Nasz profile

Tylko trochę wspomnień

Rozwój

Tylko trochę wspomnień

Tylko trochę wspomnień

Jest styczeń. Pani Monika obchodzi urodziny. Goście nie śpiewają jednak, jak to zwykle przy takich okazjach bywa, piosenki Sto lat. Jubilatka sto lat ma już skończone. A dokładniej sto sześć lat.

Pani Monika urodziła się w 1905 roku w Kartuzach. Gdy chodziła do szkoły, uczono w niej tylko po niemiecku. Za jej życia Polska odzyskiwała niepodległości i znów ją traciła, zmieniały się rządy i systemy. Teraz świat to już zupełnie inne miejsce niż sto lat temu.

***

Pani Monika, ubrana w ciepły sweter, nie przestaje się martwić o to, czy gościom nie brakuje kawy lub ciasta. Siadam obok niej. Zastanawiam się, jak prosto z mostu zadawać pytania. Rozważam, czy nie są głupie, czy mając sto sześć lat można na nie tak po prostu odpowiedzieć. Najlepszy okres w życiu? Pani Monika wcale nie zastanawia się zbyt długo.

Ślub

Dnia 31 stycznia 1928 roku odbył się podwójny ślub pani Moniki i jej siostry Jadwigi. Wkrótce potem pani Monika musiała wyjechać na Wileńszczyznę, gdyż tam dostał przydział do pracy jej mąż – Szczepan. Pan Szczepan był policjantem. Kilka razy zmieniali miejsce zamieszkania, aż wreszcie osiedlili się w Michaliszkach, gdzie na świat przyszła trójka ich dzieci – Małgorzata, Krystyna i Zbyszek. Pani Monice, z dala od rodziny, bardzo ciężko było przyzwyczaić się do zupełnie nowego, obcego otoczenia. Pewnie dlatego takim szczęściem było tych kilka dni każdego roku, gdy jechali na urlop do jej siostry Jadwigi lub do dziadków, którzy mieszkali w Zaworach. Niby to nic wielkiego, a właśnie te chwile, spośród tysięcy przeżytych, pani Monika wspomina najmilej.

Pochylam się bliżej, by mnie lepiej słyszała. W tym wieku słuch już nie ten, co kiedyś, i wzrok też szwankuje. Pytam o coś zupełnie innego. O najtrudniejsze lata jej życia.

Ucieczka

Po wkroczeniu Armii Czerwonej na terytorium Polski, mąż pani Moniki, wraz z innymi policjantami, musiał uciekać rowerem na Litwę, gdzie został internowany. Po jakimś czasie Rosjanie dotarli również tam i pan Szczepan znalazł się w drugim transporcie do Kozielska. Przeżył cudem. Cały pierwszy transport pojechał do Katynia na rozstrzelanie. Potem pan Szczepan trafił do Murmańska, a następnie na wyrąb lasu pod Moskwę. Kiedy generał Anders zaczął organizować polskie oddziały, mąż pani Moniki zgłosił się do armii i przez Iran i Irak dostał się do Palestyny. Dopiero stamtąd mógł dać pierwszy znak życia i dowiedzieć się, że jego żona i dzieci również żyją. Pani Monika po 17 września została zupełnie sama z trójką dzieci. W grudniu 1939 r. przeczytała ogłoszenie, że ludzie pochodzący z terenów Polski, będących pod okupacją niemiecką, mogą się zgłosić na wyjazd na zachód. Byli to m.in. ludzie na urlopie, których wojna zatrzymała na wschodzie. I odwrotnie – ci z zachodu mogli wrócić na kresy. Pani Monika poszła po poradę do proboszcza, który rzekł – Tu wróg, tam nieprzyjaciel, ale jeżeli ma pani tam krewnych, to radzę jechać.

Sprzedała maszynę

Pani Monika sprzedała więc maszynę do szycia i inne sprzęty, zapakowała resztę dobytku w walizkę i kosz na bieliznę i 18 stycznia przy czterdziestostopniowym mrozie ruszyła wraz z dziećmi saniami do oddalonej o 25 km stacji kolejowej. Tam zapakowano ich do wagonów towarowych. Pociąg nie zatrzymał się na trasie, przewiózł ich przez całą Polskę, aż dotarli do Górnej Saksonii. Byli w trzech obozach, w których mieli zostać zniemczeni. Pani Monika dobrze pamięta, jak pewna Niemka powiedział do jej małego syna – Jesteś ładnym chłopcem, będziesz dzielnym niemieckim żołnierzem. Gdy przetłumaczyła to synkowi, poczerwieniał cały i powiedział: – Nigdy nie będę niemieckim żołnierzem. Ja będę tylko polskim marynarzem. Na szczęście, dzięki staraniom siostry, po dziewięciu miesiącach pani Monika wraz z dziećmi mogła wydostać się z obozu pod warunkiem, że rodzina weźmie ją do siebie i zapewni utrzymanie. Wreszcie wrócili do Polski, skończył się najgorszy dla pani Moniki okres, ale ciężko miało być im jeszcze przez długi czas.

***

Nie zapytam mojej prababci o to, co jest najgorsze w długowieczności. Słyszę, jak moja mama życzy jej co najmniej stu pięciu lat. – Może lepiej nie, może już za długo – odpowiada prababcia Monika. Nigdy nie miała żadnego tajemnego sposobu na tak długie życie. Była najstarszym spośród dziewięciorga dzieci. Przeżyła swoje rodzeństwo, męża. Myślę sobie, że wiem, czego się boi. Nie pytam, co jest najgorsze w długowieczności.

Magazyn "płyń POD PRĄD” jest ogólnopolskim bezpłatnym kwartalnikiem studenckim z corocznym numerem specjalnym - STARTER dla studentów pierwszego roku. Magazyn trafia w potrzeby studentów używając różnorodnych form, takich jak: reportaże z ważnych wydarzeń na uczelniach; wywiady ze studentami, psychologami, profesorami, ciekawymi ludźmi; prezentacje kół naukowych; porady dotyczące zachowania się w różnych sytuacjach w życiu studenckim. „płyń POD PRĄD” dotyka ważnych tematów w życiu społecznym studenta, takich jak nauka, wartości oraz relacje międzyludzkie. Chcesz do nas pisać? Napisz! redakcja(at)podprad.pl Chcesz by objąć patronatem wydarzenie studenckie? Napisz do Marty! Marta Chelińska mchelinska(at)hotmail.com Kontakt do naczelnej - Katarzyny Michałowskiej: naczelna(at).podprad.pl

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Rozwój

Na górę