Bohater społecznej zmiany
Za każdą wielką inicjatywą społeczną stoi człowiek z pasją, wizją i niezwykłą determinacją. W przypadku działań pomocowych dla uchodźców w Gdańsku, jedną z kluczowych postaci był Artur Brzozowski – człowiek, który z młodzieńczego marzenia o zmienianiu świata stał się koordynatorem projektu o bezprecedensowej skali. Mierząc się z wyzwaniami, które uczyły go nie tylko o pomaganiu innym, ale i o samym sobie.
Artur Brzozowski, jak przyznaje w podcaście „Stacja Zmiana”, rozpoczął swoją drogę od wdzięczności do działania. – Niegdyś pomogły mi dwie osoby, które dały mi drugą szansę na życie – opowiada Brzozowski. – Zrozumiałem, że jeżeli te osoby mi pomogły, to czas na mnie, bym mógł dalej przekazywać tę pomoc.
Od wolontariatu w Gdańsku, poprzez pracę w organizacjach pozarządowych, stopniowo odkrywał, że pomaganie może stać się jego misją – zarówno prywatnie, jak i zawodowo.
Misja w obliczu kryzysu
Jego doświadczenie w organizacji działań społecznych zyskało nowy wymiar w obliczu globalnych kryzysów. Najpierw projekt: „Gdańsk Pomaga”, wspierający seniorów i osoby niepełnosprawne podczas pandemii COVID-19. – Stworzyliśmy coś od zera, co było fantastycznym czasem działania, ale ciężkim dla wielu – wspomina Artur.
Prawdziwy test nadszedł jednak w lutym 2022 roku, wraz z wybuchem wojny w Ukrainie. Artur stanął na czele projektu „Gdańsk Pomaga Ukrainie”, koordynując punkt pomocowy na Dolnej Bramie 8. Był to czas intensywnej pracy, od świtu do nocy. – Czułem sens pomocy tym ludziom. Wiedziałem, że ja ich nie mogę zostawić, bo oni są w większej potrzebie niż ja – podkreśla. Pamięta, jak dźwięk telefonu, przez który przetaczały się setki rozmów z ofiarami wojny i osobami oferującymi pomoc, dzwonił mu w uszach nawet podczas snu.
Kulminacją tych działań było stworzenie Centrum Pomocy w Zieleniaku, międzynarodowego projektu realizowanego we współpracy z ONZ. Artur, choć młody lecz doświadczony, otrzymał wolną rękę od swojego szefa. – Nie wiedziałem, czy udźwignę, ale znając mnie, myślałem: pewnie udźwignę – mówi. Stworzył od podstaw 30-osobowy zespół, adaptował międzynarodowe standardy do polskich realiów i przez pięć miesięcy kierował dystrybucją pomocy finansowej dla uchodźców, którzy przybywali do Gdańska z jedną walizką.
Od pomocy doraźnej do Centrum Społeczności
Po fazie doraźnej pomocy, projekt ewoluował w Centrum Społeczności, które miało wspierać długoterminową integrację. Oferowano tam szereg usług: od pomocy pracownika socjalnego w tłumaczeniu dokumentów czy pisaniu CV, przez wsparcie psychologiczne (konsultacje i arteterapię), po kursy języka polskiego i zajęcia dla dzieci. Artur z dumą wspomina sukcesy, takie jak targi pracy, które „przy zerowym koszcie” zgromadziły prawie tysiąc osób, łącząc pracodawców z potrzebującymi.
– Uważam, że się zrealizowałem, spełniłem najbardziej jak mogłem – podsumowuje ten okres. Centrum stało się miejscem otwartym dla wszystkich, nie tylko dla obywateli Ukrainy, promując ideę integracji i wzajemnego zrozumienia.
Cena pomagania i osobista transformacja
Intensywność pracy i ludzkie cierpienie odcisnęły piętno. Artur otwarcie mówi o ryzyku wypalenia zawodowego wśród społeczników. – Trzeba o tym otwarcie i głośno mówić, że osoby społeczne się wypalają. Mają do tego prawo, ale trzeba też wiedzieć, że po tą pomoc trzeba sięgnąć – apeluje. Podkreśla wagę dbania o work-life balance i nie wstydzenia się poszukiwania pomocy psychologicznej. – Świat się nie zawali, jeżeli po 8 godzinach ja wyjdę z pracy i ja to też wreszcie zrozumiałem – przyznaje.
Świadectwa, które usłyszał, były wstrząsające – jak historia kobiety, która przeżyła bombardowanie bloku w Charkowie i jadła śnieg, uwięziona w swoim mieszkaniu. Ale były też historie pełne nadziei, jak opowieść pani Leny, która po przejściu przez 15 pól minowych na Ukrainie, odnalazła sens w pracy i uczyła, że „nie warto przywiązywać się do rzeczy, a bardziej do ludzi”.
Te doświadczenia zmieniły Artura. – Patrząc dziś z perspektywy 10 lat wstecz, to ja byłem zupełnie innym człowiekiem. Byłem osobą, która stała w kącie, była cicha, obserwowała, a dzisiaj rozmawiam, komunikuję się, działam konkretnie, jest mi wszędzie pełno – wyznaje. Można powiedzieć, że Artur Brzozowski stał się „społecznym Pudzianem”. Co więcej, zafascynowany językiem, nauczył się ukraińskiego na tyle, że potrafi oglądać filmy bez napisów i swobodnie komunikować się na podstawowym poziomie.
Pomagać mądrze i słuchać ludzi
Mimo zamknięcia Centrum Społeczności (jest to związane z finansowaniem), Artur zgromadził bezcenną wiedzę i doświadczenie. Podkreśla, że pomoc nie może być odgórna, bo „każdy przypadek jest indywidualny”. Kluczem jest „mądre pomaganie” – a to oznacza przede wszystkim słuchanie ludzi i ich rzeczywistych potrzeb. – Nie narzucajmy im sami tego co nam się wydaje dobre. Na przykład rzućmy uchodźcom kurs języka polskiego i to samo pójdzie dalej. Niestety nie pójdzie samo dalej – tłumaczy. Potrzeby są złożone, często wielowymiarowe, i wymagają holistycznego podejścia.
Artur z całą mocą sprzeciwia się generalizowaniu w kwestii uchodźców, podkreślając, że każda historia jest inna, a ludzie przyjeżdżają z różnych powodów i z różnymi bagażami doświadczeń. Jego praca utwierdziła go w przekonaniu, że w życiu „nic nie jest trwałe i wieczne” i że „można zacząć nowe życie w każdym miejscu”.
Historia Artura Brzozowskiego to świadectwo, jak z osobistych doświadczeń i ogromnej empatii można budować mosty, integrować społeczności i zmieniać świat – jeden dzień, jedna rozmowa, jedna mądra decyzja na raz. To inspiracja do tego, by nie bać się ryzykować, angażować i szukać w sobie siły do stawiania czoła największym wyzwaniom.
Całą rozmowę możesz połuchać:
