Cisza niemówienia
Myślę sobie, że cisza w zależności od sytuacji może być albo błogosławionym wytchnieniem, albo zabójczym przekleństwem. Wytchnieniem, gdy np. możemy uwolnić się od kogoś, kto werbalnie daje upust nienawiści, a przekleństwem, kiedy przychodzi nam zmagać się z okrutną samotnością.
Warto zauważyć, że zabijanie ciszy niedobrymi i pochopnymi słowami, chyba zawsze (?) prowadzi właśnie do… osamotnienia. Wyjaśnię, jak to rozumiem.
Przyszło nam żyć w rzeczywistości brutalnego jazgotu i nadużywania słów, bardzo często publicznego. Wszystko już zostało powiedziane. Rzeczy najbardziej wzniosłe i najbardziej podłe. Gdy trzeba i – niestety najczęściej – gdy nie trzeba. Przodują w tym politycy, nie dostrzegając, że sami na siebie w ten sposób kręcą stryczek. Chcąc bowiem w różnego rodzaju wywiadach lub audycjach zohydzić nam swoich przeciwników, zaczynają dławić się własnym językiem. Cóż bowiem można jeszcze gorszego, cięższego powiedzieć nad: zdrajca narodu, zamachowiec-morderca, kolaborant, szpieg, złodziej itp.?
Wybrańcy Narodu potrzebują wciąż bardziej i bardziej upokarzać się nawzajem za wszelką cenę. Po pewnym czasie nie wiedzą jednak jak to robić, ponieważ brakuje im słów. Wszystkie dostępne armaty już dawno zostały wytoczone i zużyte.
Tragifarsa. Jednak nie powinniśmy z nich szydzić, gdyż są oni naszą emanacją.
Jakim jesteśmy narodem? Takim, jak nasi parlamentarzyści na przykład.
Jak my ze sobą rozmawiamy? Tak, jak oni ze sobą na naszych oczach.
Efekt będzie (a może już jest?) taki, że nam także zacznie rozpaczliwie brakować słów, ponieważ już teraz te, które znamy, dramatycznie tracą swoje dawne znaczenie. Odczujemy to boleśnie, gdy będziemy chcieli coś ważnego dla nas zakomunikować komuś, kogo cenimy lub kochamy i nie będziemy wiedzieli, jak to zrobić – ponieważ słowa, które posiadały swoją treść, sens oraz kontekst, dziś zostały tylko pustym hałasem, zgiełkiem – a to pociągnie za sobą narastające wyalienowanie, ponieważ gdzie nie ma komunikacji, tam nie ma relacji.
Może dojść do tego, że będziemy stawali się coraz bardziej sfrustrowanymi i samotnymi ludźmi, potrafiącymi wyartykułować jedynie krótkie, często żenująco prostackie, skróty komunikatów pod postacią SMSów lub wpisów na którymś z portali społecznościowych.
Proponuję więc – ważmy słowa.
Dopóki to jeszcze ma jakiś sens.
A ma.
Pielęgnujmy także ciszę niemówienia w sytuacjach, gdy milczenie bywa złotem. Postępujmy tak, gdyż zabójcza cisza samotności jest tuż obok nas. Jej nie da się wyleczyć alkoholem, przygodnym seksem czy grubą kartą kredytową.
Niczym.
Pozdrowienia
Tomasz Żółtko