Keri Arthur – Wschodzący księżyc
Instytut Wydawniczy Erica
Ocena 4+/5
„Zew nocy” to cykl aż dziewięciu powieści, który otwiera „Wschodzący księżyc”. To właśnie ten tytuł przyniósł australijskiej autorce popularność, a wspomniana powieść i jej kolejne części zyskały sobie już sporą rzesze wiernych fanów.
Przyznam osobiście, że nie jestem pasjonatką historii o wampirach czy wilkołakach. A ci wraz z sagą „Zmierzch” wdarli się do naszej kultury już jakiś czas temu. Jednak tym razem to nie jest powieść dla dzieci czy młodzieży. „Wschodzący księżyc” można zaliczyć do powieści kryminalno-erotycznych, ponieważ Arthur swobodnie wplata wątki seksualne co parę stron, by oderwać czytelnika od trzymającego w napięciu kryminału.
Główna bohaterka, Riley Jenson jest mieszanką wampira i wilkołaka, choć w jej naturze przeważają jednak cechy wilkołaka. Jednak w świecie wykreowanym przez Arthur jest to całkiem naturalne zjawisko i nikogo nie dziwi jej nieludzkie pochodzenie. Zbliża się pełnia księżyca, gdzie wilkołaki już na siedem dni przed niesamowicie pobudzają się i jeszcze bardziej szukają możliwości uwolnienia swych rządz seksualnych. Dokładnie tydzień wcześniej zjawia się tajemniczy, nagi wampir, który szuka brata Riley – Rhoana. Wraz z kolejnymi stronami przekonujemy się, iż ten wampir – Quinn przynosi złe wiadomości, które sprowadzą na bohaterkę serię wypadków, pościgów i nieustającej ucieczki przed nieznanym niebezpieczeństwem.
Na pierwszym planie mamy siostrę – Riley, która musi odnaleźć ukochanego brata, zmierzyć się z wieloma próbami zamachu na jej życie i w końcu rozwiązać zagadkę, kto tak naprawdę chce się pozbyć jej, jej znajomych, a przede wszystkim jaki ma w tym cel. Frapujący czytelnika wątek kryminalny, przeplatany jest niesamowitą namiętnością jaka włada Riley i innymi istotami z jej otoczenia. Jednak jej szczególnym obiektem pożądania jest Quinn, który daje jej wszystko czego pragnie. Choć erotycznych przerywników jest naprawdę sporo, tworzą wspaniałą spójność z próbami rozwikłania tajemniczej zagadki.
Jeśli chodzi o język, to tu niestety zawiodłam się, jest niezwykle banalny, niczym nie zaskakuje, choć przyznaję, że szczegółowość opisów doskonale pobudza wyobraźnię i działa podniecająco na czytelnika.
Z całą moją niechęcią do tego gatunku powieści, zdecydowanie mogę polecam „Wschodzący księżyc”. Jest to świetna lektura na długie, zimowe wieczory i nie tylko.
Fragmenty książki:
„Owszem, było już grubo po północy, ale w końcu był to piątkowy wieczór, a ten czas zazwyczaj oznaczał dobrą zabawę. Przynajmniej dla tych, którzy byli singlami i nie pracowali na nocną zmianę. Ta część Melbourne może i nie należała do najbardziej rozrywkowych części miasta, ale znajdował się tu jeden klub nocny, którego bywalcami byli zarówno ludzie, jak i inne stworzenia. I choć często w nim nie bywałam, uwielbiałam muzykę, którą tam grali. Uwielbiałam tańczyć do niej na ulicy, gdy wracałam do domu.”
„Oczywiście, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, nie tylko tego ludzkiego, lecz i tego dla wścibskich wilkołaków – albo, tak jak w moim przypadku, półwilkołaków. A moja zdolność do pakowania się w kłopoty przysporzyła mi przez lata więcej zmartwień, niż wolałabym pamiętać. Mój brat zazwyczaj stał po mojej stronie, walcząc ze mną albo wyciągając mnie z tarapatów. Ale dziś wieczorem Rhoan był poza domem i nie mogłam się z nim skontaktować. Jako strażnik pracujący dla Departamentu ds. Innych Ras często znikał, wykonując misje, o których nawet mi nie mógł pisnąć słówka.”