Recenzja filmu „Powstanie Warszawskie”.
Było dwóch takich, co kręcili kronikę… Karol i Witek, bo o nich mowa. Nie walczyli z wrogiem bronią, lecz za pomocą faktów i kamery. Nie byli w tym sami – materiały zbierali również inni operatorzy, także działający na zlecenie Biura Informacji i Propagandy Armii Krajowej. Z tych wszystkich materiałów, a raczej z tego, co ocalało po latach, zmontowano dokument, ukazujący życie codzienne warszawiaków w trudnym okresie pomiędzy sierpniem a październikiem 1944 roku.
Już od samego początku filmu uderza jakość obrazów, które oglądamy. Większość ujęć udało się ustabilizować, wyostrzyć i uzupełnić o kolory. W pewnych momentach można odnieść wrażenie, że oglądamy film amatorski nagrany może z dziesięć lat temu przez zwykłego człowieka, który wyszedł z własną kamerą i zaczął filmować, co się dzieje w mieście. Jakość odrestaurowanego obrazu jest niezwykła i pozytywnie wpływa na odbiór zdarzeń, które przyjdzie widzowi oglądać. Dla kontrastu powtórzono niektóre ujęcia, tym razem w jakości, w jakiej je odnaleziono, co tylko uświadamia ogrom pracy, którą trzeba było włożyć w produkcję. Odczytano również z ruchu warg, co mówiły filmowane osoby, a ich wypowiedzi zostały dodane w formie dubbingu wykonanego przez aktorów. Ci ludzie nawet nie mogli przewidzieć, że ktoś w przyszłości ich usłyszy, przecież kronikarze nie mieli mikrofonów. My natomiast poznamy ich zwykłe rozmowy. Cała praca, którą włożyli montażyści i specjaliści od rekonstrukcji filmów, opłaciła się. Zburzono mur, który do tej pory dzielił widzów i mieszkańców filmowanej Warszawy.
Należy przyznać, że zmontowanie 90-minutowego dokumentu o jasnej i określonej chronologii jest niezwykłe, gdyż tylko niewiele materiałów filmowych udało się uratować. Aby jeszcze ściślej powiązać ze sobą ujęcia, próbowano dodać rozmowę pomiędzy Karolem, operatorem kamery, a Witkiem, jego bratem. Są to postacie autentyczne, a napisane dialogi starają się oddawać to, co widzimy na ekranie, czy to w formie komentarzy, czy zwykłej rozmowy dwóch braci. Z początku wypowiedzi są żartobliwe, budzą śmiech, jednak w miarę upływu czasu, czasu powstania, ton się zmienia na dramatyczniejszy. Stanowi to pewną klamrę spinającą wszystkie ujęcia, jednak nie było konieczne i może rozpraszać widza. Obrazy, które oglądamy na ekranie, dostatecznie mocno mogą chwycić za gardło.
Co ciekawe, według montażystów, wersja którą przyjdzie nam oglądać w kinach, nie jest tak brutalna i dosadna jak mogłaby być. Nie uświadczymy tutaj scen batalistycznych, jest jedynie kilka małych potyczek z Niemcami podczas odbijania kamienic. Kronikarze nie mogli aktywnie uczestniczyć w walce, stąd pojawia się wiele inscenizacji odgrywanych przez samych powstańców z myślą o faktycznej przyszłej kronice. Mimo to śmierć nadal zajmuje ważne miejsce w prezentowanych ujęciach, niezależnie od tego, czy chodzi o śmierć dziecka, które pomagało w ataku, czy dobicie konającego wroga.
Jest to dokument warty polecenia i obejrzenia, nie tylko ze względu na to, o czym traktuje, ale także ze względu na sposób w jaki powstał.
