Nasz profile

Długodystansowcy

Studenci

Długodystansowcy

Długodystansowcy

Biegacze i piesi. Profesjonaliści lub amatorzy. Pokonują pasma górskie, długość wybrzeża lub dystans dzielący ich od bieguna. Znani, jak Marek Kamiński, lub nieobecni w mediach, jak Anna Kassolik czy Maks Skrzeczkowski. Łączy ich niezwykła przyjemność, którą czerpią z podróżowania per pedes.

Poczet Bałtyckich Długodystansowców to grupa osób, która tylko (lub aż) raz przeszła 100 km polskiego wybrzeża. Kuba, twórca pocztu, wspominał: – Co roku w letnim sezonie z grupą chętnych ludzi przebywam odcinek od Świnoujścia do Helu. Ale najwytrwalsi, ci, co mają jeszcze czas, siły oraz chęci, dochodzą do Piasków. Do tego grona zalicza się Konrad, student z Międzyzdrojów. W 2011 roku samotnie przeszedł całe polskie wybrzeże w kierunku zachodnim. Jak mówi: Jedyne, co trzeba zrobić, to spakować plecak, ubrać wygodne buty oraz zabrać z sobą swój zapał i chęć .

Ania

Gdańszczanka. Lektorka i tłumaczka. Członkini Błękitnego Patrolu WWF: – Jest to grupa patrolująca wybrzeże Bałtyku. Każdy wolontariusz wypatruje na swoim odcinku zagrożeń dla przyrody – wyjaśnia. Długodystansowcem została, przechodząc spontanicznie 115 km. Zaczęła w Karwi. – Mój patrolowy odcinek wydał mi się zbyt krótki. Zaczęłam więc odwiedzać sąsiadów – wspomina Ania. Czterodniowy urlop we wrześniu postanowiła wykorzystać na dłuższą przechadzkę. Wyposażona w mapy i listę zaprzyjaźnionych noclegów, ruszyła w drogę. – Nie spieszyłam się, bo nigdzie nie musiałam zdążyć – opowiada. Nasyciła oczy widokiem ptaków, lecących z dalekiej Północy na południe. – Niektóre gatunki nie znają ludzi, więc się ich nie boją – tłumaczy.

W Ustce, gdzie dotarła ostatniego dnia, lało. – Ale i tak żal mi było, że nie mogę już pójść dalej.

Ania nie boi się samotnych spacerów. Pytana o motywację, odpowiada po prostu: – Poszłam, bo chciałam pójść. Tak samo, jak chce się iść do kina, na dyskotekę…

Czy stawia sobie cele w postaci liczby kilometrów? – Żadnych – odpowiada. – Chcę tylko przez chwilę mieć na własność kawałek Bałtyckiego Świata i podziwiać jego piękno. To takie skrzywienie. Zupełnie nieszkodliwe społecznie.

Maks

Artysta, fotograf, podróżnik z Kazimierza Dolnego, człowiek, który zimą 2011 roku przeszedł samotnie całe polskie wybrzeże od Świnoujścia do Piasków. – W październiku czułem już w kościach, że zbliża się zima – mówi – to czas, kiedy mało kto wykazuje większą aktywność. Utarło się, że trzeba ten okres jakoś przetrwać. Postanowił, że pojedzie nad morze. Tylko o tej porze roku można je zwiedzić omijając tłumy. Dodatkowo chciał pokazać wszystkim ludziom, że zimą też można się ruszać i uprawiać sport. – A nie siedzieć w domu, pod kocem narzekając na złą pogodę. Trzeba jej stanąć naprzeciw i jej pokazać!

Na pytanie, jak wyglądają przygotowania do takiego spaceru, odpowiada: – Jesienią zacząłem ćwiczyć. Najpierw biegałem, a potem spacerowałem. Po jakimś czasie, nawet w mrozy i zawieje, chodziłem z ciężkim plecakiem. Jedyną niepewność w tej podróży stanowiły ostry, długotrwały, wschodni wiatr prosto w twarz lub nagła kontuzja. – Na swojej drodze spotykałem rybaków, morsów, biegaczy, poławiaczy bursztynów, poszukiwaczy skarbów z wykrywaczami metali, ale niewielu turystów – mówi Maks. Przez to bywało trudno o nocleg. Zimą wszystkie turystyczne ośrodki są pozamykane albo w trakcie remontów. – Przed podróżą myślałem, że jeśli coś pójdzie nie tak (nie znajdę noclegu), to będę spał w przybrzeżnych lasach. Na swoje szczęście udawało mu się znajdować ciepłe noclegi, ponieważ, jak sam mówił: – Dziesiątego dnia znalazłem pięć zagryzionych saren. W końcu natrafiłem na ludzi z Błękitnego Patrolu WWF – wspomina. Przez dalszą część podróży zapraszali go do siebie na noclegi i częstowali specjałami. Na przykład pani Ania upiekła dla niego cynamonowe ciasteczka, a u mamy jednego z patrolowiczów został poczęstowany świeżusieńką (wręcz prosto z morza) rybą. Na Helu zaproszono go na nocleg w stacji badawczej i można powiedzieć, że spał z fokami.

Nie przeszedł wybrzeża dla wspomnień. – Chcę zachęcić wszystkich do takich podróży. Aby zostać spacerowiczem nie trzeba od razu pokonywać 500 kilometrów, można przyjechać do Świnoujścia i przejść pieszo do Międzyzdrojów, a za rok wrócić nad morze i pokonać kolejny fragment wybrzeża.

Podobno właśnie taka jest recepta na szczęście: – Trzeba raz w roku pojechać tam, gdzie się jeszcze nie było – mówi Maks. Nie ma co namawiać kogoś, kto nie ma ochoty na tego typu wędrówki. Jednak jeżeli komuś wewnętrzny głos szepcze, że powinien wybrać się na taki spacer, ale odczuwa niepokój, to niech wie, że wyprawa ta daje olbrzymią satysfakcję.

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Studenci

Na górę