Rafał Gawęda, Maciej Tyszecki – Magia Azji
Lato w pełni. Jedni już zaplanowali sobie urlop, inni stoją przed dylematem: Bałtyk, Hiszpania, a może Indie? I, jak każdy szanujący się turysta, planując swoje wojaże, zaopatrzyliśmy się w fachowe przewodniki, opracowaliśmy plan, zamówiliśmy hotele. Inaczej swoją podróż zaplanowali Rafał Gawęda i Maciej Tyszkiewicz.
Któregoś pięknego dnia, mając dobrze prosperującą firmę, postanowili coś zmienić w swoim życiu. Mieć chwilę dla siebie, mieć przyjemność z niepoukładanego grafiku, z niezaplanowanych dni. I wyjechali najpierw do Chin, potem Laosu, Malezji, Wietnamu, Kambodży, Tajlandii, Birmy, Malezji, Filipin… i wielu, wielu innych krajów, miast, osad, pustkowi. I tak przez dwa lata obfitujące w przygody i refleksje. Jedno jest pewne: ich podróż nie była nudna.
Zresztą słowo nudna to ostatnie słowo, jakim można określić Magię Azji. Określenie, które całkowicie oddaje charakter tej książki to prawdziwa. Po pierwsze dlatego, że powstała na podstawie zapisów na blogu, na którym dokumentowali każdy etap podróży. Po drugie dlatego, że nie owija w bawełnę: przewodniki czasem nijak mają się do rzeczywistości, turyści są naciągani na każdym kroku, a podróżnik chcący odkryć prawdziwe (!) oblicze danego regionu powinien zboczyć z głównych dróg, zrezygnować z restauracji dla turystów i zajrzeć tam, gdzie chodzą miejscowi. Po trzecie, cała książka zawiera mnóstwo zdjęć: od szaroburych (bo nie było odpowiedniej pogody), poprzez zdjęcia detali, szczegółów, po widoki rodem z katalogów biur podróży. I co jest charakterystyczne: zamieszczono mnóstwo fotografii miejscowych ludzi. Nie każde zdjęcie jest idealne, ale każde bardzo prawdziwe: czarny obskubany kurczak, potrawa z węża, biczowany człowiek czy chińska Lolitka. Po czwarte, język – barwny, żywy, mający swoją szczególną, odrobinę angielską, stylistykę, ale przez to posiadający swój urok. Po piąte, last but not least, prawdziwa jest sama narracja. Żaden karaluch, problemy żołądkowe, nietrafione zamówienia w lokalnych barach, brzydki zapach ulic, niehigieniczność autochtonów nie są „zamiatane pod dywan”. Co prawda, książka mogłaby też bazować na tej ciemnej stronie podróży, ale tak nie jest. Każdy czytelnik wyczuje zdrową równowagę i szczerość.
I aż wstyd się do tego przyznać, ale mam ochotę na więcej. Więcej zwierzeń, szczegółów, zdjęć, historii, ciekawostek. Chciałabym oglądać ich podróż niczym przez kamerę w Big Brotherze. Pewnie dlatego, że jestem zbyt wielkim domatorem, by samej się wybrać w tak szalone wojaże, ale też pewnie dlatego, że po prostu zostałam zaczarowana Magią Azji.
A dla zainteresowanych polecam: wpodrozy.com
(
)