Bo we mnie jest STEP
O tym, że zajęcia się zaczęły, słyszę już na końcu korytarza. Zbliżając się do drzwi, zauważam, że sama zaczęłam iść w rytmie dobiegających dźwięków. Na sali skupienie – Flap, brush, ball change – mówi Karol Drzewoszewski, nauczyciel stepowania, a grupa powtarza pokazane przez niego kroki.
– Step to jest magia – mówi Karol, który uległ jej czarowi ponad siedem lat temu. Z tą formą tańca zetknął się w Studium Wokalno-Aktorskim im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Obowiązkowe zajęcia nie wystarczały. Ćwiczył codziennie. Zdarzało się, że i po siedem godzin.
– Po półtora roku treningów zdecydowałem się z kolegą wystąpić w programie Mam talent – opowiada Drzewoszewski – i choć nie wygraliśmy, to występ pomógł w dalszym rozwoju. Dziś doświadczenie Karola pozwala mu dzielić się swoją pasją z innymi. – Jeździłem na warsztaty stepu pod Warszawę, potem trafiłem do Brukseli. Chodziłem jak wariat na zajęcia dla wszystkich grup, by zaczerpnąć jak najwięcej – wspomina. Dzięki temu stał się jednym z nielicznych instruktorów stepu w Polsce.
Domowe sposoby
– Stepowanie jest dla wszystkich. Amatorzy traktują to jako formę relaksu, rozwój. Nie jest ważne, by było równo, ale by tańczenie było przyjemne – zapewnia Karol Drzewoszewski. Podobnie uważa stepująca od dwóch lat Ada Rychlińska, która na co dzień studiuje informatykę. – Ciągle siedzę przed komputerem. Na studiach, w domu i w pracy.
Tańczenie to dla mnie świetna odskocznia. Początkowo miałam problemy z koordynacją i równowagą, ale widzę, że jest coraz lepiej – opowiada studentka. – Wiem, że nie będę tańczyć na scenie. Robię to dla siebie, lubię czuć zmęczenie po treningu – dodaje. – Kiedy stepuję, mam wrażenie, że moje ciało staje się instrumentem – przyznaje Michał Szagżdowicz, który pół roku temu zainwestował w specjalne buty (koszt ok. 200–300 zł) i tak rozpoczął swoją przygodę z tańcem. – Mam w domu deski, na których ćwiczę. Trochę się boję o to, jak długo zniosą to sąsiedzi – śmieje się. W Internecie znaleźć można filmiki, które pomagają w samodzielnej nauce. – Lepiej jednak znaleźć grupę. Wtedy wyraźnie słychać rytm i widać świetny efekt – zwraca uwagę Ada.
Pomiędzy półkami
Step oprócz głośnych butów kojarzy się z elegancją. Dopasowane fraki, białe muszki, obowiązkowo kapelusz i czasami laseczka. Ta wersja zrodziła się dopiero w latach trzydziestych XX wieku, za sprawą mistrza tancerzy Freda Astaira. Step to połączenie irlandzkich tańców ludowych z tradycjami afrykańskimi, które dotarły do Europy i Ameryki za sprawą niewolników. Swoją karierę sceniczną rozpoczął dopiero wraz z popularnością musicali.
– Singin’ in the rain z Gene Kellym to najsłynniejsza piosenka ze stepowaniem w roli głównej. Po obejrzeniu filmu stwierdziłem, że też chcę tak tańczyć – mówi Maciej Glaza, student Akademii Muzycznej w Gdańsku. – Step to zabawa, a przy tym gracja i delikatność – mówi. – Nogi same zaczynają wybijać rytm. To jest proste – przekonuje Maciek i zaczyna prezentować podstawowe kroki. Pasja zawładnęła jego życiem. – Gdy chodzę z wózkiem po markecie, to też stepuję. Oczywiście, wtedy w zwykłych butach – przyznaje.
Lekkość wypracowana
– Gdy ktoś nie próbował, nie może się nadziwić, jak to się dzieje – mówi Maciej Glaza – dlatego patrzenie na stepujących wciąga. Wszystkie ruchy wyglądają spontaniczne. Tak, jakby tancerz unosił się nad ziemią i w ogóle nie myślał, co dzieje się z jego ciałem. A tymczasem to konkretny wysiłek wymagający kondycji i ćwiczeń – tłumaczy Maciej. – Myślę, że w Polsce stepowanie stanie się coraz bardziej popularne – stwierdza Karol Drzewoszewski. Na razie nie mogą narzekać tylko warszawiacy, bo w stolicy łatwo znaleźć szkołę stepu. – Ale ludzie uwielbiają oglądać występy steperów – mówi instruktor – więc step to przyszłość.