Lena Najdecka – Rodzina Wenclów. Wspólnik
Instytut Wydawniczy Erica
4/5
Powieść nazywana sagą rodzinną odkrywającą mankamenty dzisiejszej klasy średniej. Z tym wszystkim można się zgodzić. Czy jednak przesadą jest określenie (zamieszczone na okładce książki), że lektura „trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony”?
Z każdą kolejną stroną książki poznajemy jej bohaterów – członków rodziny Wenclów, tj. Ryszarda i Elżbietę oraz ich trzech synów i dwie synowe, a także, choć już w mniejszym stopniu rodzinę Roliczów i innych ludzi związanych mniej lub bardziej z Wenclami. Dowiadujemy się, jakie łączą ich relacje, gdzie pracują i jakie zajmują stanowiska, czyje małżeństwa są udane, a czyje nie. Jednak najlepszy obraz rysuje się tam, gdzie narrator wprowadza nas w świat pracy, zależności między stanowiskami. Pieniądz jest tu siłą decydującą o stanowisku, pozycji w firmie, poważaniu. Nieważne są wartości, ważne są układy i korzyści, jakie można z nich czerpać. Szczęścia nie ma albo jest pojmowane w dziwny, jakby ukazany w krzywym zwierciadle sposób. Są za to błyskawiczne kariery, piękne kochanki, przebiegli adwokaci, zdrady małżeńskie i „integracyjne” wyjazdy służbowe – zjawisko coraz bardziej rozpowszechnione.
Niewątpliwym walorem Rodziny Wenclów jest sposób kreowania postaci. Nie są one jednoznaczne, pełne sprzeczności i wątpliwości. Stają się dzięki temu niezwykle realne. Osadzenie wydarzeń w jak najbardziej współczesnych realiach pozwala odwoływać się do własnego życia, zwłaszcza zawodowego. Firmowe „wyścigi szczurów”, karierowicze starający się wzbogacić za wszelką cenę i wszechobecna angielszczyzna wtrącana bez najmniejszej potrzeby to nic, co by mogło nas zdziwić. Pod tymi względami powieść urzekająca, obnażająca rzeczywistość.
Nieco gorzej sprawa się ma z intrygą, która ponoć miała nas trzymać od samego początku do końca. Owszem, fabuła ma kompozycję otwartą, zapowiadającą kolejne wydarzenia (następne części to Układ i Rozrywka) i nie da się ukryć, że im bliżej końca, tym jest coraz ciekawiej. Nie można jednak równie pochwalić początku. Wprowadzenie w układy między poszczególnymi bohaterami dłuży się, zwyczajnie trzeba przez nie przebrnąć, licząc, że dalej będzie ciekawie. Niewielką ujmą dla całej publikacje wydaje się być również okładka, nieprzyciągająca uwagi czytelnika. Sugeruje w sposób zbyt oczywisty niewielką część wydarzeń, która nie jest głównym atutem książki.
Mimo tych mankamentów, książkę warto przeczytać, traktując ją przede wszystkim jako studium natury ludzkiej i satyrę wszechobecnej klasy średniej, dorobkiewiczów i dużych korporacji. Miejmy nadzieję, że kolejne części sagi będą podążać w tym kierunku.
„Ruszył przez niemiłosiernie zatłoczoną salę i zaczął przeciskać się w stronę bufetów. Stoły uginały się od jedzenia, lecz jeden rzut oka wprawnego Ryśka – starego bywalca hoteli all inclusive – wystarczył, by ocenić, że wszystko tu było pośledniej jakości. Lawirował pomiędzy suchymi niemieckimi starcami, ostrożnie transportującymi co lepsze kąski do stolików. Przy beczułce z winem odstał swoje, mamrocząc pod nosem ciche przekleństwa. Czy za te pieniądze nie można postawić tych beczułek więcej? […] Jeszcze parę lat temu rodacy lękliwie przemykali po takich kurortach a dziś?”„Ta przeklęta Jagodzińska miała chyba gigantyczne problemy ze sobą. Klasyczny czterdziestoparoletni babochłop, który nie ma szans na „ułożenie sobie życia” i wyżywania się na podwładnych. […] A więc tak będzie wyglądała i ona, kiedy nie uda się jej na czas znaleźć faceta i dochrapie się wyższego stanowiska. A stanie się tak na pewno, bo jeśli nie założy własnej „rodziny” (ależ to brzmiało!), cóż innego będzie miała do roboty, jak piąć się po szczeblach kariery”.