Nasz profile

Walka o moje miasto

Aktualności

Walka o moje miasto

Walka o moje miasto

Żenujący, bezrefleksyjny, kiczowaty. Tak określają Miasto 44 krytycy Gazety Wyborczej czy naTemat.pl. Czytając ich teksty zastanawiałam się, czy oglądaliśmy ten sam film. I czy w ogóle są świadomi sensu jego realizacji.

Dla mnie dzieło Jana Komasy jest opowieścią o Powstaniu Warszawskim. Od młodych dla młodych. To ważne! Sam reżyser ma dopiero 33 lata. Dla współczesnego nastolatka – który zdaniem Sobolewskiego i Engelkinga, wielkich hejterów filmu, jest głównym odbiorcą Miasta 44 – staje się więc kimś w rodzaju „starszego brata” czy „wujka”. Nie zrzędzi, nie zanudza, nie truje. Mówi energicznie, ciekawie, z uczuciem. Starsze pokolenie i amatorzy pięknych wydmuszek tego nie kupią. Ale umówmy się szczerze, to nie jest film dla nich.

Jako potwierdzenie tego faktu przywołam scenkę z mojego, bodajże gimnazjalnego życia. Otóż nie raz, nie dwa chodziłam ze szkołą do kina na „wartościowe” filmy. Pana Tadeusza, Quo vadis czy Zemstę widzieliśmy chyba wszyscy. I sądzę, że niemal wszyscy przyznamy, że są słabe (tak wizualnie, technicznie, jak i aktorsko) oraz nudne. Nie intrygują, nie inspirują, nie zachęcają do przeczytania lektury. Trzeba je po prostu obejrzeć pod okiem nauczyciela.

Komasa chciał zrobić coś innego. Nie poszedł po linii najmniejszego oporu. Poszukał czegoś, co może przypaść do gustu młodym, będąc jednocześnie rzetelne historycznie (scenariusz był konsultowany z Powstańcami).

Z tego powodu fabuła jest dość prosta. Po śmierci ojca-majora, Stefan opiekuje się matką i młodszym bratem. Uczciwie pracuje, wywiązuje się z domowych obowiązków, nie nadstawia karku. Za sprawą sąsiadki wstępuje jednak do konspiracji, by bronić Ojczyzny. Tam poznaje Biedronkę, w której się zakochuje. Para wraz z przyjaciółmi stawia czoło wojnie, walcząc z biało-czerwonymi opaskami na przedramieniu. Przemierzają Warszawę, aby ratować miasto i być razem, żyć w wolnej Polsce.

Nieskomplikowana historia dla niektórych może być wadą filmu, ale ja jej tak nie traktuję. Bo losy głównych bohaterów z założenia nie mają być wielopoziomową konstrukcją. Są przykładem historii, które miały miejsce podczas powstania. Stanowią jedynie kompilację różnych zdarzeń, które w tamtym okresie były codziennością: patrzenia na śmierć najbliższych, obserwowania cierpienia innych czy poświęcenia miłości na rzecz walki za Polskę. Mają być zrozumiałe dla przeciętnego trzynasto, piętnastolatka, który o powstaniu wie naprawdę bardzo niewiele.

 

Dodajmy również, że obraz będzie wyświetlany za granicą. A tam znajomość historii Polski jest naprawdę kiepska. Dlatego forma jej przedstawienia musi być adekwatna do odbiorcy spragnionego i przyzwyczajonego do wartkiej akcji. Stąd hollywoodzki styl. Osobiście Miasto 44 porównuję do Pearl Harbor łączącego dynamiczną akcję, wątek miłosny, zagadnienie przyjaźni/solidarności i osadzenie tego wszystkiego w historycznym wydarzeniu.

Efekty, muzyka, scenografia, zdjęcia – wszystko jest w jakiś sposób podobne do tej amerykańskiej produkcji i w moim odczuciu jak najbardziej ok. Dla osoby, która niezwykle ceni ideę powstania, to film pełen emocji. Nie należę do ckliwych i płaczliwych, ale podczas seansu trudno było nie uronić łzy. Może to moje osobiste podejście do PW, może uroczysta atmosfera wyjątkowego pokazu. Tak czy siak uprzedzam, że nawet tak rzekomo kulejąca fabuła chwyta mocno za serce.

Film byłby rewelacyjny, gdyby nie pewne komiczne sceny. Autorzy za bardzo pozwolili popłynąć wyobraźni i stało się małe nieszczęście. Dosłownie dwie sceny (o charakterze romantyczno-miłosnym) przedstawiono w stylu przypominającym wyjątkowo nieudolne połączenie Matrixa ze Zmierzchem okraszone muzyką iście fatalną – jak z niemieckiej imprezy techno.

Niemniej jednak wciąż opowiadam się za filmem. I jestem jego wielką fanką. Jako Warszawianka czuję się niezwykle dumna z Powstania i dozgonnie wdzięczna Powstańcom. A obraz oddającym im hołd i prezentujący współczesnym ówczesną tak trudną rzeczywistość jest tym, co uważam za niezmiernie ważne.

Odłóżmy więc na chwilę bezsensowne dywagacje nad tym, czy decyzja o wybuchu PW była słuszna,czy też nie, oraz czy dzieło Jana Komasy jest perfekcyjne, czy jednak słabe, i pobądźmy przez chwilę w ciszy. A potem zobaczmy Miasto 44, by docenić heroizm tamtych dzielnych ludzi.

Monika J. Chojnacka

Tekst opublikowany na blogu Okiem Kinomaniaka:
http://okiemkinomaniaka.blogspot.com/2014/08/walka-o-moje-miasto.html

Magazyn "płyń POD PRĄD” jest ogólnopolskim bezpłatnym kwartalnikiem studenckim z corocznym numerem specjalnym - STARTER dla studentów pierwszego roku. Magazyn trafia w potrzeby studentów używając różnorodnych form, takich jak: reportaże z ważnych wydarzeń na uczelniach; wywiady ze studentami, psychologami, profesorami, ciekawymi ludźmi; prezentacje kół naukowych; porady dotyczące zachowania się w różnych sytuacjach w życiu studenckim. „płyń POD PRĄD” dotyka ważnych tematów w życiu społecznym studenta, takich jak nauka, wartości oraz relacje międzyludzkie. Chcesz do nas pisać? Napisz! redakcja(at)podprad.pl Chcesz by objąć patronatem wydarzenie studenckie? Napisz do Marty! Marta Chelińska mchelinska(at)hotmail.com Kontakt do naczelnej - Katarzyny Michałowskiej: naczelna(at).podprad.pl

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Aktualności

Na górę