Trudna miłość, czyli historia o umieraniu
Najnowszy obraz Michaela Hanekego pt. Miłość przedstawia losy małżeństwa z długoletnim stażem, które zmaga się ze starością, z nagłą chorobą jego z nich. I choć zarys tej historii wydaje się trochę nudny, niezbyt ciekawy, bardzo zwyczajny, w tym właśnie tkwi siła produkcji. Bo Haneke pokazuje rzeczywistość, który za kilka, kilkanaście bądź kilkadziesiąt lat może stać się naszą.
Paryskie małżeństwo emerytowanych nauczycieli muzyki, George i Anne, żyje ze sobą od kilkudziesięciu lat. Poznajemy je, gdy siedzi w filharmonii na koncercie dawnego ucznia Anny. Bohaterowie są szczęśliwi, eleganccy, kulturalni. I wciąż bardzo zżyci ze sobą. Pewnego dnia, zupełnie nagle, Anne dostaje wylewu. Jej ciągle pogarszający się stan zdrowia sprawia, że życie George’a diametralnie się zmienia. Mężczyzna zaczyna pełnić funkcję czułego opiekuna, nie przestając być dla żony wiernym przyjacielem. Nie pozwala na oddanie jej do domu starości, nie godzi się – zgodnie z jej wolą – na odesłanie do szpitala. Choroba staje się więc dla małżeństwa największym i zarazem najtrudniejszym testem dla ich miłości.
Film ten to jednak nie tylko opowieść o miłości, czułości, opiekuńczości. To także, a może przede wszystkim, rozważanie nad tym, jak bardzo jesteśmy w stanie poświęcić się dla drugiej osoby. Gdzie leży granica rezygnacji z siebie dla ukochanej/ukochanego? Reżyser posunął się jeszcze o krok dalej. Pyta nas, jak długo można oddać siebie komuś, jak długo jesteśmy w stanie patrzeć na cierpienie bliskiej osoby.
Co znamienne, w Miłości nie padają wielkie słowa, wielkie wyznania. Są gesty świadczące o wciąż żywej miłości. I dramat odchodzenia. Historia życia naszych bohaterów jest zapisana w muzyce. George przypomina sobie żonę, gdy zasiadała do fortepianu i grała ulubione utwory.
Nie sposób nie docenić kunsztu duetu aktorskiego. Ich gra, a zwłaszcza kreacja Emmanuelle Riva, jest niesamowita. W pierwszych scenach Riva jest elegancką starszą panią. Idealnie ułożona fryzura, delikatny makijaż. Pod koniec filmu jest nie do poznania. Bezwładne ciało, zdeformowana twarz, na przemian nieobecne lub pełne bólu spojrzenie.
Jeśli poszukacie tekstów dotyczących Miłości na pewno natraficie na takie zdanie będące opisem filmu: (…) to jedno z największych arcydzieł współczesnego kina. Film opowiada o sile miłości, czułości i poświęceniu. I ja – choć niektórzy powiedzą, że wolą wcześniejsze obrazy Hanekego – całkowicie się z nim zgadzam. To fantastyczna opowieść, która dzięki niemalże minimalistycznej, subtelnej formie wzbogaconej muzyką, trafia prosto w serce. I nie tylko w serce, bo daje do myślenia. Zwłaszcza w czasach, gdy miłość utożsamia się tylko z błogim, radosnym uczuciem. Gdy dla wielu młodych to leżenie na łące i trzymanie się za ręce, a nie wieloletnia praca.
Haneke nie bez powodu otrzymał Złotą Palmę na 65. Festiwalu w Cannes. Jego Miłość to historia o ludzkiej egzystencji, a głównie o jej ostatnim etapie – śmierci. Reżyser, dzięki prostocie przekazu oraz dosłowności obrazów, prezentuje to, co związane z umieraniem: tragedię, ból oraz cierpienie najbliższych. W ten sposób pokazuje nam to, na co nie zwracamy uwagi na co dzień, co wypychamy ze świadomości, co spychamy na margines. Coś, co na pewno nas czeka, a przed czym uciekamy całe życie. Śmierć.
Tekst opublikowany na blogu: okiemkinomaniaka.blogspot.com.
Premiera: 2 listopada 2012
Reżyseria: Michael Haneke
Scenariusz: Michael Haneke
Obsada: Jean-Louis Trintignant – Georges, Emmanuelle Riva – Anne, Isabelle Huppert – Eva, Alexandre Tharaud – Alexandre
