Histe(o)ria z wibratorem w tle
Dziewiętnastowieczny Londyn. Z miejskiego szpitala zostaje wyrzucony Mortimer Granville (Hugh Darcy), młody lekarz, który zdaniem dyrektora placówki ma obsesję na punkcie przestrzegania zasad higieny. A poza tym jest przemądrzały. Zrozpaczony Granville szuka nowego zajęcia. Wkrótce znajduje je u boku doktora Roberta Dalrymple’a (Jonathan Pryce), specjalisty od chorób kobiecych…
Już nieco posunięty w latach dr Dalrymple twierdzi, że połowa kobiet z Londynu cierpi na histerię. Są rozdrażnione, zmęczone, marudne. Podłożem ich problemów jest brak zaspokojenia seksualnego. Doświadczony lekarz nie radzi sobie jednak z napływem pacjentek leczonych masażem relaksacyjnym, dlatego zatrudnia asystenta. Granville stara się jak może. Uważnie naśladuje Dalrymple’a, który zaoferował mu nie tylko dobre zarobki, ale i stancję. W ten sposób już od pierwszych dni Mortimer zaprzyjaźnia się z młodszą córką doktora – Emily (Felicity Jones). Dziewczyna jest ładna, zgrabna, ułożona i posłuszna ojcu. Gra na fortepianie, zna się na literaturze i studiuje frenologię. Jej przeciwieństwem jest starsza siostra – Charlotte (Maggie Gyllenhaal), którą cechuje impulsywność i bezpośredniość. Jest niezależna i aktywna społecznie. Prowadzi przytułek dla biednych, gdzie uczy dzieci i pomaga ich rodzicom niejednokrotnie notowanym za kradzież czy prostytucję. Działalność Charlotte nie podoba się ojcu, który – po śmierci żony – wolałby mieć w domu dwie pokorne córki. Losy bohaterów sprawiają, że ich drogi się krzyżują. I choć początkowo wydaje się, że Mortimer i Emily mają się ku sobie, okazuje się, że nie wszystko jest takie, jak nam się zdaje na pierwszy rzut oka.
Film opowiada dosyć naiwną historię, mimo iż samo wynalezienie wibratora jest tylko tematem pobocznym (choć polski podtytuł Romantyczna historia wibratora sugeruje inaczej). Uczucie łączące Emily i Mortimera okazuje się niezbyt trwałe, za to nagłe zafascynowanie bohatera Charlotte przemieniające się – ni stąd ni zowąd – w płomienne uczucie jest łatwe do przewidzenia. Na dobre nic w Histerii nie zaskakuje. Nie ma zwrotu akcji (miało nim być zapewne obudzenie się z letargu Mortimera, które faktycznie było do bólu przewidywalne), nie ma zadziwiającego finału. Każdy kolejny ruch postaci można wyczytać jak z otwartych kart.
Również gra aktorska jest na przeciętnym poziomie. Ale czego spodziewać się po drugorzędnej komedii romantycznej ze słabą fabułą? Za ciekawe można uznać jedynie dwie postacie filmu: wybuchową Charlotte, która wnosi trochę energii do stosunkowo smętnej historii oraz przyjaciel Mortimera, Lord Edmund (Rupert Everett), którego szalone pomysły ożywiają atmosferę. Niestety pozostałe elementy takie jak muzyka, zdjęcia czy scenografia były przeciętne do granic możliwości. Choć XIX-wieczny Londyn został wiernie odwzorowany, mimo wszystko zabrakło tam realizmu. Było za czysto, za porządnie!
Pomimo wielu wad nie dyskredytuję jednak filmu Histeria. Nie stwierdzam, że jest nic niewarty. To komedia romantyczna klasy B i jeśli ktoś lubi takie kino, nie będzie zawiedzony. Są momenty, które śmieszą, są również ciekawe fragmenty, a z całości wybrzmiewa morał, iż zawsze należy zostać wiernym swoim ideałom i dążyć do spełniania marzeń. Ponadto chyba reżyser postawił sobie za zadanie spełnienie również funkcji dydaktycznej poprzez zwrócenie uwagi na znaczenie działań pierwszych feministek w dążeniu do osiągnięcia równouprawnienia kobiet. Jeśli jesteście gotowi na lekki, miły i przyjemny obraz pobieżnie traktujący sytuację kobiet w XIX-wiecznej Anglii, polecam. Jeśli nie, zostańcie lepiej w domu.
TYTUŁ ORYGINALNY: Hysteria
PREMIERA: 02 marca 2012
REŻYSERIA: Tanya Wexler
SCENARIUSZ: Jonah Lisa Dyer, Stephen Dyer
MUZYKA: Christian Henson
ZDJĘCIA: Sean Bobbitt
OBSADA: Hugh Darcy, Maggie Gyllenhaal, Jonathan Pryce, Felicity Jones, Rupert Everett