Nasz profile

Gdy przyszłość nie zawsze jest dana

Multimedia

Gdy przyszłość nie zawsze jest dana

Gdy przyszłość nie zawsze jest dana

Strata bliskiej osoby nierzadko wiąże się z trudem: zrozumienia i zaakceptowania, że świat, który znałeś się zmienia – współautor niejednej istotnej jego części odchodzi. Często niekontrolowanie, odsłania przed pogrążonymi w żałobie wszystko to, co wiązali czy definiowali ze zmarłym, poddając się przy tym całemu spektrum uczuć. Rúnar Rúnarsson w swojej najnowszej produkcji przedstawia natomiast przypadek żałoby kontrolowanej. Gdzie jej pełne wyrażenie nie może zostać wyciągnięte na światło dzienne.

„Jutro o świcie” w kinach od 28 lutego

Akcja filmu „Jutro o świcie” rozgrywa się w Islandii. Przedstawia jeden dzień z życia studentki sztuk pięknych – Uny (Elín Hall). Podczas niego dochodzi do jednej z najgorszych katastrof lądowych w kraju. W Reykjavíku następuje wybuch w tunelu drogowym, wskutek czego ogień pokrywa wszystko to, co znajdywało się w podziemnym korytarzu. To tam ginie Diddi (Baldur Einarsson), przyjaciel Uny z zespołu rockowego, z którym dzieliła nie tylko pasję do muzyki, lecz także sekret – ich romans. Gdy bliscy chłopaka, w tym dziewczyna Diddi’ego Klara (Katla Njálsdóttir), dowiadują się o tragedii, postanawiają spędzić razem kilka najbliższych godzin, by wesprzeć się w tym bolesnym dniu dla nich jak i pogrążonej w żałobie narodowej Islandii.

Krótka historia o stracie

Produkcja w krótko długim metrażu (trwa 82 minuty) przedstawia różne oblicza żałoby. W zależności od wybranego młodego bohatera, zauważymy odmienność w dźwiganiu ciężaru straty, której doświadczają. Jednocześnie ukazuje, że pomimo różnić w jej przeżywaniu, każdy z nich spotyka się w sytuacji na styku chęci spełnienia tego samego pragnienia, jakim jest doznanie wsparcia.

Za pośrednictwem niewielu scen Rúnarssonowi udaje się ukazać cały wachlarz przeżyć i stanów, w jakich znajdują się bliscy w pierwszych godzinach po stracie, z niedowierzaniem na czele – nieumiejętnością odnalezienia się w świecie, w którym bliskiego już nie ma. Gdzie z bycia częścią codzienności, zmarły staje się opowieścią o tym, jak owa codzienność wyglądała kiedyś.

Rozpacz po odejściu ukochanego

W całej sytuacji próbuje odnaleźć się sama Una. Żal i rozpacz po odejściu ukochanego nie stają się dla niej naturalnym odruchem związanym ze stratą, lecz moralnym wyborem: przedstawieniem prawdy o ich związku, co może dołożyć cierpienia Klarze, a utrzymaniem emocji w ryzach, nie wzbudzając tym samym podejrzeń co do charakteru jej relacji z Diddim, dokładając przez to bólu sobie. Niemożność przeżycia w pełni pierwszych momentów żałoby, bez zahamowań czy zwracania uwagi na swoje odruchy i uczucia, staje się dla niej dodatkową trudnością. Wiąże się to bowiem z nieotrzymaniem wsparcia na miarę istoty, jaką rzeczywiście odgrywał w jej życiu chłopak, którego kochała. To wsparcie, którego potrzebuje, trafia za to w słowach i gestach do tej, której romans z Diddim był jawny i widoczny – Klary.

W tak prowadzonym wątku ujął mnie fakt, że pomimo możliwości, Rúnarsson nie moralizuje. Nie ukazuje Uny jako tragicznej antagonistki dla partnerki swojego kochanka. Stara się natomiast przedstawić, że te młode kobiety, choć różne pod wieloma względami, łączy jedno – miłość, którą obdarzyły Diddi’ego. To dzięki niej, wręcz intuicyjnie, dzielą emocjonalną więź, skupioną wokół tragedii, jaką jest odejście ukochanego. I to na tym reżyser skupia się najbardziej. Bez osądów czy stawiania tez, a z emocjami i napięciem przewodzącymi ich każdą kolejną sceną.

Czy jutro będzie nasze?

Ten film to osadzony w islandzkiej kulturze obraz powszechnego doświadczenia – straty. Ale niech to nie stanie się pretekstem, by najnowszej produkcji scenarzysty i reżysera z Reykjavíku nie obejrzeć. Bo jego opowieść choć o uniwersalnym problemie, przedstawionym w minimalistycznym stylu, nie leży nigdzie blisko sztampowości. Z wielką czułością oraz autentycznością mierzy się z opowiedzeniem o niezbywalnym prawie czasu, jakim jest brak pełnej kontroli nad tym komu i ile jest go dane, nie posiadaniu całkowitej pewności o własnym, bądź czyimś, jutrze. Tym o świcie, czy każdej innej porze.

Anna Merchel

Studentka trzeciego roku Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Interesuje się kinematografią, polską sceną muzyczną (w szczególności tą alternatywną i rockową) oraz psychologią. Dumna Kaszubka, mieszkająca obecnie w Trójmieście (fanka numer jeden Sopotu).

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Multimedia

Na górę