Zmierzch długiego dnia
Krystyna Janda na swoje sześćdziesiąte urodziny wybrała sobie trudny prezent – realizację najważniejszego dramatu Eugene’a O’Neilla.
Amerykański laureat Nagrody Nobla za Zmierzch długiego dnia otrzymał pośmiertnie nagrodę Pulitzera. Ten autobiograficzny dramat, uznany za arcydzieło, jest zarówno dla reżysera, jak i dla aktorów wielkim wyzwaniem. Wydaje się jednak, że Krystynie Jandzie i członkom jej zespołu udało się udźwignąć ciężar tego tekstu.
Jest 1912 rok, dom w Connecticut, a w nim czteroosobowa rodzina Tyrone’ów. Mary (Krystyna Janda), matka i żona, to uzależniona od morfiny kobieta pełna żalu i niespełnionych pragnień. Jej mąż, James (Piotr Machalica), jest aktorem, alkoholikiem i skąpcem. Małżeństwo ma dwóch synów – chorego na gruźlicę Edmunda (Rafał Fudalej) i wybuchowego, rozkapryszonego Jamiego (Michał Żurawski/Piotr Żurawski). Obaj są zresztą również alkoholikami.
Atmosfera panująca w domu jest gęsta, nie tylko od używek. Bohaterowie, zaplątani w konflikty, obarczają się nawzajem winą, toną w słownych przepychankach i grzęzną w niemożnościach. Każdy z nich ma swój własny, odcięty od innych świat oraz własne ograniczenia, potęgowane przez nałogi. Zmierzch… największą siłę czerpie z psychologii postaci. Szczególnie Jandzie i Machalicy, ale także pozostałym aktorom, udało się zbudować złożone, odrębne postacie, które licznymi detalami pokazują bogate psychologiczne konstrukcje.
Spektakl Jandy to przede wszystkim opowieść o potrzebie i jednocześnie niemożności porozumienia między pozornie bliskimi sobie osobami. Rzeczywistość stworzona dzięki zaangażowaniu aktorów i realistyczno-onirycznej scenografii uwodzi od samego początku spektaklu i mimo kilku przestojów i miejscami nieco natrętnej psychologizacji, po wyjściu z teatru ma się wrażenie, że urodzinowy wybór Jandy był w istocie dobrze przemyślany.
- Zmierzch długiego dnia
- Reż. Krystyna Janda
- Teatr Polonia
Źródło: Tixar.pl