Günter Wallraff – Na samym dnie
Tłumaczenie: Ryszard Turczyn
Wydawcy: Narodowe Centrum Kultury i Agora SA
Warszawa 2014
Ocena:4+/5
„Ja, Ali” to Turek posługujący się łamaną niemczyzną, o świdrującym i ciemnym spojrzeniu i czarnych włosach. Jednocześnie jest to jedna z wielu ról, które Günter Wallraff przybrał w swojej karierze dziennikarza. W reportażu „Na samym dnie” autor spróbował doświadczyć i opisać życie Turka w Niemczech w latach osiemdziesiątych.
„Do dziś zresztą nie wiem, j a k prawdziwy obcokrajowiec radzi sobie z codziennymi upokorzeniami, z oznakami wrogości i nienawiści. Wiem już natomiast, c o przychodzi mu znosić i jak daleko można się w tym kraju posunąć w pogardzie dla drugiego człowieka. Coś z apartheidu mamy tu, wśród nas, w naszej d e m o k r a c j i. To, co przeżyłem, przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. W sensie negatywnym” (s. 19) – pisze już na początku swojej książki. Po takiej zapowiedzi można się spodziewać wszystkiego, ale mimo to lektura „Na samym dnie” ciągle wprawiała mnie w osłupienie i zdumienie.
Günter Wallraff jako Ali podejmuje się najróżniejszych prac. Pracuje przy odwracaniu krążków hamburgera w McDonald’s, jako robotnik na budowie i przy innych pracach remontowych w hucie, w elektrowni atomowej, przy testowaniu leków. Wszystkie te prace wykonuje na granicy prawa, nielegalnie, za najniższe stawki, bez ubezpieczenia i często ryzykując przy tym życie i zdrowie. Najbardziej zaskakująca była niesamowita pogarda, której doświadczył. „Nie byliśmy ludźmi, tylko wołami roboczymi. Nawet najniżej postawiony niemiecki robotnik rządził się, popychał nas, uważał za zwierzęta żyjące tylko po to, żeby harować” (s. 268).
Dziennikarz zdawał sobie sprawę, że samo spisanie świadectw pracowników nie wystarczy. Wyzwanie, jakiego się podjął, nie polegało tylko na przebraniu się i udawaniu, ryzykował on swoim życiem i zdrowiem by na własnej skórze doświadczyć. Jednocześnie jest pełen pokory i zdaje sobie sprawę, że nigdy do końca nie dowie się, jak to jest być Turkiem w Niemczech. Dziennikarstwo Güntera Wallraffa to najlepszy przykład zaangażowania i aktywnego uczestnictwa w otaczającym świecie, które prowadzi do jego poprawy. Publikacja „Na samym dnie” zniosła społeczny dystans i blokadę wobec obcokrajowców oraz wymusiła na władzach większą kontrolę i poprawę warunków pracy. Sam autor za uzyskane pieniądze założył fundację „Żyć Razem”. W Niemczech działa także prawo „lex Wallraff”, które uznaje taki sposób zbierania informacji za legalny, jeśli dzięki temu można ujawnić poważne uchybienia.
Na pochwałę zasługują także wydawcy książki Narodowe Centrum Kultury i Agora SA. Książka uzupełniona jest o wstęp Lidii Ostałowskiej, wywiad Katarzyny Bielas z reportażystą oraz posłowie Bartosza T. Wielińskiego. Te teksty odkrywają inne okoliczności powstawania książki, zawierają przedstawienie sylwetki pisarza, jego twórczości i typu dziennikarstwa, jakie uprawia.
Odkrycie i doświadczenie Güntera Wallraffa jest dla nas niezmiernie ważne. Owszem opisuje on konkretne jednostki i ich historie, doświadczenia, ale jednocześnie jest to uniwersalna i przerażająca opowieść o wyzysku, handlu ludźmi i relacjach międzyludzkich, które mogą dziać się gdziekolwiek na świecie. W Posłowie do polskiego wydania Bartosz T. Wieliński pisze o problemach, których współcześnie przybywa w Niemczech i stawia tezę, że „72-letni dziś Wallraff jest Niemcom ciągle potrzebny” (s. 295). Ubolewam nad tym, że nie mamy polskiego Güntera Wallraffa i zachęcam do przeczytania jego innych angażujących i demaskatorskich reportaży między innymi o niemieckim tabloidzie „Wstępniak. Człowiek, który był w Bildzie Hansem Esserem” czy zbiór reportaży „Z nowego wspaniałego świata”.
Fragmenty:
„Poznaję dwudziestosiedmioletniego tureckiego robotnika, który dostał się przez urząd pracy do firmy pośredniczącej niejakiego Adlera. Dowiaduję się od niego, że Adler z kolei sprzedaje ludzi firmie Remmert, a ta Thyssenowi. Wysłuchuję opowieści na temat warunków i metod pracy, które – gdybym je tylko spisał, a nie widział na własne oczy i nie zebrał dowodów – wydawałyby się wszystkim kompletnie nieprawdopodobne i rodem z najstraszliwszego wczesnego kapitalizmu.” (s. 93)
