Czekanie niedoczekane, bo pieniądze z nieba nie będą spadać jak manna
Czekamy na gotującą się wodę i na wolną toaletę w łazience uniwersyteckiej. Na pociąg, na tramwaj, na SKM. Na jutrzejszy dzień, weekend i święta Bożego Narodzenia.
Ale czekamy też na słowa podziękowania, przeprosiny lub, o czym opowiada piosenka, na przyjście ważnej dla nas osoby – choć jest to przecież innego rodzaju czekanie.
Mogę stwierdzić, że stan ten to mieszanka konieczności, czegoś narzuconego, lecz także naszego wyboru. Gdy czekam na pociąg, a ten spóźnia się, nie muszę przecież czekać – mogę równie dobrze pójść do domu, lecz nie byłoby to dobre rozwiązanie z perspektywy zaliczenia studiów. Więc czekam, bo pociąg przecież w końcu przyjedzie.
Inaczej wygląda sytuacja, gdy czekamy z wątłą lub żadną nadzieją na doczekanie się. Kiedy cel jest nieosiągalny lub ponad nasze siły. A mimo to wciąż tak robimy, coraz bardziej pogrążając się w tym stanie.
Czy warto wtedy czekać?
Moim zdaniem: nie. Dla jasności, pomijam wszelkie miłosne sytuacje, ponieważ miłość wymyka się wszelkim prawom logiki i rozumu, a także takie, w których szanse na osiągnięcie celu są jednak choć trochę realne. Czyli po prostu mówiąc, jeśli liczę i czekam na to, że spotkam kiedyś Hugh Jackmana, to wszystko jest w porządku, ponieważ on wciąż żyje i chodzi po tej samej Ziemi, co ja, więc być może los będzie mi sprzyjał i skrzyżuje kiedyś nasze drogi.
Jeśli jednak czekam na to, że zjawi się pewnego dnia w mojej kuchni i zrobi mi tosty na śniadanie, to już jest prawie nierealne: musiałby mnie znaleźć i wybrać spośród trzech milionów innych kobiet, wydobyć mój adres, przelecieć tysiące kilometrów i na dodatek zastać mnie w domu.
Są jednak osoby, które takie wieczne czekanie traktują jako sposób na życie. Myślą, że wszystko samo się ułoży, jeśli tylko wystarczająco długo się poczeka. I tak nieobecności na uczelni same się odrobią, bo przecież egzamin sam się zda i jakoś to będzie. Przecież w końcu u ich drzwi musi stanąć sam Mark Zuckerberg i zaprosić ich do pracy. A wtedy wygodnie rozłożą się w fotelu, czekając, aż tę pracę przyniesie im do domu.
Pieniądze z nieba nie będą spadać jak manna
Manna z nieba
Niektórzy czekają ze wszystkim na polepszenie sytuacji życiowej, na moment, w którym zacznie być idealna – pieniądze z nieba będą spadać niczym manna w Starym Testamencie, a na horyzoncie ciągle będzie świecić słońce.
Oczywiście wszystko to stanie się samo, za pomocą woli bożej lub dobrego losu. Muszę jednak powiedzieć jasno: tak się nie stanie. Nigdy. Zawsze będzie coś do poprawki, coś do wymiany, a czekanie tym bardziej niczego nie zmieni.
Mówi się, że jedyną rzeczą pewną w życiu jest śmierć. Nie sposób się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Pozostaje tylko pytanie, jak wypełnimy czas w środku: czy będzie aktywnie spędzony, nasycony działaniem, czy może zamieni się w nieustanne na koniec czekanie?
Magdalena Chrzanowiecka
