Nasz profile

Powodzenia, życzę zdrowia

Szkoła pisania

Powodzenia, życzę zdrowia

Powodzenia, życzę zdrowia

Czas nadszedł. – Wypij to! Pewnie jest pyszne – myślę. Piję. Wstrętne. Czekam. Ma się kręcić w głowie. Nie kręci się. Jadę długim zielonym korytarzem, potem windą w dół, coraz niżej i niżej. Myślę, że to tam, gdzie obcym wstęp wzbroniony.

 

Jestem w brzuchu szpitala. Rury, jarzeniówki, nieduża sala. Zielone ściany. Odcień? Szpitalny. Moje ciało jest bez czucia, ale ja czuję się świetnie. Prowadzę konwersację i śmieję się. Nie podoba mi się, że chcą mi zakryć widok prześcieradłem. Chcę wiedzieć, co ze mną robią. Wykręcam głowę, ale udaje mi się zobaczyć tylko krew. Dostaję burę. Nie, nie boję się. Jest mi wesoło i chcę wiedzieć, co tam się dzieje.

Nie chcę

Pewnie, że ja wiem, że to dla mojego dobra. Tylko, że tak mi się strasznie nie chce. Bo jest czerwiec, sesja, ciepło. Dzisiaj będą puszczać sztuczne ognie na Starówce. A pani Lusia nawija. Mówi i mówi. O tym, gdzie są najlepsze spływy, i dlaczego kajaki są lepsze niż żagle. Jak jej syn potknął się i uderzył o stół głową. Albo jak pasteryzowała powidła i pękł słoik. Na szczęście była w jeansach, więc się nie oparzyła. Albo o tym, że zawsze wstaje wcześnie rano, żeby nie marnować czasu, tylko korzystać z życia. Bo takie marnowanie czasu nikomu nie wychodzi na dobre, bo nigdy nie wiadomo, kiedy coś się zwali, i będzie za późno. Co na przykład? No, choroba jakaś, albo coś…

Strach

Pani Danuta i pani Ania są operowane tego samego dnia. Obie mają raka piersi. Pani Ania przyjechała tu aż z Tych, bo tak jej polecano. Pani Danuta zostawiła firmę w Suwałkach i teraz zarządza nią przez telefon. Pani Danuta strasznie się boi, ale nikomu o tym nie mówi. Boi się w samotności, po cichu. W smutny i zmęczony sposób. A na zewnątrz tryska energią, chodzi i zawiera znajomości.

Grzebień koguta

Bardzo mnie denerwuje gruby ośmiolatek, dzielący ze mną pokój w pierwszych dniach. Na kolanach ma laptopa, z którego na cały oddział niesie się Scooby Doo czy jakiś inny Kubuś Puchatek. Do chłopca przychodzi mała, brzydka dziewczynka i razem oglądają te puchatki. Czasem przychodzi też pielęgniarka, żeby zmienić wielki opatrunek na jego głowie (ten opatrunek wygląda jak grzebień koguta). Kiedy dzieci słyszą zbliżającą się siostrę, chowają się za drzwiami, a chłopiec płacze.

Pan Janek

Czasami do sali przyjeżdża na wózku pan Janek, dla którego szpital od kilkunastu miesięcy jest drugim domem. Trafił tu po tym, jak spadła mu na głowę szafka, która wisiała tuż nad kuchenką gazową. Stracił przytomność, a jego ubranie zapaliło się od włączonego palnika. Mówi, że przeszczepiono mu nie tylko skórę, ale też mięśnie i kości.

Jutro

Codziennie rano, na obchodzie, pytam lekarza, czy dziś będę mogła wstać. Codziennie słyszę, że jutro to już na pewno, a jak wstanę dzisiaj, to wszystko na nic, cała operacja zmarnowana. Moje życie niepokojąco zawęża się do rozmiarów łóżka. Mogę usiąść i wiercić się, ale nie wolno mi opuszczać nóg. Nawet wózek inwalidzki jest surowo zakazany. W chwilach intymności po prostu zasłaniam biały parawanik i już jesteśmy sami… tylko ja i basen. Z lewej strony mam okno, przez które widać niebo i płaski dach budynku obok. Z prawej są dwa łóżka, ale nie mają stałych właścicielek. Po zabiegach kobiety trafiają do sali pooperacyjnej, a zanim wrócą, ich miejsca zajęte są przez następne pacjentki.

Jutro pan Janek wychodzi ze szpitala. Prosi panią Lusię o pożyczenie telefonu komórkowego, żeby mógł zadzwonić do swojego dawnego szefa. Szef przyjedzie po niego aż ze Szczecina, bo podobno jest dobrym człowiekiem. Bo pan Janek nie ma nikogo innego, kto by mógł po niego przyjechać.

Niewiadoma

Któregoś dnia pani Lusia zostaje wypisana, a na jej miejsce wsuwa się może trzydziestoletnia, tęga kobieta. Nieśmiało stawia walizki na podłodze i kładzie się na samym brzegu łóżka. W ogóle się nie odzywa. Żal mi jej, bo nawet nie tyka śniadania. Jem jajko na twardo, a ona z uporem ogląda spis treści jakiejś gazetki. Idę spać, a gdy się budzę, ona wciąż patrzy na tę samą stronę. Obok niej siedzi mąż. Też nic nie mówi, trzyma tylko rękę na kołdrze.

Nagle drzwi otwierają się i wbiega lekarz. – Ma pani niewiarygodne szczęście. Ten guz jest niezłośliwy, mam wstępne wyniki badań! Może się pani pakować i wracać do domu. Małżeństwo wybucha płaczem, więc szybko odwracam wzrok. Już w progu zatrzymują się i słyszę pierwsze słowa z ust tej kobiety – Życzę zdrowia! Powodzenia. To samo mówi każdy, kto opuszcza szpital.

Śp. Olga Witczak

Magazyn "płyń POD PRĄD” jest ogólnopolskim bezpłatnym kwartalnikiem studenckim z corocznym numerem specjalnym - STARTER dla studentów pierwszego roku. Magazyn trafia w potrzeby studentów używając różnorodnych form, takich jak: reportaże z ważnych wydarzeń na uczelniach; wywiady ze studentami, psychologami, profesorami, ciekawymi ludźmi; prezentacje kół naukowych; porady dotyczące zachowania się w różnych sytuacjach w życiu studenckim. „płyń POD PRĄD” dotyka ważnych tematów w życiu społecznym studenta, takich jak nauka, wartości oraz relacje międzyludzkie. Chcesz do nas pisać? Napisz! redakcja(at)podprad.pl Chcesz by objąć patronatem wydarzenie studenckie? Napisz do Marty! Marta Chelińska mchelinska(at)hotmail.com Kontakt do naczelnej - Katarzyny Michałowskiej: naczelna(at).podprad.pl

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Szkoła pisania

Na górę