Idole dla mas, czyli jakie czasy, tacy idole
Juliusz Cezar i Justin Bieber – te dwie postaci różni prawie wszystko, ale łączy przynajmniej jedna rzecz – obu można uznać za idoli swoich epok, wyznaczających kierunki rozwoju świata i kultury.
Jeśli przyjrzymy się odległej historii, zauważymy, że tylko najwybitniejsze jednostki miały szansę na miano idola. Na przykład Juliusz Cezar (zasztyletowano go po prostu z zazdrości) czy Kleopatra – bogini elokwencji i manipulacji, o podobno ogromnym seksapilu. Starożytnych idoli można było także znaleźć w szkołach filozoficznych, czego przykładami są Sokrates i Platon, propagatorzy umiłowania mądrości. Autorytetami stawały się również takie jednostki, które swój spryt i siłę wykorzystywały do czynów niekoniecznie chwalebnych, czego przykładem jest Neron.
Starożytność i co dalej?
Można powiedzieć, że wszystko już było, a jednak XX wiek zaskoczył nas liczbą idoli, którzy stali się ogólnodostępni dla żądnych wrażeń mas. Wraz z rozwojem technologii i mediów narodziła się całkiem nowa kultura – popkultura. W latach 30., 40. i 50. królowały bożyszcza z filmowych ekranów. Któż nie pamięta Poli Negri czy Rudolfa Valentino? Albo rozkochującej w sobie cały świat Marilyn Monroe, o której ten świat chciał i mógł dowiadywać się coraz więcej?
Być jak Marilyn
Z biegiem lat gwiazdy przestały być jednak cenione za umiejętności, a zaczęły słynąć ze swojego życia prywatnego i tego, jak potrafią się sprzedać. Najważniejsze stało się nie to, jak Elizabeth Taylor zagrała Kleopatrę, ale to, z kim w czasie kręcenia filmu miała romans. Każda kobieta chciała się upodobnić do swojej idolki, być jak Monroe bądź Taylor – to one wpływały na sposób ubierania się, czesania, malowania i – co najważniejsze – na zachowanie młodych kobiet tamtej epoki.
Możemy zastanawiać się, skąd w człowieku taka silna potrzeba posiadania wzorca. Może za mało w nas wiary w siebie i próbujemy posiłkować się cudzym sposobem życia. Ktoś kiedyś powiedział, że jakie czasy, tacy idole. Nastał zatem okres, w którym Justin Bieber jest idolem nastolatków, a ojciec Rydzyk nieco starszej polskiej generacji.
Pseudoidole dla mas
Żyjemy w demokratycznych czasach, w których oddajemy się (świadomie lub nie) w szpony manipulacji mediów. Należałoby się zastanowić, czy nie spełnia się właśnie wizja Orwella z Roku 1984. Portale społecznościowe, plotkarskie czy informacyjne zasypują nas różnymi wiadomościami, które tylko teoretycznie mają pośredni wpływ na nasze opinie. Smutna prawda jest taka, że dla większości z nas informacje płynące z mediów mają ogromną, niekwestionowaną wartość.
Wiek XXI wyprodukował nowy rodzaj autorytetów – pseudoidoli dla mas – celebrytów. Już nie wystarczy grać, śpiewać czy tańczyć w balecie. Nowa jakość wymaga umiejętnego pozowania na ściankach. Popkultura ma jednak jakiś plus – dzięki niej wyższa kultura stała się znów elitarna. Aby odnaleźć prawdziwego idola, trzeba się obecnie naprawdę wysilić i poszukać go w niszowej kulturze, nauce czy sztuce.
Paulina Andrzejewska
