Wyjechali za pracą i teraz pytają: czy to jest moje miejsce?
Polacy słyną z narzekania na polską rzeczywistość, na brak dobrych perspektyw pracy i zarobki niewielkie w stosunku do tych z zachodniej Europy.
Niskie płace i brak perspektywy, to najczęstsze powody, dla których Polacy decydują się wyjechać i szukają szczęścia za granicą. Czy jednak taki wyjazd może być rozwiązaniem wszystkich problemów?
Szwecja na kolanach
Gosia wyjechała do pracy sezonowej w wakacje 2012 roku. Jej zajęciem było zbieranie truskawek. Pracowała na kolanach, czasami nawet po 14 godzin na dobę. Budziła się w okolicach 5 nad ranem. – Z samego rana mokre od rosy krzaki cięły ręce, już pierwszego dnia chciało mi się płakać. Po miesiącu praca stała się tak rutynowa, że czułam się jak maszyna – opowiada Gosia. Gdyby nie wysokie wynagrodzenie, 60 złotych na godzinę, uciekłaby stamtąd dużo szybciej. – Nawet na boso – dodaje. Do wyjazdu i podjęcia tak ciężkiej pracy zmotywowała ją chęć zarobienia sporej kwoty w krótkim, wakacyjnym czasie. W Polsce przeciętny student może zarobić około 7 złotych za godzinę, to kwota nieporównywalna ze stawką otrzymywaną za granicą. Taki wyjazd ma jednak swoją cenę. – Traktowali nas tam jak bydło, osoby przejeżdżające samochodami obok pola truskawek trąbiły na nas, ludzie przechodzący obok naśmiewali się z nas i robili nam zdjęcia. W takich sytuacjach słowa Człowiek człowiekowi wilkiem mają w sobie wiele prawdy. Gosia jest dumna z tego, że dała radę: – Przekonałam się, że jestem silną babką – mówi.
Pierwszego dnia chciało mi się płakać
Anglia z żelazkiem w ręku
Sylwia zdecydowała się na Anglię – tuż po obronie tytułu licencjata pojechały ze swoją współlokatorką do Londynu. Szczęśliwie praca już na nie czekała. Miały zapewnione stanowiska w pralni na czas igrzysk olimpijskich. – Pierwszy miesiąc to była istna sielanka. Nowe życie, zarabianie sporej kasy. Każdego dnia dostawałyśmy po 50–70 funtów. Potem było gorzej – opowiada Sylwia. Dziewczyny poniżano, a do tego tęskniły za rodziną i przyjaciółmi. Zarabiane pieniądze przestawały cieszyć, a godziny spędzane w pracy się dłużyły. – Nawet zakupy w Primarku już nie były takim szaleństwem – opowiada Sylwia. Dziewczyny wróciły po 3 miesiącach na studia magisterskie. Czy zostałyby dłużej, gdyby nie nauka? – Praca zarobkowa w Wielkiej Brytanii jest ok, ale nigdy nie wróciłabym do tej pralni. Chcę pracować w zawodzie, a nie być wykorzystywana przez Anglików – mówi Sylwia. Dziewczyny wielokrotnie powtarzały sobie, że nie po to studiowały przez 3 lata, aby stać z żelazkiem w ręku od 6 rano do 15 lub 17 po południu. Dziś Sylwia nie ma wątpliwości, że najlepiej czuje się w Polsce, nawet jeśli nie jest tu idealnie.
Włochy – tęsknota za rodziną
Karolina, obecnie pracująca we Włoszech, również zwraca uwagę na tęsknotę za rodziną. W Gdańsku pod opieką swoich rodziców zostawiła 9-letnią córkę. Cieszy się, że ma dobrze płatne zajęcie, ale do pełni szczęścia brakuje jej Wiktorii u boku. – To zupełnie inne pieniądze niż w Polsce. Dziś stać mnie na wynajęcie samodzielnego mieszkania, wyżywienie, ciuchy i najpotrzebniejsze rzeczy – opowiada. Czy jest dumna? – Nie, dumna byłabym, jakby moje dziecko było przy mnie, dopiero wtedy miałabym już wszystko.
W Norwegii nie tęsknię za Polską
Patryk mieszka w Norwegii niewiele ponad 3 lata. Na pytanie o zawód odpowiada błyskotliwie: – Zawód… zawiodłem się, że nie jest lekko być dorosłym. Wyjechałem trochę z ciekawości i chęci poznania czegoś nowego, trochę dlatego, że miałem po prostu taką możliwość – stwierdza. Patryk miał nadzieję na lepsze życie i takie zarobki, które umożliwiłyby mu spełnianie marzeń. Chciał poznać życie bez stresu i liczenia pieniędzy od pierwszego do pierwszego każdego miesiąca. Udało się. O tym, że jest mu tam naprawdę dobrze, najlepiej świadczy to, że nie planuje wracać. Mówi, że nie ma do czego. – Nie tęsknię za Polską, w Norwegii chciałbym mieć swój dom i rodzinę – opowiada. Kiedy poruszamy temat relacji polsko-norweskich, Patryk podsumowuje, że choć media kreują dość nieciekawy obraz Polaków, to jednak sami Norwegowie w większości stronią od etykietowania i ulegania stereotypom.
Edynburg – miasto dla wszystkich
Optymistycznie na temat zagranicy wypowiada się również Iwo, w Szkocji mieszkający od lipca tego roku. W wypowiedzi więcej uwagi poświęca Szkotom i ich nastawieniu niż realiom panującym w Edynburgu. Przyznaje, że ma stałą, dobrze płatną pracę w godnych warunkach. Jednocześnie podkreśla, że nic nie przychodzi samo – jego zawód wymaga wielu poświęceń, samozaparcia i wytrwałości. Nie czuje się jednak gorszy od rodowitych mieszkańców. O skłonnościach Polaków do marudzenia wypowiada się konkretnie: – Wszyscy Polacy, których spotkałem w Szkocji, owszem, marudzili na temat tego, jaka Polska jest niestabilna i tym podobne, ale żaden z nich nie wypierał się swojego pochodzenia.
Iwo opowiada, że w Edynburgu są polskie sklepy, a także dzielnica w większości zamieszkana przez Polaków. Błędem byłoby myślenie, że w Szkocji tylko Polacy mogą się cieszyć szczególnymi względami. – Edynburg to miasto o charakterze międzynarodowym, z obywatelami z całego świata, od Puerto Rico po Australię i Kanadę – dodaje Patryk.
Nie wszystko złoto co się świeci
Nieco mniej szczęścia miał Bartek. Podobnie do Gosi za cel podróży wybrał Anglię. Pojechał do niej w 2010 roku i przebywa tam do dzisiaj. Czy jest szczęśliwy, dumny? – Nie – odpowiada. – Wyjechałem, by polepszyć swoje życie, ale w efekcie tylko je pogorszyłem. Przez te 3 lata Bartek był wiele razy poniżany przez Anglików. Na domiar złego, niektórzy Polacy również się wywyższają. Te doświadczenia przekonały go, że emigracja i duma wykluczają się wzajemnie: – Zawsze czuję się dumny jako Polak, ale nie jako emigrant. Tę Polskość za granicą łatwo zatracić. Na pytanie, czy chce wrócić, odpowiada: – Jestem tu 3 lata i totalnie nie wiem, co dalej. Nie osiągnąłem wiele, bo cały hajs przepuszczam na rozrywki. Dlaczego? By zapomnieć o rzeczywistości…
Katarzyna Wojcieszek