Nasz profile

Iść by się zatrzymać

Studenci

Iść by się zatrzymać

Iść by się zatrzymać

Najdłuższa pielgrzymka zajęła mu sto dwadzieścia pięć dni. Przemierzył 4500 kilometrów idąc przez Polskę, Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Grecję, Turcję, Syrię, Jordanię i Izrael. Celem była Jerozolima.

Oprócz tego Dominik Włoch doszedł z Wadowic do Rzymu oraz z Częstochowy do Medjugorie. Dwukrotnie dotarł do Santiago de Compostela w Hiszpanii, a osiem razy z Gdańska do Częstochowy. Dominik ukończył pedagogikę na Uniwersytecie Gdańskim. Ma 27 lat i lubi ryzykować. Na jedną z wypraw zabrał tylko 50 euro.

Dlaczego niemal co roku ruszasz w drogę?

Idąc, odkrywam samego siebie, ale też ludzi. To wielka przygoda. W rumuńskich górach nikt nigdy nie widział turysty. W Syrii jeden mężczyzna zaprosił nas na herbatę (od Bułgarii szedłem z bratem), ale że był wieczór zgodził się także na nocleg. Do jego domu zeszła się cała rodzina. Było pełno dzieci, jedliśmy razem obiad. Po trzech godzinach nasz gospodarz powiedział, żebyśmy wzięli nasze rzeczy. Szliśmy z myślą o spaniu, a on wyprowadził nas na ulicę. Jego żona nie zgodziła się nas przenocować. W Syrii w nocy w miastach wyłączany jest prąd. W zupełnej ciemności nie wiedzieliśmy nawet, w którą stronę pójść. Wtedy zauważył nas młody chłopak. Okazało się, że jest studentem i chętnie nam pomoże. Tego wieczora przeżyliśmy więc kolejną kolację z tłumem osób przy stole. Do nocy rozmawialiśmy i graliśmy w karty. Myślę, że ruszam w drogę, bo w przyrodzie, na pustyni, w ciszy, a przede wszystkim w drugim człowieku widzę Boga. To jest dla mnie ekstremalne, ale najpiękniejsze.

Wierzysz, że doświadczałeś cudów, a może to były przypadki?

Owszem mogę powiedzieć, że coś jest przypadkiem. Ale gdy w życiu tych przypadków jest coraz więcej, zaczynam zauważać działanie Boga. Gdy dotarłem do Jerozolimy, wysłałem do tych, którzy mnie gościli, ponad 150 pocztówek. Po jakimś czasie rozmawiałem z kobietą, u której raz nocowałem. Jej syn miał wypadek, a lekarze mówili, że nie będzie mógł chodzić. Powiedziała, że najszczęśliwszym dniem w jej życiu był ten, w którym dotarła do niej kartka z Jerozolimy. Napisałem na niej fragment psalmu 122 „już stoją moje nogi w twych bramach, o Jeruzalem.” W tym dniu jej syn zaczął chodzić. Czy to był przypadek?

A jak radziłeś sobie ze zmęczeniem fizycznym?

Po 1000 kilometrów ciało się przyzwyczaja i nie ma problemu. Rekordowo przeszliśmy w jeden dzień 70 kilometrów. Czasami przeszkadzał upał – w Turcji obiecywałem sobie, że nigdy nigdzie już nie pójdę. Mój plecak ważył około 20 kilogramów, mogłem brać w trasę tylko jedną butelkę wody. Raz nam jej zabrakło. Próbowaliśmy pić ze zraszaczy poustawianych na polach. Szukaliśmy przy drogach butelek z resztkami napojów, ale były zbyt nagrzane, by dało się pić. W końcu dotarliśmy do restauracji, przy której była fontanna. Rzuciliśmy się na nią, aż ludzie dziwnie patrzyli. Jeden pan dał nam wtedy wodę w prezencie.

Czy decydując się na tak długą trasę, nie chcesz po prostu uciec od codzienności? Zmienić problemy, które cię otaczają?

Problemy są na pewno inne. Upał, pragnienie, zmęczenie. Czasem na mapie był most, a w rzeczywistości wcale nie. Ale na pielgrzymce nie ma zabiegania. Podczas drogi miałem wiele czasu na skupienie. W samotności mogłem zrozumieć siebie, kim jestem, o czym marzę i czego pragnę. Ten czas sprawił, że usłyszałem Boga i potrafiłem rozróżnić, które myśli pochodzą od Niego. Potem, gdy wracam, staram się przenieść te doświadczenia do mojej codzienności.

Twoim hasłem podczas drogi do Jerozolimy było „nieść pokój”. Jak ludzie na to reagowali?

Podczas czterech miesięcy ani razu nie spotkała mnie negatywna reakcja ze strony drugiego człowieka. W Syrii, która jest krajem muzułmańskim, żyje ok. 10% chrześcijan. Jest to duża liczba i przedstawia się to jako problem. Ale wiele razy nocowaliśmy u muzułmanów. Wpuszczali nas do swoich małych domów, gdzie prawie w ogóle nie ma mebli tylko dywany i materace. A na ścianie obowiązkowo wisi zdjęcie prezydenta, którego bardzo kochają. Nie ukrywałem, że jestem katolikiem. Widziałem jak się modlili, a czasem robiliśmy to razem. Myślę, że pokój można zbudować. Ale najpierw trzeba go odnaleźć w sobie, a dopiero potem w rodzinie, sąsiedztwie, mieście, kraju, świecie…

Można się uzależnić się od pielgrzymowania?

Można! Myślałem o stabilizacji, ale chyba to jeszcze nie ten czas. Aktualnie rodzi się plan i pomysł pielgrzymki o cywilizację miłości. Z Moskwy, Fatimy i Jerozolimy w tym samym czasie trzy osoby będą iść do Asyżu. Rok 2011 to dwudziesta piąta rocznica spotkania Jana Pawła II i przedstawicieli różnych wyznań. Chcielibyśmy to wydarzenie przypomnieć i modlić się nad problemami, które dotyczą każdego – niezależnie od religii.

(2011)

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Studenci

Na górę