Karnawał (bez)nadziei
Piotr Czerski (ur. 01.04.1981 r.) – polski poeta i prozaik. Ukończył informatykę na Politechnice Gdańskiej, studiował także filozofię na Uniwersytecie Gdańskim. W 2006 roku wydał minipowieść pt.: Ojciec odchodzi, w której krytycznie portretuje pokolenie JP2 (w książce nazywane pokoleniem Dżej Pi Tu). W 2007 roku nominowany do nagrody Grand Press w kategorii Reportaż prasowy.
Jan Paweł II wielokrotnie podkreślał ważność nadziei. Paradoksalnie, bohaterowie książki Piotra Czerskiego Ojciec odchodzi, mówiącej o śmierci Papieża Polaka i tzw. pokoleniu JP2, powtarzają, iż Nie ma nadziei! Może to oznaka, że w obliczu tragedii, gdy najbardziej nadziei potrzebujemy, zbyt łatwo ją tracimy? To pytanie można zadać sobie pięć lat po śmierci Karola Wojtyły.
Absurd
– Antymantra, brzmiąca: nie ma nadziei dla Ojca Świętego, nie jest elementem literackiej fikcji – wyjaśnia autor. – To zdanie rzeczywiście było powtarzane przez spikerów radiowych i prezenterów telewizyjnych na zakończenie prawie każdego bloku wiadomości dotyczących stanu zdrowia Jana Pawła II. Słowa te stały się dla mnie symbolem wszystkich absurdów tamtych dni – dodaje Czerski. – Kategoria nadziei była jednym z fundamentów myśli Karola Wojtyły i jego nauczania w trakcie trwającego ponad ćwierć wieku pontyfikatu. Bezmyślnie powtarzany w mediach passus o braku nadziei miał więc wymowę niemal bluźnierczą. Ten kontekst nadawał zresztą całej frazie nowe znaczenie: „Nie ma nadziei także dla ciebie, który chciałbyś wierzyć choćby tylko w ludzki rozsądek i w to, że słowa mają jakieś znaczenie” – puentuje.
Hipokryzja
W tamtych dniach przytłaczała hipokryzja bijąca z telewizji. Z jednej strony mądre głowy zapraszane do studia sugerowały, że Polacy kochają papieża, ale go nie słuchają. Z drugiej strony byliśmy świadkami największego znieczulenia na naukę Jana Pawła II pokazywanego przez media. Grobowy głos spikera w radiu oznajmiał, że „stan Jana Pawła Drugiego pogarsza się i, chociaż serce i mózg wciąż pracują, to już teraz wiadomo jedno: nie ma nadziei dla Papieża. Nie ma nadziei, dla człowieka, który przez całe życie mówił o nadziei” – grzmiały wiadomości telewizyjne.
Powstaje pytanie: czy z mediami nie jest jednak tak, jak z sejmem? Media to ludzie, sprawujący nad nami władzę, ale wywodzący się z nas. Można zaryzykować tezę, że ten powszechny brak nadziei był świadectwem oblanego egzaminu z wiary nas wszystkich.
Czerski, definiując siebie jako agnostyka starannie unikającego używania pierwszej osoby liczby mnogiej, mówi jednak, że nie chce wypowiadać się w imieniu jakichkolwiek nas wszystkich.
Przemiany
Warto zadać sobie pytanie o zwykłych ludzi. Czy śmierć Karola Wojtyły wywarła na nich jakieś wrażenie? Czerski nie ma takiego wrażenia. – Przeciwnie, od samego początku przekonany byłem, że dookoła trwa ogólnopolska akcja wystawiania czeków bez pokrycia. Wszyscy, od dziennikarzy po ludzi w tramwajach, byli nadzwyczaj skorzy do snucia wizji głębokich, fundamentalnych przemian, jakie staną się udziałem narodu. Byłem świadkiem telewizyjnej dyskusji, w której zupełnie serio zapowiadano koniec wojen między kibicami piłkarskimi. W trakcie jakiejś audycji radiowej usłyszałem z kolei, że nastąpiła trwała zmiana mentalności kierowców, którzy teraz będą z uśmiechem na ustach wpuszczać włączających się do ruchu… Tak, mówiono wówczas takie rzeczy i wierzono w nie. I naprawdę, ujawnienie się ze sceptycyzmem traktowane było niemal jak zdrada stanu – podsumowuje.
Karnawał
Czerski wyjawia, że spotkał się czasem z opinią, że nawet jeśli wszystkie składane nadzwyczaj ochoczo obietnice okazały się puste, to jednak tych kilka dni karnawału wzajemnej życzliwości było czymś ważnym i niepowtarzalnym. – Cóż, łatwość, z jaką Polacy dokonali samorozgrzeszenia i wyparli z pamięci składane wówczas deklaracje, wydaje mi się warta zauważenia.
Kamil Łukasiewicz