz i odmawiam. Arab nagle wstaje i się żegna, a do stolika podchodzi moja długo wyczekiwana koleżanka. Nice legs! – krzyczy do niej Firas, zauważając ją w wyjściu z kawiarni.

Powtórka z rozrywki

Mara składa zamówienie u tego samego kelnera co ja. Nic dziwnego, że jej również prawi komplementy. Beautiful hair! – mówi, uśmiechając się przemiło do niej. Za chwilę podchodzi z zamówioną herbatą z liściami mięty. You girls are so nice. Where you live? Rozmowa toczy się według znanego nam schematu. Najpierw kilka komplementów, przedstawienie się, znów miłe słowa, a następnie pytanie o numer telefonu. W międzyczasie nasz kelner ma oczy szeroko otwarte. Zauważa turystkę o platynowych włosach, która właśnie siada przy sąsiednim stoliku z kilkoma koleżankami oraz dwoma Tunezyjczykami. Obowiązkowo w bluzkach z wymownym nadrukiem Dolce&Gabbana. Kelner szczerzy białe zęby. Ma naprawdę ładne, błyszczące zęby, których wiele osób może mu pozazdrościć. W szczególności większość Tunezyjczyków, namiętnie palących około dwóch paczek papierosów dziennie, co odbija się na kolorze uzębienia. Mimo jego powalającego uśmiechu odrzucamy jego starania.

Palę dalej sishę. Jest naprawdę mocna, pewnie dlatego, że zaserwowali ją z tak zwanym dodatkiem od miejscowych. Podejrzewam, że jest to zirak, czyli bardzo mocny tytoń, palony głównie przez starych wyjadaczy. Z drugiej jednak strony nigdy nie wiadomo, co kryje się w tytoniu, ponieważ Tunezja jest bardzo zaskakująca i egzotyczna. Zaciągam się kolejny raz. Naprawdę dobra shisha. Mara wyciąga laptopa i zaczyna odpisywać na mejle. Siedząc tak i delektując się fajką wodną, przypominam sobie pewną sytuację, która miała miejsce podczas wycieczki na Saharę.

Żona poszukiwana

Upał, żar dosłownie lejący się z bezchmurnego nieba. Promienie słońca bezlitośnie dosięgają grupy turystów na Saharze. Mam wrażenie, że zaraz się roztopię i zniknę w bezkresnych piaskach pustyni. Mój wielbłąd idzie miarowo, zupełnie nie zważając na skwar. Mimo nieludzkiej temperatury pustynia wygląda imponująco – gdzie się nie spojrzy, widać piach, piach i piach. To robi wrażenie, czuję się jak prawdziwa Berberka. Wraz z moimi znajomymi wybraliśmy się na wycieczkę na Saharę, a obowiązkowym punktem programu była oczywiście przejażdżka wielbłądami. Mija już pół godziny naszej podróży. Powoli zbliżamy się do końca, do wrót Sahary w Douz, gdzie wypożyczyliśmy wielbłądy. Przewodnik popędza zwierzęta. Yalla, yalla! krzyczy, co po arabsku oznacza szybciej.

W oddali dostrzegam sylwetkę jeźdźca na czarnym koniu, który zbliża się ku naszej karawanie. Wygląda jak z Baśni tysiąca i jednej nocy. Ubrany cały na czarno, na głowie ma turban i chustę, która odsłania tylko czarne oczy. Zatrzymuje konia przy naszych wielbłądach i mówi coś po arabsku do naszego przewodnika. Okazuje się, że ów jeździec o imieniu Nidhal jest Berberem i szuka żony, która zamieszka z nim w Douz. You be my wife – zwraca się do mnie i proponuje przejażdżkę na koniu. Propozycja jest kusząca, lecz przystaję tylko na jej drugą część. Jednak to nie zadawala Nidhala, w końcu on szuka żony. Odjeżdża, może gdzieś dalej, przy innej karawanie znajdzie chętną kandydatkę.

Poszukiwania zwieńczone sukcesem?

Nie wiem, czy w końcu udało mu się znaleźć żonę wśród turystek na Saharze. Na pewno znalazł dziewczynę, którą okazała się być około trzydziestoletnia Europejka. Skąd się tego dowiedziałam? Gdy już wróciliśmy z wycieczki i oddaliśmy wielbłądy w ręce kolejnej grupy turystów, Nidhal radośnie rozmawiał z tą kobietą. Mówili to po francusku, to po angielsku. Słyszałam, że prawił jej masę komplementów. Kobieta co chwilę wbijała wzrok w ziemię i rumieniła się. Najwyraźniej słowa Araba onieśmielały ją, jednak musiały być wyjątkowo miłe. Nigdy nie zapomnę tego, jak trzy tygodnie później, będąc przejazdem w Douz, zatrzymałam się w tym samym miejscu. Kilku moich znajomych nigdy nie jechało na wielbłądzie, więc obiecałam, że ich tam zabiorę. Negocjując cenę wycieczki z przewodnikiem, nie mogłam uwierzyć, gdy zobaczyłam tę samą kobietę z Nidhalem. Siedziała obok niego na ławce przy zagrodzie z końmi. Kim ona jest? – spytałam Araba, u którego dokonywałam transakcji. Beautiful wife – wykrzyknął. Po dość trudnej i zagmatwanej konwersacji udało mi się ustalić, że jeszcze nie są małżeństwem. Nidhal ma nadzieję, że wkrótce tak się stanie i być może pojadą do Europy. To niezwykle ciekawe, że ta kobieta zdecydowała się zostać z dopiero co poznanym Arabem w Douz. Prawdopodobnie musiała zrezygnować z wcześniej opłaconej wycieczki, bądź dokupić kilka turnusów, aby móc zostać z nim.

Kraj kontrastów

Piję ostatni łyk mojej mrożonej kawy. Shisha skończyła się już jakiś czas temu. Powoli z Marą zbieramy się do wyjścia. Rzucam ostatnie spojrzenie na naszego kelnera, który uśmiecha się uroczo i mówi do mnie: Come here tomorrow! Coraz bardziej jestem zadziwiona kulturą tego kraju. Relacje damsko-męskie są tu dość specyficzne i zależą w dużej mierze od tego, czy kobieta jest Arabką czy turystką. Przyjezdne, jak można było wcześniej zauważyć, są adorowane na każdym kroku. Gdziekolwiek się nie pojawią, są otoczone wianuszkiem mężczyzn, spragnionych przygody z Europejką. Poza tym nie ma znaczenia, czy kobieta jest urodziwa czy nie. Liczy się to, że pochodzi z innego kraju. W przypadku gdy nic nie wyjdzie z misternego planu oczarowania turystki, pozostanie zawsze kilka zdjęć z przyjezdną, którymi można pochwalić się przed znajomymi. Prawda jest dość brutalna. Zazwyczaj urocze zachowanie śniadego habibi to tylko przykrywka i służy najzwyklejszej manipulacji, aby osiągnąć swój cel. Oczywiście nie można aż tak generalizować, ponieważ zdarzają się wyjątki. Z kolei zupełnie inaczej wyglądają relacje z Arabkami, które nie mają tak dużo przywilejów. Tunezyjczycy nie są w stosunku do nich tacy szarmanccy. Najwyraźniej kultura arabska rządzi się swoimi prawami, które w dużym stopniu wpływają na sytuację kobiet.

Wraz z Marą opuszczamy La Terazze Cafe. Uderzają nas promienie gorącego słońca, które zdają się przenikać przez każdą komórkę ciała. Miarowym krokiem oddalamy się od kawiarni, słysząc po drodze gwizdanie i komentarze Tunezyjczyków.

Mariola Czupowska

Magazyn "płyń POD PRĄD” jest ogólnopolskim bezpłatnym kwartalnikiem studenckim z corocznym numerem specjalnym - STARTER dla studentów pierwszego roku. Magazyn trafia w potrzeby studentów używając różnorodnych form, takich jak: reportaże z ważnych wydarzeń na uczelniach; wywiady ze studentami, psychologami, profesorami, ciekawymi ludźmi; prezentacje kół naukowych; porady dotyczące zachowania się w różnych sytuacjach w życiu studenckim. „płyń POD PRĄD” dotyka ważnych tematów w życiu społecznym studenta, takich jak nauka, wartości oraz relacje międzyludzkie. Chcesz do nas pisać? Napisz! redakcja(at)podprad.pl Chcesz by objąć patronatem wydarzenie studenckie? Napisz do Marty! Marta Chelińska mchelinska(at)hotmail.com Kontakt do naczelnej - Katarzyny Michałowskiej: naczelna(at).podprad.pl

1 komentarz

1 komentarz

  1. Anna T.

    24 września 2023 at 10:27

    Z przyjemnością przeczytałam. Piękny język… Subtelne poczucie humoru… i – mimo zwykłej sytuacji – niezwykła opowieść😊

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Poradniki

Na górę