Piotr Rowicki – Fatum
Oficynka 2011
Ocena 4/5
Któż z nas, przechadzając się gdańską starówką, nie zastanawiał się, jakie tajemnice ukryte są w tamtejszych kamienicach i dworach? Jakie barwne postaci 400 lat temu przechadzały się Długim Targiem? Jak wyglądała proza codziennego życia przeciętnego Gdańszczanina? Wychodząc na przeciw takiej dociekliwości, powstał zbiór dziesięciu opowiadań Piotra Rowickiego.
Każde opowiadanie budowane jest na całkiem odmiennym koncepcie. Cechę wspólną stanowi czas i miejsce wydarzeń – barokowy Gdańsk – oraz pojawianie się w każdym z nich „motywu zbrodni”, bo pomimo zapewnień wydawniczych, że są one perłami kryminalnymi, faktycznie z kryminałem niewiele mają wspólnego.
Jeśli ktoś spodziewa się pełnego napięcia poszukiwania mordercy po pojawiających się coraz to nowych poszlakach, wartkiej akcji z licznymi zwrotami z nieznaną, mroczną stroną „Wenecji Północy” w tle, to od razu może z powrotem odłożyć książkę na półkę w księgarni. Opowiadania to istny miszmasz gatunkowy od horroru po groteskę, a sama zbrodnia jest tylko pretekstem do ukazania miasta i jego mieszkańców, zarówno tych znanych (Jan Heweliusz), jak i tych ze społecznych nizin (praczka czy hycel). Konstrukcja opowiadań jest prosta jak konstrukcja cepa – po barwnych emocjonalnych opisach postaci, licznych dialogach, rozmyślaniach, przedstawieniu przestrzeni, następuje krótkie ucięcie akcji i w ostatnich dwóch akapitach dowiadujemy się wszystkiego. Jednak to właśnie dla zaskakującej pointy, która na długo pozostawia czytelnika skonfundowanego, sięga się po kolejne teksty.
Bez wątpienia wielką zaletę stanowi wplecenie historycznych wątków w taki sposób, że nie odstraszają, a wręcz stanowią płynne przejścia między fikcją literacką a prawdą. Język bez nadmiernych archaizmów, zrozumiały i prosty czasem z przesadzoną rubasznością, która staje się być momentami niesmaczna, częsta narracja pierwszoosobowa, a przede wszystkim niewielka objętość opowiadań (każde około 20 stron) sprawiają, że książkę czyta się bardzo szybko. W sam raz do popołudniowej kawy w fotelu.
Zupełną pomyłką wydawniczą jest graficzna oprawa książki. O ile okładka zawiera interesującą rycinę nawiązującą do baroku, o tyle wielokrotne powtórzenie tego samego motywu w zupełnie przypadkowych miejscach w książce nie umila czytania. Na szczęście czcionka przyjazna dla oka i dobre rozdzielenie poszczególnych opowiadań pozwala częściowo zapomnieć o ilustracjach pojawiających się w najmniej oczekiwanym momencie.
Lekkość z jaką Piotr Rowicki operuje groteską, jak zaskakuje czytelnika zakończeniami opowiadań a także barwność opisów miasta sprzed czterech wieków oraz różnorodność w katalogu morderców są w stanie zrekompensować niedosyt jaki pozostawia brak trzymającego w napięciu śledztwa.
Wybrane fragmenty:
„Teraz, po wszystkim, wiem, że nie mór, nie wojna, nie utrata majątku, nie grabież jest dla człowieka największym zagrożeniem. Największym niebezpieczeństwem jest on sam dla siebie. Własne myśli, których nie potrafi się pozbyć. Nie wiem, czy to zasługa szatańska, nie znam się na tym. Wiem, że złe myśli mogą zdeprawować anioła. Tak jak w moim przypadku.”
„Niedługo potem dziewczynka zwana Czerwonym Kapturkiem podeszła do śpiącego Wolfa, żeby go udusić poduszką. Wolf nie spał.
– Babciu, jakie on ma wielkie oczy!
– Będą zaraz pływać w rosole! – zaśmiała się babcia.
– Jakie on ma wielkie łapy – wyłkała dziewczynka.
– Uwielbiam ogryzać kosteczki!
– Babciu, ale on w tych łapach trzyma pistolet i mierzy we mnie!
Zły jak wilk Wolf warknął, usiadł na skraju łóżka i zastrzelił najpierw Czerwonego Kapturka, a potem jego babcię.
Odtąd w Gdańsku przy Długim Targu mieszkały wyłącznie grzeczne małe, śliczne dziewczynki.