Michael Grant – Gone. Zniknęli. Faza pierwsza: Niepokój.
Kiedy Stephen King pisze o książce, że ją kocha, oznacza to jedno – książkę wartą polecenia. Taką wyśmienitą recenzją zareklamowane zostało dzieło Michaela Granta Gone. Zniknęli.
Jest to historia dzieci stających w obliczu niewytłumaczalnego zjawiska. Pewnego dnia w jednym momencie znikają wszyscy, którzy mają 15 lat i więcej. Miasto ogarnia chaos. Główni bohaterowie, między innymi Sam i Astrid, muszą sobie poradzić nie tylko z niemowlakami pozostawionymi w domach, z zaopatrzeniem w żywność, ale także i z mocami, kojotami – mutantami i szeregiem nadprzyrodzonych zdarzeń. Wbrew pozorom nie jest to jednak lekka historia, a Sam (na szczęście) nie jest amerykańskim Potterem ETAPu w Perdido Beach.
Wydaje się, że jedynym mankamentem jest brak głębszego rysu psychologicznego. To taka stracona szansa, wykorzystana np. w Władcy much Goldinga – książce korespondującej z omawianą historią. Nie sposób nie wspomnieć też o podobieństwie do Kingowskiego sposobu prowadzenia akcji: częste zwroty, dramatyczne sceny, śmierć, walka o władzę, pościg z czasem… To wszystko zapewnia lekturę, od której nie można się oderwać.
Dzieło Michaela Granta można zaliczyć do najlepszych książek amerykańskiego rynku wydawniczego. Od tego roku dostępne w polskich księgarniach.
(Anna Iwanowska)
