John Lutz – Seryjny
Prószyński i S-ka
Seria wydawnicza: Zabójcza seria
Ocena: 5+
Kryminały to dla mnie chleb powszedni. Od dawna z zapartym tchem czytam o zmaganiach bohaterów z mordercami oraz z nieubłagalnie płynącym czasem, dlatego też myślałam, że żadna z książek tego gatunku nie zdoła mnie już niczym zaskoczyć. Tymczasem stało się zupełnie inaczej.
„Seryjny” autorstwa Johna Lutza jest częścią „Zabójczej serii” wydawnictwa Prószyński i spółka. Akcja jest związana z detektywem Quinna, byłym policjantem, oraz jego pomocników, którzy są wzywani na coraz to nowe miejsca zbrodni. Na każdym z nich zastają okrutnie okaleczone zwłoki kobiet oraz zupełny brak jakichkolwiek poszlak w postaci odcisków palców czy nagrań na kamerach ochrony. „Rzeźnik”, bo tak nazywają go media, dokładnie wie, jak zwieść policję i śledczych pozostawiając fałszywe tropy. To on jest mistrzem gry.
Opis z okładki nie kłamał – „Rzeźnik” dokładnie wie, jak zadawać ból – jest doskonale obeznany z anatomią ludzkiego ciała. Na swój sposób szuka sprawiedliwości, choć trzeba przyznać, że dość makabrycznie. Mogłoby się wydawać, że ma w sobie niesamowitą lekkość i fantazję, jeżeli chodzi o pozbawianie życia – kneblem nie jest kawałek szmaty, a piękny drogi pantofel ustawiony tak, by obcas przypominał róg jednorożca. Nie znajdziemy tutaj zbyt szczegółowych opisów zwłok czy miejsc zbrodni, jak u Simona Becketta. Lutz pokazuje dokładnie tyle, ile czytelnik o silniejszych nerwach jest w stanie znieść bez odruchów wymiotnych. W moim odczuciu jest to niebywałą zaletą, jednak nie wszyscy mogą być w stanie przeczytać wszystkie opisane zdarzenia.
W książce przeplatają się dwa różne czasy, a zarazem dwie różne historie. Jedna z nich ma swój początek w 1991 roku, druga to czasy współczesne. Łączy je jedno – brutalne gwałty na kobietach. Z czasem czytelnik zauważa, że obie historie zazębiają się, tworzą jedną spójną całość, co jeszcze bardziej komplikuje pracę detektywów. Niezwykle trudno jest poprowadzić akcję książki w ten sposób, Lutz jednak podjął się tego zadania, uzyskując niesamowity efekt.
Autor zadbał ponadto o jedną, jakże istotną, kwestię – bohaterowie „Seryjnego” maja ludzkie twarze, swoje słabości, bolączki, pragnienia. Błądzą szukając tropu, potykają się, czasem zataczają pętlę w dochodzeniu. Są do tego niesamowicie inteligentni i spostrzegawczy, wyciągają wnioski, by nie powtórzyć bezsensownych błędów. W czasach, gdzie postacie z książek coraz bardziej mijają się zarówno z mądrością jak i logiką, książka Johna Lutza jest miłą odmianą.
Wydawnictwo Prószyński i spółka bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie tą pozycją. Myślałam, że na kryminałach połamałam już wszystkie zęby, przekonałam się jednak, że jeszcze sporo przede mną. „Seryjny” nie jest mimo wszystko książką dla każdego. Polecam ją tym, którzy mają w sobie trochę chorej ciekawości i niezdrowej fascynacji morderstwami. Zapewne nie spodoba się ona zagorzałym miłośnikom lekkich historii – fabuła „Seryjnego” jest momentami niesamowicie uwikłana, zmusza do myślenia, a opisane sceny mogą wywołać coś więcej niż tylko grymas obrzydzenia na twarzy.
Wybrane fragmenty:
„Kiedy otworzył usta, by wrzasnąć, wcisnął jej czubek buta do gardła. Język miała unieruchomiony brudną, szorstką podeszwą. Teraz mogła jedynie coś bełkotać, a nie krzyczeć. Wepchnął jej but jeszcze głębiej, tak że miała nos w pięcie pantofla. (…) Szybko obwiązał but, wraz z jej głową, taśmą, tak że całość trzymała się mocno, a nacisk rozwierający usta był stały. (…) Uśmiechnął się na myśl, co by było, gdyby użył więcej taśmy – wtedy wyglądałaby jak mumia jednorożca.”
„Stał, podtrzymując ją, a jelita dziewczyny wiły się wokół jego lewej ręki niby jakieś ciepłe węże. Pomyślał, że to zdumiewające. Niewiarygodne. Wyraz twarzy Millie Graff świadczył niezbicie, że i ona była zdumiona. Zrobiła wielkie oczy. Poczuł mocny puls erekcji.”