Nasz profile

Muzykalni przez krew

Studenci

Muzykalni przez krew

Muzykalni przez krew

– Muzyka to było połączenie zamiłowania z zawodem. Myślę, że to prawidłowe. Profesor Wiłkomirski mawiał: kto nie ma hobby, ten więcej zrobbi – opowiada pani Maria.

Mama pani Marii (ur. 1942) śpiewała jak każda mama, a tata był muzykiem. Ona sama jest w czwartym pokoleniu organistką. Do szkoły muzycznej, gdy była w podstawówce, zapisał ją ojciec. Myślała, że to tak dla rozrywki. Kontynuowała naukę w Średniej i potem Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej na wydziale Wychowania Muzycznego. – Wymarzony zawód: przekazywać wiedzę muzyczną – mówi pani Maria.

Czy to była jej pasja? – Pasja? To się toczyło. Gdybym tego nie lubiła, to wzięłabym się do czegoś innego. Muzyka jest dla każdego: jeden może śpiewać, drugi brzdąkać na gitarze, a trzeci może być odbiorcą muzyki czy jej nauczycielem – odpowiada pani Maria.

Pani Maria jest mężatką od 44 lat. Poznała pana Kazimierza w szkole średniej. – Nikt nie był w stanie go rozgryźć. Z Trybuną Ludu chodził w kieszeni. Myśleliśmy, że to tajniak. Dopóki jedna ze znajomych nie przystąpiła z nim do komunii w kościele.

PRL

Pani Maria opowiada, że jako studenci nie mogli pracować zarobkowo. – My z mężem po partyzancku dorabialiśmy prywatnymi lekcjami – zdradza. Jedną z ofiar tego zakazu była Fryderyka Elkana, którą wyrzucili za występ. Potem na zachodzie zrobiła karierę jako wokalistka jazzowa. – PRL szczególnie dał nam się we znaki po aresztowaniu męża za rozdawanie rezolucji w czasie strajków w 1968 roku, kiedy musiał zaliczyć semestr. Okazało się, że recenzent w ogóle nie przeczytał pracy zaliczeniowej męża i mimo to ocenił ją na niedostateczny. Więc całe lato dolewaliśmy wody, bo merytorycznie nic nie dało się zmienić. Pamiętam, jak po wyjściu z sali promotor przeprosił za swoich kolegów, bo to naprawdę było śmiechu warte.

Zaspa

Karierę pedagoga musiała przerwać na pięć lat z powodu trójki dzieci. Najstarsza, Joanna, śpiewa w chórze, a Karol i Adam są perkusistami. Pani Maria wróciła do pracy w przedszkolu i zerówce. W Gdańsku podjęła się także gry na organach. – Najpierw grał mąż, a potem i ja dołączyłam. I tak przez 25 lat – na Zaspie, we Wrzeszczu i w Sopocie. – opowiada kobieta.

W 1998 roku w jednym z pokojów w mieszkaniu pani Marii i pana Kazimierza powstał antykwariat. Pani Maria wiedziała, że nie będzie wiecznie uczyć czy grać, dlatego chciała mieć zajęcie, które by ją interesowało i dawało dochód. – Zaczęliśmy od własnych nut. A teraz antykwariat dorobił się strony internetowej www.antykwariatnutowy.pl – dodaje z dumą.

Córka, 1969

Ratusz w Gdańsku. Sala wypełniona po brzegi. Jeden z członków chóru wszedł do garderoby: – Będziemy musieli śpiewać szybciej, bo tlen się kończy w sali.

– Śpiewanie to pasja. Mogę to robić kosztem wielu wyrzeczeń. Bez satysfakcji finansowej i z taką niecierpliwością we wnętrzu – zaczyna pani Joanna. Pamiętam, jak podczas jednego z koncertów chóru jedna ze słuchaczek skomentowała, że nie będzie mogła zasnąć w nocy. Stojący niedaleko chórzysta zrozumiał, że w trakcie nie mogła zasnąć.
W klasie maturalnej trafiła do chóru Akademii Medycznej. Później skorzystała z propozycji przyjęcia do trójmiejskiego chóru, scholi. – Byłam jedną z nielicznych osób bez wyższego wykształcenia, które się dostały. – Równocześnie była chórzystką w chórze Politechniki Gdańskiej, gdzie poznała swojego męża (akustyk muzyczny).

Przerwa

Podobnie jak jej mama, pani Joanna musiała przerwać pracę zawodową na rzecz wychowania piątki dzieci. Wspomina, że brakowało jej codziennego śpiewania: tempa, mobilizacji i koncertów. – W ciągu 14 lat przerwy w karierze chórzystki dużo się zmieniło. Dawniej koncerty zagraniczne były dobrze opłacane w obcej walucie i było ich sporo. Obecnie bardziej dochodowe jest śpiewanie w kraju – mówi.

Wnuczka, 1995

– W szkole muzycznej wybrałam jako instrument główny flet, jednakże był to mój drugi wybór – Ola rozstawia stojak z nutami i wyciąga flet w pokoju. Za pół roku młoda flecistka kończy szkołę muzyczną pierwszego stopnia. Myśli o tym, żeby dostać się na studia wokalne na Akademii Muzycznej, ale jeśli się nie uda, pozostanie przy flecie. – Granie i śpiewanie to dla mnie pasja, chciałabym to robić w przyszłości, zarabiać z tego. Ola przyznaje, że babcia i mama były dla niej inspiracją, z której czerpała. W miarę możliwości udzielały jej wskazówek i podpowiadały. Babcia też wspiera Olę nutami z antykwariatu.

– A chłopak jest muzykalny? – pytam.

– Kuba bardzo lubi śpiewać… – odpowiada Ola, uśmiechając się.

W tym momencie do pokoju wchodzi dwuletnia Emilka. Śpiewa pod nosem:

Cztery słonie, zielone słonie.

Każdy kokardę ma na ogonie.

Ten kudłaty, ten smarkaty.

Kochają się jak wariaty!

 

Dominika Stańkowska

Absolwentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Gdańskim. Od zawsze chciała być dziennikarką i swoje marzenie spełniała w naszym magazynie. Kilkukrotnie była redaktorem wydania. Obecnie pracuje w innym zawodzie, ale przecież dziennikarzem się rodzisz i takim zostajesz.. Dominika, wciąż nie powiedziała swego ostatniego słowa!

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Studenci

Na górę