Cześć co słychać?
Impreza, odbywająca się w przytulnej knajpce, mogłaby być jedną z wielu, ale nie jest. Jest to wydarzenie egzotyczne i to nie tylko z powodu międzynarodowej obsady. Impreza nazywa się Speed meeting.
Przy wejściu dostajemy naklejki z imionami. Wymieniamy z kolegą spojrzenie pełne zdziwienia, ale co zrobić? Przecież nie wystraszą nas jakieś świstki papieru. Z imieniem na piersi i pokalem w dłoni czekamy na dalszy rozwój wypadków. Podobną strategię przyjmują inni adepci sztuki ekspresowego nawiązywania znajomości.
Początek jest pełen niepewności. Gospodarz zachęca rozproszonych po lokalu ludzi, by usiedli przy jednym, długim stole. Jego apel nie spotyka się jednak z wielkim odzewem. Strach przed nieznanym pęta ludziom nogi. Ciekawość okazuje się jednak silniejsza. Po pewnym czasie nie ma już wolnych krzeseł.
O mnie w 120 sekund
Reguły są proste. Rozmawiamy z osobą siedzącą naprzeciwko nas przez 2 minuty. Po upływie tego czasu każdy przesiada się o jedno miejsce w swoją prawą stronę. W ten oto sposób stajemy twarzą w twarz z nową osobą, z którą konwersacja potrwa równie krótko.
Czasu jest niewiele, dlatego dialogi są bardzo dynamiczne. Wyrzucam z siebie informacje o tym, kim jestem, co robię i co myślę o całej imprezie. Poziom hałasu rośnie. By zostać usłyszanym po drugiej stronie stołu, muszę niemal krzyczeć. Powstaje radosny chaos. Ktoś wybucha śmiechem, ktoś głośno zapewnia, że w coś nie dowierza. Jakiś spóźnialski spontanicznie dołącza do kolejki, ktoś inny z niej wypada i zaczyna rozmowę gdzieś na uboczu. Zapoznawcza machina działa.
Zmiana!
Mijają kolejne dwie minuty. Przesiadam się o jedno miejsce w prawo. Naprzeciwko siada dziewczyna o typowo brytyjskiej urodzie. Muszę szybko przestawić się na angielski. Jednak panujący wokoło hałas nie pomaga w rozmowie w obcym języku. – Skąd jesteś? – zaczynam. – Z Anglii – mówi, jednak ja słyszę tylko niewyraźne dźwięki. – Z Włoch? – pytam z niedowierzaniem. – Nie, Z ANGLII! Czy ja wyglądam na Włoszkę? – Nie, ani trochę – przyznaję. Pogawędka jakoś nam się nie klei. Na szczęście to tylko dwie minuty. Zmiana!
Akcent
Po jakimś czasie robi się ciszej. Ludzie łączą się w małe grupy. Przestali być spięci. Odważnie podchodzą do innych, przysłuchują się dyskusji i już za chwilę sami w niej uczestniczą. Zasada: nigdy nie rozmawiaj z nieznajomym, już dawno przestała obowiązywać.
Myślałem sobie, że będzie to wyjątkowo płytka impreza. Ekspresowe poznawanie ludzi nie budziło we mnie pozytywnych skojarzeń. A teraz stoję tu i odrzucam konwenanse. W jakiej innej sytuacji mógłbym podejść do kogokolwiek i zacząć rozmowę od: co słychać? A ta Litwinka mówi po polsku z przeuroczym akcentem. Na imię jej Eivile. Dzwoni mój telefon. Cholera. Odchodzę na chwilę. Tylko na chwilę, ale gdy wracam, jej już nie ma. Aż taki ze mnie nudziarz? Szukam jej. W końcu na siebie wpadamy, a ona tłumaczy mi, że skoro z każdym można pogadać, to po co na kogoś czekać. Jak będę chciał z nią znów porozmawiać, to przecież mogę po prostu podejść. No jasne, to takie proste. Wymieniamy się kontaktami, gdy czas już na mnie. A kolega? Kolega zostaje.
***
Na wtorek umówiłem się z Eivile.
Krzysztof Minakowski