Nasz profile

Sidney Polak – wywiad

Aktualności

Sidney Polak – wywiad

Sidney Polak – wywiad

Gdyby przeprowadzić wybory na najpopularniejszego perkusistę w kraju jestem pewien, że wygrałby on – Jarosław Polak, znany szerzej jako Sidney Polak. Bębniarz legendarnego T.Love i wokalista własnego zespołu założonego na początku 2004 roku. O czasach zamierzchłych, teraźniejszych i przyszłych opowie nam on sam.

Twoja najnowsza płyta nosi tytuł Cyfrowy styl życia. Chciałbym jednak wrócić do czasów analogowych. Aktualnie mówią na Ciebie Sidney, lecz jakie przydomki miałeś wcześniej, w okresie licealnym, studenckim?

Na Chomiczówce nie pamiętam jak na mnie mówili, chyba Polak po prostu. Wśród muzyków przez długi czas nazywali mnie Młody. Miałem 18 lat, kiedy zacząłem grać w T.Love i wszyscy byli ode mnie dużo starsi. Później ta ksywa się zmieniła w Wujka. Przestałem być młody – zostałem grubym staruchem (śmiech). Teraz mówią mi Polak albo Sidney, chociaż to drugie używane jest przez ludzi, którzy mnie tak dobrze nie znają.

Wspomniałeś o twoich początkach w T.Love. Będąc jeszcze w liceum trafił Ci się angaż w pierwszoligowym zespole rock’n’rollowym. To niecodzienna sytuacja, musiałeś czuć się dzieckiem szczęścia.

Czułem się jakbym złapał Pana Boga za nogi. Gdy zaczynałem tam grać, na początku lat 90., to zespół ten był oczywiście znany, ale nie miał jeszcze pozycji ikony, jak ma to miejsce teraz. Działo się to przed wielkimi hitami typu Warszawa, czy King. Renoma T.Love zbudowała się przez ostatnie 20 lat, a ja poniekąd byłem świadkiem tego.

W wieku 18 lat jest się ciągle trochę dzieciakiem, szczególnie w oczach starszych ludzi. Musiało być trudno przekonać do siebie 10 lat starszego Muńka, by wziął do składu takiego młodziaka.

To nie Muniek wynalazł mnie do zespołu, a Janek Benedek [były gitarzysta T.Love – przyp. K.Ł], który jest ode mnie starszy o 4 lata. Miałem z nim kontakt nie tylko muzyczny. Z moim licealnym zespołem Cytadela zdarzało się grywać próby w domu Janka, gdzie on też dżemował. W ten sposób poznaliśmy się i w końcu on zaangażował mnie do zespołu spośród kręgu osób, które znał.

Równocześnie z tym byłeś nadal uczniem. Jak znajomi z klasy reagowali na kolegę robiącego zawrotną karierę rock’n’rollową?

Granie w T.Love zaczynałem w klasie maturalnej. Moja szkoła była specyficzna. Uczęszczało do niej mało ludzi, ale każdy coś tam tworzył. Jeden grał w filmie, drugi w serialu, trzeci jeździł do Puszczy Białowieskiej i niedługo potem pisał o tym artykuły do Gazety Wyborczej. Tam po prostu wszyscy coś robili, przez co nie byłem jedynym człowiekiem, który mógłby zaimponować komuś tym, czym się zajmuję.

Gdybyś miał porównać publikę, która przychodzi na koncerty dzisiaj i tę która przychodziła 20 lat temu, to co byś zaobserwował?

Dwadzieścia lat to jest mniej więcej tyle ile trwa jedno pokolenie. To nowe nie jest skażone tą niewolą, czasami komunizmu, pewnego typu izolacją. Z drugiej strony tamto pokolenie nie było skażone takim ogólnym konsumpcjonizmem, który jest charakterystyczny dla czasów teraźniejszych. Wydaje mi się, że dla tamtych ludzi muzyka była czymś zdecydowanie ważniejszym. Nie mam tu na myśli konkretnych kapel, ale muzykę ogólnie. Słuchanie muzyki mocniej określało ciebie, poza tym było w tzw. dobrym tonie.

Z tego co mówisz można wyciągnąć prosty wniosek, iż dzisiaj, w dobie przepychu i przesytu wszystkim, o wiele trudniej niż przedtem zainteresować odbiorcę swoją sztuką. Pomimo tego, tobie się to udaje. Pytanie nasuwa się samo: jak to robisz?

Trudno mi na to pytanie odpowiedź. Staram się po prostu robić piosenki najlepiej jak potrafię. Ponoć mój głos i tembr głosu podoba się młodym ludziom, generalnie nawet dzieciom. Ktoś mi ostatnio powiedział, że moje numery mają w sobie pewnego rodzaju teatralność, może to dzięki temu. Podkład jest czasami rock’n’rollowy, czasami hip-hopowy, ale sposób narracji prowadzony jest taki, jakby piosenka była jakimś aktem, kawałem sztuki teatralnej.

Styl życia ludzi na początku XXI wieku nazwałeś cyfrowym. Masz jakieś wyobrażenie, jak będzie wyglądać styl życia za kolejne kilkadziesiąt lat?

Myślę, że nadal będzie cyfrowy. Kiedyś trzeba było książkę fizycznie napisać na maszynie albo ręcznie, ktoś to później musiał przepisać, ułożyć, oprawić. Dopiero efektem takiej pracy była normalna książka. Ze wszystkim było podobnie. Dzisiaj każde dzieło popkulturowe można zawrzeć na flashu, przepływ informacji jest bardzo prosty i szybki. Są zagrożenia i korzyści związane z tą sytuacją, ale już nie ma odwrotu. Nie jest też tak, że nowe środki przekazu eliminują stare, tylko powodują ich zwielokrotnienie. Za 200 lat ludzie nadal będą czytać papierowe książki, to nie ulega wątpliwości. Przepowiadano już upadek kina, gdy wynaleziono magnetowidy domowe i nic z tego nie wszyło.

Kamil Łukasiewicz

Magazyn "płyń POD PRĄD” jest ogólnopolskim bezpłatnym kwartalnikiem studenckim z corocznym numerem specjalnym - STARTER dla studentów pierwszego roku. Magazyn trafia w potrzeby studentów używając różnorodnych form, takich jak: reportaże z ważnych wydarzeń na uczelniach; wywiady ze studentami, psychologami, profesorami, ciekawymi ludźmi; prezentacje kół naukowych; porady dotyczące zachowania się w różnych sytuacjach w życiu studenckim. „płyń POD PRĄD” dotyka ważnych tematów w życiu społecznym studenta, takich jak nauka, wartości oraz relacje międzyludzkie. Chcesz do nas pisać? Napisz! redakcja(at)podprad.pl Chcesz by objąć patronatem wydarzenie studenckie? Napisz do Marty! Marta Chelińska mchelinska(at)hotmail.com Kontakt do naczelnej - Katarzyny Michałowskiej: naczelna(at).podprad.pl

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Aktualności

Na górę