Inauguracja roku akademickiego, więc trzeba ogarnąć akademicką kuchnię
No i skończyło się jedzenie w domu lub internatowej stołówce. A jeść trzeba! Jestem już studentem. Jestem dorosły i poradzę sobie sam! Sam zadbam o żołądek! W końcu zerkało się mamusi przez ramię, gdy ta gotowała te wspaniałe obiady… A zatem, do dzieła!
Do podjętego przedsięwzięcia należy podejść z głową, jak prawdziwy strateg. Najpierw trzeba sprawdzić teren. Kuchenka gazowa z piekarnikiem – jest. Super! Skoro przedsięwzięcie ma szanse powodzenia, przeliczam fundusze. Za radą sąsiada z naprzeciwka (i z powodu skromnego budżetu) zakupy ograniczam do małego garnka i patelni. Kubek, talerz i sztućce mam z domu. Gdybym miał więcej kasy, pokusiłbym się o własny czajnik elektryczny. Mam już dość biegania za każdym razem do kuchni, gdy tylko chcę zagotować wodę na kawę. Z drugiej strony, zawsze na piętrze jest ktoś, kto czajnik ma i w razie czego użyczy. Trzeba tylko dowiedzieć się, kto dokładnie i czy o danej porze uda się go zastać.
Można wziąć się do roboty
Skoro mam już w czym gotować, pora wziąć się do roboty. Po pierwszym rozgotowaniu ziemniaków i przypaleniu kurczaka, do kuchni zagląda sąsiad. Nie to, żeby się martwił. Miał po prostu dosyć dymu na korytarzu.
Wreszcie zmagania w kuchni zostają uwieńczone pierwszym sukcesem: potrawa wygląda na jadalną. Niestety, znów daje się we znaki brak doświadczenia. Wygląd wyglądem, ale smak – coś okropnego! Zapomniałem o przyprawach!… I tak, raz za razem, wciąż staram się przyrządzić kurczaka z ziemniakami i prostą surówką.
Czy mi się uda?
Kiedy już straciłem całą nadzieję na powodzenie, do kuchni zagląda sąsiadka, która właśnie wracała z zajęć. Ofiaruje swoją pomoc w gotowaniu pod warunkiem podziału kosztów. Chętnie na to przystaję… I to jest klucz do sukcesu! Proste porady i większe doświadczenie sprawiają, że obiad jest naprawdę smaczny! A to powoduje, że wraca mi wiara w powodzenie moich starań.
Po dwóch miesiącach jedzenie staje się całkiem smaczne i mogę się wreszcie odwdzięczyć sąsiadce i sąsiadowi za ich pomoc. Na propozycję obiadu, ale wykonanego już bez ich pomocy reagują nieco podejrzliwie, jednak dają się namówić. Może dlatego, że czekam na ich powrót z zajęć w kuchni, która jest świetnym punktem obserwacyjnym, bo znajduje się na początku korytarza. Nie mają argumentu, żeby odmówić: są zmęczeni, głodni i jeszcze nie zdążyli sobie niczego przygotować.
Zadanie zakończone sukcesem
Jeszcze chwila niepewności… Sukces! Jedzenie im smakuje! Mile połechtany ich wdzięcznością, postanowiłem zrobić mały rachunek zysków i strat. Wiele zużyłem czasu i energii, zapewne łatwiej i szybciej byłoby zjeść w stołówce. Ale obiad zrobiony samemu jest tańszy, np. kotlet schabowy w barze to 5 zł, czyli tyle, co kawałek surowego mięsa, starczający na pięć domowych. Co więcej, zmuszony do korzystania z porad nawiązałem dobre relacje ze starszymi studentami, a i zdobyłem niejaką sławę jako ten, którego często można spotkać w kuchni.
Lecz nie można spocząć na laurach. Pora na coś większego! Ciasto!…
(Jakub Kupracz)