Buntownik z wyboru – w drodze do nieba
Gdy nic nie słychać, coś z naszego wnętrza zaczyna mówić. Ja panicznie bałem się tego głosu – wyznaje Paweł.
Paweł. Niegdyś długie włosy, wyciągnięta koszula i podarte spodnie. Typowy buntownik. Dzisiaj zupełnie nie przypomina siebie z czasów licealnych. Przystojny, zawsze schludnie ubrany. Od kilku lat wolontariusz w hospicjum. Studiuje matematykę.
– Skąd wiesz, że postępujesz dobrze? Że wszystko, co robisz ma jakieś znaczenie? – pyta. Za kilka lat nas nie będzie. To, co teraz wydaje się być bezcenne okaże się drobnostką, a to, za czym gonimy – niewartym wspomnień.
Tuż po maturze, zamiast wakacji w górach, poszedł z dziewczyną na pielgrzymkę. W tamtym czasie słuchał wyłącznie siebie i ciężkiej muzyki. Po pierwszym dniu chciał wracać, ale dziewczyna prosiła go, żeby wytrzymał. Zamiast modlitw i religijnych pieśni odliczał godziny do końca. Udało się. Resztę wakacji spędzał z kolegami w parku. Im bardziej starał się zapomnieć o pielgrzymce i spotkanych tam osobach, tym bardziej nie dawało mu to spokoju.
– Jak to jest, że przed człowiekiem stoi tyle możliwości, a on sam z nich rezygnuje? – pytał sam siebie. Zaczął szukać odpowiedzi na rodzące się w nim pytania. Na początku nieśmiało, w tajemnicy, by nie budzić podejrzeń, chodził na msze wczesnym rankiem.
Po długiej przerwie postanowił pójść do spowiedzi. W konfesjonale opowiedział o swoich rozterkach: – Czy myślałeś o wstąpieniu do zakonu? – usłyszał pytanie. Ale przecież chciał mieć rodzinę. – Bardzo ważne jest, aby dobrze rozpoznać swoje powołanie. Jeżeli Bóg ciebie zaprasza, a ty nie odpowiadasz, pamiętaj, że kiedyś się o ciebie upomni.
Dni skupienia
Celem rekolekcji, czy też dni skupienia, jest danie młodemu człowiekowi czasu na zatrzymanie. Jest to krótka chwila, w której można usłyszeć głos Boga. Swoje osobiste wezwanie. Najważniejsze jest nawiązanie z Nim relacji osobowej. Dopiero z takiego spotkania może narodzić się cokolwiek, a powołanie szczególnie.
– Wiele zgromadzeń stawia wysokie wymagania kandydatom. Ale spośród nich zawsze brakuje jednego, najważniejszego. Wiary. Głębokiej, dojrzałej i silnej. Jeżeli zabraknie tego elementu już na początku będą problemy. Dlatego uważam, że celem rekolekcji powinna być pomoc w dojściu do wiary – mówi ojciec Artur Pyza*.
Delikatny szept ciszy
W Pawle dokonywała się rewolucja. Zmienił swój wygląd, stał się spokojny i opanowany. Jak przyznaje, często wzruszał się z byle powodu. Wtedy właśnie postanowił wyjechać na rekolekcje. Bliskim nie powiedział nic, a ukochanej skłamał o wizycie u dalekiej krewnej.
Na 3 dni trafił do zakonu franciszkanów. W celi było stare łóżko, szafa i obdrapane biurko. Zupełnie inaczej to sobie wyobrażał. – Pierwszej nocy w celi zakonnej nie zmrużyłem oka. Nie z powodu hałasu – wręcz przeciwnie. Z powodu ciszy, że aż piszczało w uszach. Każda moja myśl, jakby krzyczała w pustym pokoju.
Tydzień po rekolekcjach znów przyjechał w to miejsce. Nareszcie odkrył spokój i zaczął rozumieć samego siebie. Po raz pierwszy pomyślał o wstąpieniu do zgromadzenia. Zakonnik, z którym o tym rozmawiał, polecił mu, aby odłożył decyzję na koniec studiów.
Paweł jest w rozterce. Z jednej strony pragnie pójść za głosem serca, a z drugiej – odczuwa presję rodziców i dziewczyny. Bliscy widzą w nim przyszłego męża i ojca. Jeszcze z nimi o tym nie rozmawiał. Modli się i ufa opatrzności.
Skąd siła?
Spadek powołań głównie spowodowany jest brakiem wiary. Dotyczy to nie tylko kandydatów do zakonów. Brakuje jej w małżeństwie i w każdej czynności jakiej się podejmujemy. Jednak bez odpowiedniego przygotowania trudno dojść do czegoś wielkiego. Podążamy za falą współczesnych czasów – mamy milion pomysłów na życie. Wszystko ma być przyjemne i atrakcyjne. Czy jest takie naprawdę?
– Młody człowiek, który rozważa wstąpienie do zakonu, poszukuje czegoś więcej niż pieniędzy, uznania i wysokich stanowisk. Pragnie po prostu miłości. Nie słów, które beznamiętnie wypowiadamy i słyszymy. Miłości prawdziwej, której nie sposób opisać. A siła jej zdaje się być wielka, skoro idąc za nią zostawia się rodzinę i wszystko, co świat uważa za ważne – twierdzi psycholog Iwona Wiśniowska.
Tomasz Zdunek
*O. Artur Pyza (l. 46) pochodzi z Mazowsza. Obecnie przebywa na misji w Paragwaju. O. Artur Pyza do zakonu wstąpił po maturze w roku 1995. Po ukończeniu Wyższego Seminarium Duchownego Franciszkanów w Łodzi-Łagiewnikach (2003 r.) żył i pracował w Skarżysku-Kamiennej, w Niepokalanowie, w Kaliszu, w Suwałkach, w Pustelni na św. Górze Polanowskiej, w Niepokalanowie-Lasku, a przez ostatnie siedem lat w Rakowskim w Bułgarii. Zanim wyjechał w 2020 roku, był m.in. katechetą, asystentem prowincjalnym ds. powołań, wikariuszem i ekonomem klasztoru oraz gwardianem.