Sven Hassel – „Gestapo”
Przekład: Juliusz Wilczur-Garztecki
Instytut Wydawniczy ERICA 2012
Ocena: 3/5
O drugiej wojnie światowej napisano już tyle książek, że można by nimi zapełnić kilka sporych bibliotek. Wśród nich można znaleźć zarówno powieści gloryfikujące bohaterów wojennych, jak i te, opisujące katów, oprawców i różnych „wykolejeńców”. Książka Svena Hassela pt. „Gestapo” zalicza się do tej drugiej kategorii.
Biografia Hassela jest podobna do losów bohaterów jego książek. Autor to Duńczyk z niemieckim rodowodem, który w 1937 roku wstąpił do niemieckiego wojska. Przez osiem lat służył w różnych oddziałach, m. in. w karnej jednostce Wehrmachtu, dokąd wcielono go za dezercję. Doświadczenie to, stało się dla niego inspiracją do napisania cyklu książek. „Gestapo”, jedna z części cyklu, opowiada o metodach działania tajnej policji w nazistowskich Niemczech. Gestapo budziło strach nawet w największych twardzielach, którzy na froncie nie bali się niczego. Hassel ukazał metody jego działania na podstawie procesu jednego z bohaterów książki, Berta Ohlsena. Proces ten był sfingowany i stanowił kpinę z wymiaru sprawiedliwości.
Głównymi bohaterami powieści są Porta, Mały, Stary, Legionista, Heide, Barcelona. Nie mają oni w sobie nic z bohaterskich żołnierzy, walczących za swoją ojczyznę. Ich zainteresowania kręcą się wokół zabijania, picia i prostytutek. Zabijają, bo chcą przetrwać. Mordują, bo lubią. Kiedy tylko nadarzy się okazja, ochoczo taplają się w każdym moralnym bagnie – kradną, gwałcą kobiety, wyrywają trupom złote zęby, oszukują. Prowadzą długie, burzliwe dyskusje o tym, jaki sposób zabijania lubią najbardziej (Mały na przykład preferuje garotę). Są bohaterami negatywnymi, lecz na swój sposób barwnymi i interesującymi.
Wojna w „Gestapo” jest brutalna. Redukuje człowieka do biologicznego, zwierzęcego wymiaru i wyzwala w nim najgorsze instynkty. Na froncie nie ma miejsca na ideały, wartości ani wzniosłe przemówienia, które pojawiają się często w hollywoodzkich filmach o wojnie. Wszyscy bohaterowie są do siebie podobni: równie zdegenerowani i nie budzący w czytelniku ani cienia sympatii. Ich język jest prostacki, wulgarny, dosadny, „koszarowy”.
Wydaje się, że „Gestapo” powinno szokować albo przynajmniej wciągać czytelnika. Tymczasem nic takiego się nie dzieje – lektura dłuży się niemiłosiernie. Akcja rozwijana jest powoli, od czasu do czasu przerywana przez kolejne morderstwo lub aresztowanie. Dodatkowo spowalniają ją rozwlekłe opowieści Małego lub Porty, często niezwiązane bezpośrednio z fabułą. Utrudniają one skupienie się na opisywanych wydarzeniach.
Niewątpliwą zaletą książki jest prosty, reportażowy styl. Wojna została tu ukazana bez ozdobników, bez upiększeń. Pozbawiona ideologicznej i moralnej strony, jest tylko krwawą jatką, w której ludzie zabijają ludzi. Dodatkowo wszystkich paraliżuje strach przed szpiclami, szpiegami i Gestapo. Hasselowi dobrze udało się pokazać sposób, w jaki wojna odczłowiecza i degeneruje ludzi, zmieniając ich w maszyny do zabijania.
„Gestapo” na pewno nie jest książką dla każdego. Właściwie trudno mi stwierdzić, komu warto polecić tę książkę. Miłośnicy wartkiej akcji będą rozczarowani przydługimi dyskusjami i monologami bohaterów. Fani literatury wojennej mogą się zrazić wulgarnym językiem książki – być może tak mówi się w koszarach, ale niekoniecznie trzeba tak o koszarach pisać. Myślę, że warto przeczytać tę książkę jedynie wtedy, gdy czytelnik interesuje się armią Wehrmachtu oraz kulisami działań Gestapo lub gdy jest on fanem książek Svena Hassela.