Nasz profile

W zetknięciu z inną kulturą trzeba otworzyć się na nowe

Rozwój

W zetknięciu z inną kulturą trzeba otworzyć się na nowe

W zetknięciu z inną kulturą trzeba otworzyć się na nowe

Wyruszając w podróż próbuję otworzyć się na spotkania – z innym człowiekiem i samą sobą. Sprawdzenie biletów i zapięcie ostatniego zatrzasku plecaka jest również chwilą, gdy uprzedzenia chowam do najgłębszej skrytki własnej świadomości.

Każda podróż w przestrzeni jest równocześnie podróżą w głąb siebie. Poznawanie innej kultury, obcych zwyczajów i smaków wiąże się z przywoływaniem tego, co się już zna. Jest to droga pełna niespodzianek, a i czasami, pułapek. Na szczęście są ludzie potrafiący być przewodnikami.

W drodze na Kaukaz

Jedziemy nieistniejącą drogą. Czuję każdy kamień, każdą wyrwę w ubitej ziemi, przez którą powoli, metr za metrem, Gruzin Beso prowadzi samochód. To, że trzęsie, nie jest niczym nowym. Ostatnie kilkanaście kilometrów droga również pozostawiała wiele do życzenia. W pewnym momencie nawet musieliśmy się zatrzymać, żeby popchnąć ciężarówkę. Utknęła na żwirowej drodze blokując ją na całej szerokości. Nikt się nie denerwuje, nie przeklina. Kilkunastu chłopa wysiada z samochodów i zakasuje rękawy.

Woda prosto z Kaukazu

Kiedy w końcu samochód staje, odnoszę wrażenie, że jesteśmy w środku niczego. Mgła i szare chmury przetaczają się kłębami tak nisko nad ziemią, że zbyt wiele nie widać. Wysiadamy prosto w błoto, mroźny wiatr wciska się pod ciepły kaptur. Bez zrozumienia patrzę na Beso wyskakującego w cienkiej ortalionowej bluzie i dziarsko idącego przed siebie.
– Free Borjomi! – Beso przywołująco macha w naszą stronę. Gruzin pochyla się ostrożnie, żeby nie stanąć w strudze wody, lecącej z metalowej beczki. Wyciąga z kieszeni papierowy kubek po kawie, płucze go i podstawia pod strumień. Wypija łyk, podaje mi. Uśmiecha się tak, że nie mogę odmówić. Wyczuwam lekką nutę kawy, ale rzeczywiście smakuje jak mniej gazowane Borjomi ze sklepu. To woda mineralna prosto z kaukaskiego źródła.

Najlepszy przyjaciel

Beso pochodzi z wioski obok. Jest tylko kilka lat starszy ode mnie, ale ma pooraną bruzdami twarz i spracowane dłonie. Gdy zaczepia nas na dworcu w Tbilisi, patrzę na niego trochę podejrzliwie. Od dzieciństwa wpaja się nam brak zaufania do obcych, postanawiam jednak posłuchać intuicji. Beso zabiera nas ze stolicy w góry starym samochodem z kierownicą po prawej stronie.

W drodze zadaję dużo pytań. Do czego służą te rury? Z czego się robi tarhun? Im więcej tych pytań, tym bardziej oczy Beso się do mnie śmieją. Z czasem zaczyna opowiadać sam: o górach, o gruzińskim jedzeniu, o okolicy. I choć za parę godzin każdy z nas podąży w innym kierunku, w danym momencie jest moim najlepszym przewodnikiem.

Górskie serpentyny Armenii

Po przecinającej Armenię pseudoautostradzie pędzimy z prędkością stu kilometrów na godzinę. Prędkość wcale nie spada, gdy wjeżdżamy na górskie serpentyny. Ando, kierowca marszrutki, bardzo się denerwuje, gdy droga jest za wąska, by wyprzedzić wlokącego się przed nim grata. Ale poza tym ma w sobie wiele cierpliwości i empatii.

Gdy podczas postoju wracam do busa zziębnięta, oferuje mi swoją bluzę. I zagaja kilkoma słowami po polsku. – Służyłem w Polsce, pod Szczecinem – zaczyna opowiadać. Rozbrajająco przeprasza, że zbyt wiele słów po polsku jednak nie zna. Jako wojskowy spędził cztery lata przy granicy z Niemcami, a po rozpadzie bloku wschodniego wrócił do ojczyzny. Pyta, jak się teraz żyje w Polsce i czy dużo się zmieniło. Otulam się jego bluzą, z torebki wyciągam cukierki. Pierwsze lody zostały przełamane. Po powrocie do ojczyzny Ando niedługo cieszył się towarzystwem rodziny – wyjechał walczyć do Górskiego Karabachu. O wojnie nie chce opowiadać: było, minęło. – Musisz jednak wiedzieć, że to najpiękniejszy na świecie skrawek ziemi.

To ludzie tworzą podróż

Ludzie i ich historie najmocniej oddziaływają na moją wyobraźnię. Przypadkowo spotkani, często pomagający w potrzebie, ciekawi mojej historii równie mocno, co ja ich. Ze szczerym zdziwieniem tłumaczący, że tu nie ma nic do oglądania. Częstujący jabłkiem i pomarańczami. Nie znający ani słowa po angielsku, ale pomagający wymienić koło w samochodzie. Zostawiający otwarte drzwi do domu, żebyśmy mogli wejść późną nocą. Tacy zupełnie inni, a jednocześnie zupełnie ludzcy. Bez nich najbardziej egzotyczna wyprawa byłaby tylko oglądaniem albumu z pięknymi zdjęciami.

tekst i foto: Ana Matusevic
Autorka bloga jakmalowany.pl

Blogerka, fotografka i człowiek kultury. Uwielbia podróże i odwiedziła: Gruzję, Grecję, Izrael, Portugalię, Norwegię, Włochy, Szkocję i Walię. Swoje fotografie i zapiski publikuje na blogu http://www.jakmalowany.pl. Lubi wyzwania i należy do tych ludzi, którzy ratują świat. Angażuje się w organizowanie tylko najlepszych konferencji (Medionalia, Trampki, Europejski Poeta Wolności). Instagram: anamatusevic Twitter: anamatusevic

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Rozwój

Na górę