Nasz profile

30 hrywien za noc…

Studenci

30 hrywien za noc…

30 hrywien za noc…

30 hrywien za noc, powiedziała pani Helena. Ucieszyliśmy się. Jeszcze chwilę wcześniej nie mieliśmy gdzie spać. Pani Helena spadła nam z nieba.

Może nie dosłownie spadła z nieba. Właściwie to z nieba spadł nam mąż pani Heleny, pan Janusz. Zabrał nas z ulicy do swego mieszkania w rozsypującej się kamienicy niedaleko hotelu Lwów. Byliśmy już wtedy zmęczeni trzygodzinnymi poszukiwaniami noclegu. Toż to polska mowa! – ucieszył się, kiedy usłyszał nas niedaleko katedry. Przedstawił się nie jako Ukrainiec czy Polak, lecz jako lwowiak. Tu się urodził, tu spędził całe życie. Tu wreszcie ożenił się z panią Helenką – w połowie Rosjanką, a w połowie Polką.

We Lwowie mieszka obecnie 735 tys. ludzi, głównie Ukraińców i Rosjan. Do narodowości polskiej przyznaje się około 30 tys. mieszkańców. Ilu jest ludzi takich, jak pan Janusz, trudno powiedzieć. Przed wojną Lwów był trzecim co do wielkości polskim miastem. Wiele ulic dalej nosi polskie nazwy, choć obecnie zapisane są cyrylicą. Znajdziemy tu Plac Mickiewicza, ulicę Kopernika czy Krakowską. Wciąż działa tu Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, mające swoją siedzibę przy Rynku 17.

Po przybyciu do Lwowa pierwsze kroki skierowaliśmy właśnie tam. Nie znaleźliśmy wprawdzie noclegu, dowiedzieliśmy się za to, jak dzwonić z ukraińskich automatów telefonicznych. Ruszyliśmy więc w miasto. Po Lwowie można poruszać się marszrutkami, czyli małymi autobusami, które zatrzymuje się jak autostop. Przy dźwiękach klaksonów busiki niezgrabnie lawirują między dwudziestoletnimi ładami, czarnymi mercedesami prosto z salonu i tramwajami nie pierwszej młodości. W tramwajach ścisk. Pani w fartuchu woźnej sprzedaje bilety za 50 kopiejek. Na takim bilecie zjeździsz całe miasto. A jest co oglądać.

Lwowiacy są dumni przede wszystkim ze swojej starówki, która w 1998 roku została wpisana na listę UNESCO. Wojna obeszła się z nią łaskawie. Oryginalne kamienice i świątynie najróżniejszych obrządków przykuwają wzrok. To miasto posiada swój klimat, który wciąż zachwyca kolejne rzesze zwiedzających. „Przed wojną Lwów był jednym z najładniejszych miast polskich. Było to miasto wesołe. Nie to, że ludzie, ale miasto wesołe. Bardzo kolorowe, bardzo egzotyczne i właśnie przez swój egzotyzm, brak szarości warszawskiej(…), to było najbardziej europejskie miasto. Wiedeń odbił się na Lwowie. Był to Wiedeń trochę operetkowy. Wiedeń radości życia. Jak niektóre miasta włoskie.” – pisał Aleksander Wat.

Tę radość życia we Lwowie poznawaliśmy razem z panem Ryszardem – prawdziwym oligarchą. Takim ze srebrną papierośnicą i złotą zapalniczką oraz z telefonem wartym chyba z tysiąc dolarów. Późnym wieczorem, wśród świateł neonów i zwisających nad ulicami lamp, przemierzaliśmy Lwów. Pan Rysiu był naszym przewodnikiem. Wskazał miejsca, które musimy zobaczyć. To wszystko, to naokoło – to jest polskie – mówił – Moja matka była Polką, ja jestem Ukraińcem, ale moja córka uczy się w polskiej szkole.

Na ulicznym bruku wykluwały się rozmowy. O polityce i politykach, którzy jednakowo, czy to Polska, czy Ukraina, nie mogą się dogadać. O Euro 2012, którego i tak nie będzie. O najlepszej kawie we Lwowie.

Następnego dnia przypadkowo wybrany tramwaj zawiózł nas na cmentarz Łyczakowski, jedną z najstarszych istniejących do dziś nekropolii w Europie. Spoczywa tu wielu znanych Polaków: Maria Konopnicka, Gabriela Zapolska, Stefan Banach. Na wielu grobach widnieją polskie nazwiska. Częścią tego cmentarza jest też kwatera Orląt Lwowskich, gdzie znajdują się mogiły uczestników walk o Lwów. Wśród nich pochowany jest najmłodszy kawaler orderu Virtuti Militari – trzynastoletni Antoś Pertrykiewicz. Śladów polskich doszukać się można nie tylko na cmentarzu. Ze Lwowa pochodzi wielu znanych Polaków: Krystyna Feldman, Kazimierz Górski, Zbigniew Herbert, Jacek Kuroń, Stanisław Lem, Jan Parandowski, Leopold Staff. To miasto oddycha historią. Ma się wrażenie, że czas zatrzymał się przed wojną.

Archaiczne są jednak nie tylko zabytki. System wodociągów niestety też. Woda z kranów leci tylko dwa razy dziennie – wczesnym rankiem i późnym popołudniem. Wydaje się, że nikomu tutaj to nie przeszkadza. Ani długonogim pięknościom opiętym w bardzo krótkie spódniczki, ani pani Helenie, ani panu Rysiowi. Nikomu. Nawet nam.

***

Zdrowy człowiek nie może mieć rozdwojenia jaźni. A miasto? Czy Lwów może być jeden i ten sam – polski i ukraiński? Albo czy Gdańsk może być jednocześnie niemiecki i polski?

DODATKI:

  • Będąc we Lwowie warto spróbować zupy ze wszystkiego – solianki. Wygląda niezbyt apetycznie, ale pozory mylą! Świetną przekąską są też gorące pirożki z kapustą, ziemniakami lub mięsem, sprzedawane na rogach ulic.
  • Polecamy też tradycyjną kawę, parzoną w tygielkach w rozgrzanym żwirze. Najlepszą wypić można w Wiremce – małej kawiarni na starówce.
  • Swojsko brzmiący Lwów po ukraińsku nazywa się ЉВІВ (Lwiw). Po łacinie byłoby to Leopolis, zaś po niemiecku i żydowsku – Lemberg (לעתנערג).
  • Najpiękniejsza panorama miasta roztacza się z Wieży Ratuszowej. Warto zapuścić się też między kamieniczki – prawie każda klatka schodowa prowadzi na urocze, często zabytkowe podwórka i niewidzialne dla turystów wąskie uliczki.
  • Lwów, podobnie jak cała Ukraina, słynie z taniego alkoholu i papierosów. Trunkami można swobodnie delektować się na ulicy, nie ma tu zakazu picia w miejscach publicznych.
  • Ceny waluty ukraińskiej są bardzo zróżnicowane. W Gdańsku za 1 hrywnę zapłacimy 0,75 zł, we Lwowie – tylko 0,54 zł! Chętnie przyjmuje się tu też dolary i złotówki, ale uwaga – ceny mogą być wtedy bardzo zawyżone.
  • Gdzie szukać pamiątek? Tylko na targowiskach! Największy wybór rękodzieł, korali, czy starych czasopism i książek znajdziemy na bazarku przy Operze.
  • Choć we Lwowie trudno o wodę, mieszkańcy miasta zużywają jej dużo. Rano i wieczorem Lwowiacy napełniają wanny wodą – jeśli nie zużyją jej w pozostałych godzinach, po prostu ją wypuszczają.

Śp. Olga Witczak, Dominik Pietrzak

Magazyn "płyń POD PRĄD” jest ogólnopolskim bezpłatnym kwartalnikiem studenckim z corocznym numerem specjalnym - STARTER dla studentów pierwszego roku. Magazyn trafia w potrzeby studentów używając różnorodnych form, takich jak: reportaże z ważnych wydarzeń na uczelniach; wywiady ze studentami, psychologami, profesorami, ciekawymi ludźmi; prezentacje kół naukowych; porady dotyczące zachowania się w różnych sytuacjach w życiu studenckim. „płyń POD PRĄD” dotyka ważnych tematów w życiu społecznym studenta, takich jak nauka, wartości oraz relacje międzyludzkie. Chcesz do nas pisać? Napisz! redakcja(at)podprad.pl Chcesz by objąć patronatem wydarzenie studenckie? Napisz do Marty! Marta Chelińska mchelinska(at)hotmail.com Kontakt do naczelnej - Katarzyny Michałowskiej: naczelna(at).podprad.pl

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Studenci

Na górę