Wino prawdę ci powie – recenzja filmu Wino truskawkowe
Jeśli wydaje się nam, że Polska jest jedna, to grubo się mylimy. Podziały istniały zawsze (Polska A, Polska B), a poprzez zawiłość naszej wcale nieskromnej historii, tylko się pogłębiały. Tymczasem pochodzący z Warszawy pisarz Andrzej Stasiuk za tło swojej minipowieści wybiera południowo-wschodni rejon kraju zwany po dziś dzień Galicją, który kojarzy się nam z ubóstwem, niezaradnością czy bezrobociem. W swoich Opowieściach galicyjskich przybliża nam tę realistyczną, a zarazem i magiczną stronę życia w jednym z najpiękniejszych zakątków kraju.
Wino truskawkowe to film będący swobodną adaptacją powieści Stasiuka w reżyserii Dariusza Jabłońskiego (bardziej znanego jako producenta). W celu stworzenia tego dzieła siły połączyli artyści polscy, czescy i słowaccy. Film niesłychanie czysty, w dobrym znaczeniu tego słowa. Pozbawiony kiczu, zbędnych kolorowych obrazków, naciąganej grafiki czy wymuszonej gry aktorskiej. I właśnie taka forma daje ogromną siłę przekazu. Wino dostarcza przecudownych wrażeń, bo przede wszystkim jest szczere. To historia bliska nam kulturowo, bo nasza – polska.
A o czym w ogóle to Wino? Warszawski policjant – Andrzej, przeżywszy rodzinną tragedię, ucieka z wielkiego miasta do odległej południowo-wschodniej Polski, by odnaleźć spokój. Na miejscu okazuje się, że o ile kraj uległ potężnej transformacji, o tyle tutaj czas stanął w miejscu. Mieszkańcy nieprzystosowani do nowego systemu, mają ogromną trudność w odnalezieniu się w realiach bez PGR-ów, gdzie większość z nich miała pracę i czuła się potrzebna. Tęsknią za czasami PRL-u, gdyż poprzednie zasady były dla nich jasne i klarowne. Teraz muszą walczyć o przetrwanie, o każdy grosz. W małym miasteczku bez fabryk, sklepów i handlu bezrobocie dotyka większość osób. Ludzie żyją, wiecznie kombinując. Pomimo tej ciągłej rzekomej walki, życia przeszłością, łapią każdą chwilę szczęścia, w myśl maksymy carpe diem (tłum. chwytaj dzień). Centralny punkt miasteczka stanowi knajpa, w której pijane jest tytułowe wino truskawkowe, bo to ono jest lekiem na wszystkie smutki i rozczarowania. Obok tej nędzy Tomasz Michałowski – autor zdjęć funduje nam przepiękne, magnetyzujące widoki urokliwych gór – Beskidów Niskich.
W takiej scenerii mieszają się wpływy kulturowe polskie i słowackie. W całej tej historii znajdziemy romans, kryminał i nawet polski, rodzimy mistycyzm, ale podany bez większego patosu i efektów specjalnych – jeden duch.
Fabuła fabułą, jednak film tak samo jak i książka bardziej skupia się na postaciach, sytuacjach, ale to wcale nie przeszkadza w odbiorze. Ten prawie dwugodzinny seans to podróż do świata, gdzie nawet powietrze ma inny zapach i smak. Obrazy natury czy trwającej po dziś dzień biedy galicyjskiej są oprawione przecudowną muzyką Michała Lorenca, która wzrusza, ale i nadaje pewnego rodzaju lekkości przedstawianym obrazom. Zuzana Fialová w roli Lubicy swoim pięknem i niezwykłym urokiem oczarowuje wszystkich bez względu na płeć. Polscy aktorzy Marian Dziędziel czy fantastyczny (mimo że w małej roli) Maciej Stuhr tworzą niezapomniane kreacje aktorskie. Bo przecież same postacie są niebanalne – tutaj nawet zwykły pijak ma swoją niezwykłą historię.
Wino truskawkowe to film mimo wszystko optymistyczny, bo w tej wykreowanej rzeczywistości wszystko jakoś, mimo że w swoim, zwolnionym tempie, ale płynie. Człowiek żyje w zgodzie z naturą, boi się jej, ale i się nią zachwyca. Zatem każdemu mieszczuchowi polecam takie szczere wino do wypicia, bo jak starożytni Rzymianie mówili in vino veritas (tłum. w winie prawda), a takiej prawdy i prostoty mamy coraz mniej…
TYTUŁ ORYGINAŁU: Jahodové víno, Wino truskawkowe
PREMIERA: 10 kwietnia 2008 r.
REŻYSERIA: Dariusz Jabłoński
SCENARIUSZ: Andrzej Stasiuk, Dariusz Jabłoński
ZDJĘCIA: Tomasz Michałowski
MUZYKA: Michał Lorenc
OBSADA: Jiří Macháček jako Andrzej, Zuzana Fialová jako Lubica Zalatywój, Marian Dziędziel jako Adam Kościejny, Maciej Stuhr jako Janek, Lech Łotocki jako Mietek Lewandowski i inni
