Nie tylko wolontariat
Ogólna definicja wolontariatu mówi zazwyczaj, że jest to bezpłatne, świadome i dobrowolne działanie na rzecz innych. Dodatkowo, aby uznać pomoc za typowy wolontariat, musi ona dotyczyć kogoś, kto jest spoza rodziny, a nawet kręgu koleżeńskiego.
Pomoc w nauce miłej i ładnej koleżance jest daleka od prawdziwego wolontariatu. Jednak tu nie chodzi o definicję, a wyłącznie o bezinteresowność. Środowisko akademickie, własne podwórko, dom rodzinny, są to miejsca, gdzie można dokonać wielkich rzeczy.
Śpiąca królewna w szpitalu
Anna, 22 lata, studentka ekonomii na Uniwersytecie Warszawskim. Niewysoka brunetka o zielonych oczach. Na jej twarzy cały czas gości delikatny uśmiech. O wolontariacie usłyszała dopiero na uczelni. – Pewnego dnia zwróciłam uwagę na plakat fundacji, która zachęcała studentów do pomocy małym dzieciom w szpitalu. Nie zastanawiałam się długo. Jeszcze tego samego dnia umówiłam się na rozmowę – opowiada z radością w oczach. Po tygodniowym szkoleniu, rozpoczęła pracę jako wolontariuszka w szpitalu dziecięcym.
– Na początku byłam pełna obaw. Wciąż nachodziły mnie pytania. Czy mi się uda? Czy jestem odpowiednią osobą? – wspomina. Wszelkie wątpliwości zniknęły już pierwszego dnia. Ania nie musiała wymyślać zabaw, gier, ani szukać sposobu spędzania wolnego czasu. Dzieci wykazały się ogromną inicjatywą. Potrzebowały jedynie kogoś do towarzystwa. Kogoś, kto poczyta książkę, lub zwyczajnie usiądzie na krześle przy łóżku. Na pytanie, dlaczego to robi odpowiada: – Bo właśnie tutaj uczę się żyć.
Praca domowa dla żaka
Paweł, wysoki brunet, student Politechniki Wrocławskiej. Na nosie okulary w czarnych, grubych oprawkach o prostokątnym kształcie. Od września prowadzi świetlicę dla uczniów ze szkół podstawowych i gimnazjum. – Wszystko zaczęło się od pani, u której wynajmuję pokój. Często gościł u niej wnuczek, któremu pomagałem w lekcjach – wspomina. Choć zadania z matematyki nie stanowiły dla niego problemu, to z przedmiotami humanistycznymi nie szło mu już tak dobrze. Już dawno nie miałem kontaktu z lekturami. A skoro przymiotnik mylił mi się z okolicznikiem, musiałem poszukać pomocy – opowiada, śmiejąc się.
W kilka tygodni zebrał grupę studentów z różnych kierunków chętnych do pomocy. Wieść o darmowej pomocy przy lekcjach obiegła pobliskie szkoły w kilka dni. Chętnych było bardzo wielu.
– Klasy są liczne i dlatego nauczyciele nie mają kontaktu z pojedynczym uczniem. Tutaj jest troszkę inaczej. Wiemy dokładnie, kto z czym sobie nie radzi, i omawiamy to aż do skutku – mówi z dumą. Dłużej nie mogli spotykać się po domach. Dlatego zwrócili się o pomoc do proboszcza pobliskiej parafii, który od razu poparł ich starania. Otrzymali klucze do jednej z salek katechetycznych. Paweł sam nie rozumie, jakim sposobem udało się to wszystko. – Wystarczy odrobina chęci, a reszta potoczy się sama – komentuje po chwili zastanowienia.
Mycie okien u sąsiadów
Aneta, 23 lata, studentka z Łodzi. Nie lubi rozmawiać na swój temat, a zwłaszcza o tym, jak spędza swój wolny czas. Próbuje udowodnić, że nie robi niczego szczególnego. – Zrobić zakupy i posprzątać w domu u starszej osoby każdy potrafi – ucina krótko. Historia jej prywatnego wolontariatu, jak sama to określa, zaczęła się już kilka lat temu. Jej sąsiadami w bloku są przeważnie starsi ludzie. Często mijała ich obojętnie. Pewnego razu, gdy wychodziła na zajęcia, jedna starsza pani poprosiła ją o wniesienie zakupów. To był dla niej moment przełomowy.
– Nigdy nie zastanawiałam się, jaki problem stanowi dla starszej osoby zwykłe umycie okna – wspomina. Zaproponowała swoją pomoc. Oczywiście jej oferta spotkała się z odmową. W końcu mało kto lubi prosić o pomoc nawet, jeśli jest ona niezbędna. Jednak Aneta była już zdecydowana. Następnego dnia bez zapowiedzi odwiedziła swoją sąsiadkę. – Wybieram się do sklepu, może przy okazji coś pani kupić? – zapytała z uśmiechem. Tym razem się udało. Z czasem Aneta zaczęła pomagać sąsiadom w drobnych pracach domowych. – Najtrudniej było przekonać, że nie chcę za to zapłaty. Niektórzy potajemnie wkładali mi pieniądze do kurtki lub torebki – śmieje się. – Pomaganie jest fajne.
Dobroć w liczbach
Według badań CBOS jedynie co piąty Polak poświęca swój wolny czas na działalność charytatywną. Zdecydowana większość uznaje, że należy być wrażliwym i gotowym do pomocy innym. Mimo tego Polacy pozostają bierni. Dodatkowo ten stan, z każdym nowym rokiem, nie ulega większym zmianom. Wzrost poczucia solidarności międzyludzkiej daje się zauważyć jedynie w świetle wielkich fajerwerków przy okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy lub świątecznych zbiórek. Przyczyn tak słabej kondycji jest kilka. Sporo osób, nawet chcących pomóc, nie wierzy w swoje realne możliwości w tej dziedzinie. Innym powodem jest również brak informacji i samych miejsc, które ułatwiałyby podejmowanie pomocy.
Tomasz Zdunek