Czasami dobrze być egoistą. Nieważne, czy na scenie, czy w samolocie, czy po prostu w życiu.
Ja, mnie, mój. Tak mówić się nie powinno. Wszystko, co dotyczy pierwszej osoby liczby pojedynczej lepiej zostawić w ukryciu. Należy skupić się na liczbie mnogiej. Ewentualnie, jeśli nie możemy porzucić liczby pojedynczej, to niech chociaż osoba będzie druga. Bycie dziś egoistą wymaga niesamowitych pokładów asertywności. Choć podejrzewam, że akurat ta cecha jest dla egoistów wrodzona.
Improwizacja
Od dwóch lat realizuję się w improwizacjach scenicznych, tak zwanym impro. To forma twórczości, gdzie prezentujemy sceny bez scenariusza czy też wcześniejszego ich przygotowania. Bazujemy jedynie na własnej kreatywności i ewentualnych sugestiach od publiczności. Czasem opowiadane historie są długie i poważne, jak spektakle teatralne, częściej jednak krótkie i zabawne, niczym kabaretowe skecze. Impro rozwija kreatywność, pozwala wyżyć się artystycznie i daje widzowi dużo śmiechu.
Gdzie tu egoizm? Nigdzie! Impro jest z niego zupełnie wyprane. Jedną z podstawowych zasad jest granie na partnera. Czyli takie prowadzenie historii, aby to on na scenie, a nie ja, wyglądał jak najlepiej. W tym celu należy dawać mu pole do rozwoju postaci lub budowania historii, albo należy eskalować problemy, przed którymi staje jego bohater. Zatroszczyć się o współgrającego jak najlepiej.
Altruizm
Może wydawać się, że tego typu altruizm jest ze stratą dla mnie, ale przecież każdy improwizator powinien tak postępować. I nikt nie jest poszkodowany. Nie mam żadnego problemu z tym, aby postawić mojego scenicznego partnera na piedestale, bo wiem, że od niego dostanę to samo. I tak będziemy się nawzajem nakręcać, że wszyscy występujący będą błyszczeć. Zapominam o sobie, licząc na wzajemność. Tymczasem niedawno na warsztatach usłyszałem zdanie wywracające tę świętą zasadę. Doświadczony improwizator radził, aby na scenie, zanim poświęcimy się w całości partnerowi, zadbać trochę na początku o siebie. Zatroszczyć się o swoją postać, o jej cele i charakter. Skupić się na czubku własnego nosa, a dopiero potem dawać z siebie drugiej osobie.
Bezpieczeństwo
Wiecie, z czym mi się to skojarzyło? Z instrukcją bezpieczeństwa w samolocie. Przed startem, gdy personel pokładowy pokazuje wyjścia ewakuacyjne, z głośników padają ważne słowa. Aby w przypadku nagłego spadku ciśnienia w kabinie, gdy z paneli nad głowami wypadną maski tlenowe, opiekunowie dzieci najpierw założyli je sobie, a dopiero potem podopiecznym.
Zadbać o siebie
To ma sens. Jeśli zemdleję w rozhermetyzowanym samolocie, to nie pomogę dziecku i oboje będziemy w niebezpieczeństwie. Jeśli na scenie nie stworzę chociaż namiastki postaci, to mój partner nie będzie miał na czym budować, a ja przerzucę cały ciężar prowadzenia sceny na niego. Jeśli w życiu nie zadbam najpierw o siebie, to trudno będzie mi dać coś z siebie innym. Dlatego dobrze być czasem egoistą. Znaleźć czas dla siebie. Skupić się na tym, co dla mnie ważne. Postawić siebie na pierwszym miejscu w kolejce zadań. O ile bardziej świadome będzie wtedy ustępowanie w niej miejsca innym.
W końcu nie bez powodu językowo jestem dla siebie pierwszą osobą.
Bartosz Cicharski
bloger: mrcichy.pl
improwizator: improsciej.pl