Nasz profile

Święta Bożego Narodzenia wyglądają inaczej, zależnie od tego, z jakiego regionu pochodzimy

Studenci

Święta Bożego Narodzenia wyglądają inaczej, zależnie od tego, z jakiego regionu pochodzimy

Święta Bożego Narodzenia wyglądają inaczej, zależnie od tego, z jakiego regionu pochodzimy

Święta Bożego Narodzenia w każdym zakamarku naszego kraju wyglądają inaczej. Mimo że jesteśmy Polakami, obchodzimy je w inny sposób, zależnie od tego, z jakiego regionu pochodzimy.

W naszym kraju licznych tradycji i przekonań, istnieje wiele podstawowych zwyczajów związanych ze świętami Bożego Narodzenia. Są one pielęgnowane i nierzadko przekazywane z pokolenia na pokolenie. Najpopularniejsze to dwanaście potraw, wolne miejsce przy stole, łamanie się opłatkiem, a także śpiewanie kolęd. Każdy ma jednak małą, własną tradycję, o którą dba. Są rodziny, w których dzieci idą na dziecięcą pasterkę. Wracają z niej z żywym ogniem, symbolem światła nadziei z Betlejem, i zapalają nim świece. W innych domach wygląda się pierwszej gwiazdki, aby wraz z jej zabłyśnięciem, przystąpić do uroczystej wieczerzy.

Ten, który przynosi prezenty

Coraz częściej, w dobie konsumpcjonizmu, najbardziej wyczekiwanym punktem wigilijnego wieczoru są prezenty. Dzieci nie wyobrażają sobie bez nich świąt. Większość z nas nie wierzy już w świąteczne historie dotyczące pojawiania się prezentów pod choinką, ale nawet dorośli lubią czasami zagłębić się w ten baśniowy świat i wyobrażać sobie, że ktoś przynosi podarunki. I tu pojawia się sporna kwestia, kto tak naprawdę obdarowuje nas w święta. Wszystko zależy od tego, z jakiego regionu pochodzimy. Do jednych przychodzi Mikołaj, do drugich Aniołek lub Gwiazdor.

U nas na Podkarpaciu

– U mnie, jak nikt nie patrzy, prezenty pod choinkę przynosi Gwiazdka – mówi Magdalena. – Po wigilii, najmłodszy z rodziny nurkuje pod choinką, czyta kolorowe karteczki i rozdaje podarunki. Jeśli chodzi o inne tradycje, to u mnie w domu robi się pierogi z niespodzianką. Są to pierogi na słodko, z powidłami, a w niektórych z nich kryje się migdałek. Ten, kto na niego trafi będzie miał szczęście w przyszłym roku – tłumaczy. – Z babcią wkładamy tych migdałków tyle, żeby każdy miał szansę. Nieco inaczej święta spędza się w Iwoniczu, niedaleko Krosna. – Na wigilii i w dzień Wigilii nigdy nie spożywamy mięsa. Na kolację wigilijną jemy: barszcz czerwony z uszkami nadzianymi grzybami lub fasolą; żurek; grochową; pierogi ruskie, z kapustą i grzybami lub z kapustą i serem, z suszonymi śliwkami. Na stole pojawia się też ryba w różnych postaciach, ale nie jest to karp. Mamy gołąbki z nadzieniem z ryżu, kaszy i grzybów oraz kompot z suszu – wylicza Karolina Grysztar, studentka logopedii. – Pod obrus zawsze kładziemy sianko, a na stole stawiamy świecę. Przed wigilią modlimy się i czytamy Pismo Święte. Po kolacji śpiewamy kolędy, towarzyszą nam dźwięki gitary i innych instrumentów. O północy uczestniczymy w pasterce. W domu jest choinka, zazwyczaj żywa, na niej żaróweczki i różne ozdoby. Wszystko jest uroczyste i religijne – opowiada studentka. – Pod choinką nie mamy prezentów. Obdarowujemy się nimi w Mikołajki albo w inne dni, między 6 grudnia a świętami. Podarunki przynosi święty Mikołaj. Jednak najczęściej to dziadek zostawia je pod drzwiami, dzwoni dzwonkiem, a potem ucieka – dodaje na zakończenie.

Na Mazowszu

Zupełnie inaczej święta wyglądają na Mazowszu, skąd pochodzi Agata, studentka filologii polskiej. – Ozdabiamy choinkę zabawkami wykonanymi przez dzieci. Na przykład tymi, zrobionymi przez mojego tatę 45 lat temu – zaczyna Agata. – Przed otrzymaniem prezentów śpiewamy kolędy i gramy na instrumentach. Prezenty przynosi święty Mikołaj. Ze względu na małe dzieci w rodzinie, po zjedzonej kolacji wigilijnej, wszyscy go szukamy, wychodzimy do lasu, ogrodu. W tym czasie, starsi członkowie rodziny kładą prezenty pod choinką lub na tarasie – dodaje. Także u Aleksandry, studentki logopedii z Warszawy, najmłodsi mają swoje przywileje. – Najmłodsze dziecko, które umie czytać, czyta Pismo Święte. Również ono wyciąga prezenty spod choinki – mówi. – Najstarszy członek rodziny odmawia modlitwę. Na wigilii nie ma ani alkoholu, ani mięsa. Łuski z karpia chowa się do portfela na szczęście. Od kilku lat praktykujemy z moim rodzeństwem konkurs na najgorszy prezent. Musi być jak najbrzydszy i najtańszy. Reszta rodziny wybiera zwycięzcę. Prezenty otwieramy po kolacji, a przynosi je Gwiazdka – opowiada o tradycjach Ola. W tym samym regionie Polski, u Karoliny Kompy, studentki filologii polskiej, święta przeżywa się w odmienny sposób. – Najpierw czytamy Pismo Święte, śpiewamy Wśród nocnej ciszy, łamiemy się opłatkiem i głodni, po całym dniu czekania, siadamy do stołu. Prezenty tradycyjnie przynosi święty Mikołaj. Jak byłam mała, to by móc otworzyć prezenty, szukałam pierwszej gwiazdki na niebie. Teraz otwieramy je w chwili, gdy każdy już się trochę nasyci wigilijną kolacją– kończy Karolina.

A na Śląsku…

W wannie pływają karpie, wigilia zaczyna się po ujrzeniu pierwszej gwiazdki. Na stole pojawia się dwanaście potraw i talerz dla nieznajomego. Pod obrusem leży sianko, a pieniądze pod jednym z talerzy. Łamiemy się opłatkiem, jemy zupę z rybich głów z grzankami, pijemy kompot z suszu i makówki. Po kolacji otwieramy prezenty, które przyniosło Dzieciątko – mówi Marek Wiśniewski, przedsiębiorca z Tych. – Jak byłem dzieckiem, to przez uchylone okno wpadało Dzieciątko, zostawiało prezenty i dawało znak, dzwoniąc dzwoneczkiem. Wcześniej nawet nie widziałem choinki – wspomina mężczyzna. Małgorzata, nauczycielka z Bielska-Białej, inaczej wspomina święta. – U nas, w Beskidach, święta Bożego Narodzenia nazywano Godami – wyznaje. – Moja babcia przez cały adwent pościła i mówiła tylko po góralsku. Nie było opłatka, jak dzisiaj, lecz chleb cienko pieczony. Jeżeli ktoś przed wieczerzą usiadł na pustym stołku przeznaczonym dla wędrowca, to szybko szeptał przeprosiny. Dziadek, pozostałe po wieczerzy potrawy z makiem i miodem, wynosił do sadu i smarował nimi kory chorych, owocowych drzew, a w oborze dodawał je do paszy dla koni oraz krów. Mówił, że to najlepsze lekarstwo. Po świętach, wszyscy czekali na kolędników, którzy chodzili z niedźwiedziem.

Gwiazdor w wielkopolskim

– Prezenty otwieramy po wigilii, a przynosi je Gwiazdor – mówi Marika Sikora, mama dwójki dzieci z Ostrowa Wielkopolskiego. – Przy nim je otwieramy. Robimy też sobie zdjęcia z Gwiazdorem. Tak to wygląda, zwyczajnie. Na stole mamy około 12 potraw, trochę sianka i dzielimy się opłatkiem – dodaje.

Świąteczne lubelskie

– Co roku przynosimy z lasu znaleziony czubek jodły. W wigilię znów tam idziemy. Tym razem ze smakołykami dla zwierząt: z jabłkami, marchewką i orzechami – opowiada Agata, właścicielka gospodarstwa agroturystycznego Dzikie Roztocze, mieszkająca w Starej Hucie. – Prezenty przynosi Mikołaj i kładzie je pod choinką. Wchodzi przez kominek, zjada zostawione dla niego ciasteczka, a oprócz prezentów, zostawia po sobie trochę śniegu z butów.

Święta we Wrocławiu

W mojej rodzinie chyba nie ma wyjątkowych tradycji – zaczyna Joanna Grygosińska, studentka architektury. – Kilka dni przed wigilią przygotowujemy świąteczne potrawy. Wszystko robimy w domu, tradycyjnie. Rozkładamy ozdoby, ubieramy choinkę, przystrajamy stół. Kiedy już wszyscy są obecni, odmawiamy modlitwę, łamiemy się opłatkiem i składamy sobie życzenia. Potem zasiadamy do stołu, przy którym spędzamy większość wieczoru. Prezenty przynosi Mikołaj, choć moja babcia zawsze mówiła, że są od Gwiazdki – wspomina. Jest jednak coś, co wyróżnia święta na Dolnym Śląsku. – Podarunki rozpakowujemy rano, w pierwszy dzień świąt.

Pomorska wigilia

– Wigilię rozpoczynamy wspólnym czytaniem Pisma Świętego i modlitwą. – opowiada Alicja Ryńska z Gdańska. – Dopiero po kolacji przenosimy się do dużego pokoju, gdzie czekają na nas prezenty przyniesione przez świętego Mikołaja. Jak byłyśmy z siostrą małe, to szukałyśmy Mikołaja, za którego przebierał się nasz tato i to on wręczał podarunki. Poza tym moje święta są zwyczajne.

Nieważne gdzie

Ile rodzin, tyle tradycji. Nigdzie nie ma takich samych świąt, choć wielu z nas uważa, że ma zwyczajną wigilię. Zawsze istnieje jakaś różnica. Nie ma znaczenia, czy pochodzimy z Mazowsza, Pomorza czy Podkarpacia.
Coraz częściej, jednak gubimy w pośpiechu prawdziwy sens świąt. Bo przecież świętujemy narodziny Jezusa. Boga, który zszedł na ziemię, nie po to by nas sądzić czy oceniać, ale po to, by okazać nam miłość i nas zbawić. Dlatego w czasie świąt okazujemy sobie ciepło, umacniamy więzi rodzinne poprzez budowanie niepowtarzalnej atmosfery. Wtedy czujemy się kochani, bezpieczni i szczęśliwi. Kochani przez Boga i rodzinę. Dlatego warto pielęgnować te wartości – ich nie kupimy w żadnym sklepie i za żadną cenę.

Studentka logopedii z Wrocławia studiująca w Gdańsku. Utalentowana pisarka, lubiąca poszukiwać doznań na całym świecie.

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Studenci

Na górę