Z pamiętnika młodej żeglarki, czyli wchodzenie do łodzi – technik kilka
Zwierzę wam się. A co! Jak szaleć, to szaleć. Czasami brakuje mi wiary. Nie, nie w to, że Bóg jest, że stworzył świat i czuwa nieustannie – to rzecz oczywista. Tak jak to, że trawa jest zielona, piłka okrągła, a bramki są dwie. Nawet kiedy nie czuję Jego bliskości – wiem, że idzie ze mną. Krok w krok – choć nierzadko brodzimy przez błoto, rzeki błota. On jest.
Kojarzycie ten fragment z Ewangelii Marka (4, 35-41), kiedy uczniowie z Jezusem wypływają nocą na jezioro? Jest ciemno, otaczają ich hektolitry wody – czyli raczej niezbyt przyjemne okoliczności – ale to dorośli mężczyźni, którzy znają się na rzeczy i jest z nimi Jezus. Powinno być dobrze. Nie jest. Przychodzi sztorm i zaczyna się horror. Wicher, fale biją w łódź jak oszalałe, ale pewnie to nie pierwszy sztorm w ich życiu. Nauczeni wcześniejszymi doświadczeniami, mogliby do sytuacji podejść racjonalnie. Ale nie. Totalna panika i śmierć przed oczami: Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?.
To fragment o mnie. O moim lęku przed ciemnością, niewiedzą, niepewnością.
To fragment o mnie. O moim lęku przed ciemnością, niewiedzą, niepewnością. Moim niedokochaniu. Dobrze znam te wody, nie pierwszy raz po nich płynę. A jednak się lękam. Co z tego, że Jezus jest obok, zupełnie spokojny i zrelaksowany. Co z tego, że to nie pierwszy raz, kiedy wiatr w oczy; że wiem, Komu ufam i co powinnam zrobić. Wiara i wiedza nie zawsze idą w parze.
Kiedy Jezus mówi Przeprawmy się na drugą stronę (i to nie żadna sugestia czy prośba), w mojej głowie, sekundę po ochoczym Tak!, pojawiają się obiekcje: że nie znam terenu, że potrafię pływać tylko żabką, a kraulem już nie, że do plecaka nie zapakowałam przecież żadnego kamienia – tak na wszelki wypadek.
I kiedy szukam w torebce tego czegoś, nagle uderza mnie prawda – nie wzięłam wiary. Nie ufam. Tak, Jezus patrzy mi w oczy i mówi właśnie do mnie: Czemu tak bojaźliwa jesteś, Magdo? Jakże ci brak wiary?
Nie mam słów. Boję się, że tam hen daleko (edit: na drugiej stronie jeziora) będzie dramat: zginę emocjonalnie, nie będę szczęśliwa. Inni są, ale ja? On pewnie tak tylko gada, zwodzi mnie i mydli mi uszy; czcze obietnice, znowu będę płakać. Na taśmie urywki z przeszłości, waham się. Wsiąść? Nie wsiąść?
Patrzymy na siebie, Jezus milczy. I nagle tym bezsłowiem dociera do mnie głośniej niż cały hałas mojej głowy: On taki nie jest.
Wchodzę do łodzi. Jak dobrze, że to On prowadzi.
Magdalena Chrzanowiecka
Zaprosiliśmy na nasze łamy Pannę z nieba.
Co niedzielę będziemy publikowali jej tekst, do refleksji dla tych, dla których sprawy Boga i relacji z Nim nie są obojętne.
A jeśli chcesz więcej dowiedzieć się o Bogu, zajrzyj na stronę Każdy Student.