Sylwia Chutnik – W krainie czarów
Wydawnictwo Znak 2014
Ocena: 4+/5
Sylwia Chutnik to aktywistka społeczna, feministka i prezeska Fundacji MaMa oraz uznana autorka powieści, felietonów i opowiadań. W najnowszym zbiorze przedstawia historie ludzi przemielonych i wyplutych przez życie. Ludzi, którzy mogliby żyć gdzieś pośród nas, ale rzadko chcemy ich dostrzec.
Tytułowa kraina czarów nie jest wcale czarowna. Raczej smutna. Mieszkają w niej prostytutka pracująca na ulicy od trzydziestu lat, staruszka czekająca na rodziców, którzy mieli przyjść po nią w czasie wojny, mężczyzna, dla którego szczytem marzeń jest taniec z obcą kobietą na dancingu, niedoszły ksiądz, obecnie zabójca w czasie odsiadki, stara aktorka od lat czekająca w oknie na dawno utraconą szansę kariery. Autorka uchwyciła ich ból i samotność, tęsknotę i rozpacz braku sił do zmiany swojego losu.
Czarowna jest za to czułość Chutnik, z jaką pisze o swoich bohaterach. Ukazuje ich losy ze zrozumieniem osoby zaangażowanej społecznie. Choć postaci są wytworem jej wyobraźni, wydaje się, jakby ich spotkała, uważnie wysłuchała i opisała ich zwyczajne, ale dla niej wyjątkowe sprawy.
Tytułowe opowiadanie różni się od innych autobiograficznym charakterem. Autorka opisuje przeżycia związane ze śmiercią dziadka. Żałoba łączy ją z bohaterami, pozwala zaliczyć się do ich kręgu choć na jakiś czas.
Różne formy literackie, różne rodzaje narracji – z książką Chutnik nie sposób się nudzić. Jej język literacki pod skromnymi, oszczędnymi zdaniami kryje w sobie potężny ładunek emocji. Emocji, które nie wybuchają tylko na chwilę, ale zagnieżdżą się na długo w czytelnikach zbioru „W krainie czarów”. Czy zdecydujesz się tam zajrzeć?
Fragmenty książki:
„Ja już to sobie zapamiętałam…. – decydować o sobie, zmieniać coś, upiększać – u mnie to nie wyjdzie. Ja prenatalnie zostałam zaprogramowana na szmatę do podłogi.
A gdzie pani kupiła sobie taką twarz, na wyprzedaży, na Allegro, na targu od dziadków ze śmietnika? Zasłonięte lustro w łazience i zgaszone światło nie kłamią.
Dlatego stoję teraz na skrzyżowaniu i rozdaję ulotki reklamujące dermatologię kosmetyczną. Drenaż, lifting, masaż, amputacja całego ciała. Gniją mi dłonie, zszarzała twarz wykrzywia się boleśnie na myśl o dotknięciu samej siebie. Śmierdzę, chociaż się myję; wyję, chociaż uśmiecham się bezzębnie do przechodzącej właśnie dziewczyny, podając jej ulotkę. Ta, starając się na mnie nie patrzeć, wyrzuca kartkę do kosza.
Wszystko zależy ode mnie, więc usuwam się w cień, liżąc rany gdzieś pod brukiem. Zawijam się na noc w wielkoformatową reklamę i zamykam oczy, które pewnie też wymagają odchudzania i botoksu. Czekam na rozwiązanie ostateczne.”
„To jest ten brakujący widok w moim życiu. Było, minęło – nie cofnę czasu i nie pójdę w krzaki na oględziny. Mogę te krzaki teraz co najwyżej wyrąbać i zatuszować zbrodnie lęku.
A babcia mówiła mi potem, że bardzo dobrze, że nie poszłam. Bo nie ma na co patrzeć. Zapamiętaj dziadka żywego, tak jest najlepiej. I tak jeszcze dodała: „Do tej pory, jak w nocy wstaję do łazienki, to w ciemności widzę jego twarz. Na bok położoną, dziwnie śpiącą. Straszny widok, mam go przed oczami”.
No właśnie. I to jest ten brakujący widok w moim życiu.”
Małgorzata Serkowska