Nasz profile

Himalaje od wewnątrz – spotkanie z Kingą Baranowską

Rozwój

Himalaje od wewnątrz – spotkanie z Kingą Baranowską

Himalaje od wewnątrz – spotkanie z Kingą Baranowską

Jak to jest wejść na jeden z największych szczytów świata? Jak się przygotować na podbój ośmiotysięcznika? Jakie uczucia towarzyszą komuś zdobywającemu tak olbrzymią górę? Na te pytania mogli usłyszeć odpowiedź uczestnicy spotkania z himalaistką, Kingą Baranowską, zdobywczynią dziewięciu ośmotysięczników. Spotkanie odbyło się pod koniec maja na Politechnice Gdańskiej. Zostało zorganizowane przez Duszpasterstwo Akademickie „Górka” i Politechnikę Otwartą pod patronatem Pod Prąd.

Kinga Baranowska pochodzi z Wejherowa. Podczas studiów w Gdańsku zaraziła się pasją do gór. Sama będąc na studiach chodziła na spotkania z himalaistami (i teraz sama chętnie dzieli się doświadczeniem z młodymi ludźmi). Stawiała pierwsze kroki w klubie wysokogórskim „Trójmiasto”. Baranowska ma na za sobą kilkanaście wypraw na ośmiotysięczniki. – Największym sprawdzianem dla mnie było zdobycie Kanczendzongi” (8586 m.n.p.m.) – mówi alpinistka. – Jest to góra znana z tego, że nie lubi kobiet. Wejście na szczyt Kinga Baranowska zadedykowała Wandzie Rutkiewicz, która nie wróciła z wyprawy na tę niebezpieczną górę. Nasza bohaterka chciała w ten sposób upamiętnić alpinistkę, która jej zdaniem w latach 70-80 była w swojej profesji najlepsza na świecie.

Wejście na szczyt Kinga Baranowska zadedykowała Wandzie Rutkiewicz

Jak zacząć?

Na początku wystąpienia himalaistka podkreślała, jak ważne jest przygotowanie przed wspinaczką – w tym przygotowanie psychiczne.

– Potrzebuje zadać sobie pytanie, po co tak naprawdę chcę wejść na ten szczyt – mówi Baranowska.

Jeśli wspinający nie będzie miał w sobie przygotowanej odpowiedzi na takie pytania, wątpliwości i zniechęcenie mogą uderzyć ze zdwojoną siłą. Same przygotowania do wyprawy muszą się zacząć zwykle kilka miesięcy przed.

Kolejność wykonywania działań

Dla Kingi Baranowskiej wyprawa nie zaczyna się od momentu rozpoczęcia wspinaczki, ale już od dotarcia samolotem do miejscowości możliwie najbliżej celu. Tam zaczyna od zaznajomienia się z mieszkańcami i wynajęcia tragarzy, którzy pomogą zanieść cały sprzęt do miejsca, gdzie jej zespół założy bazę. W przypadku zbliżania się do ośmiotysięczników (10 z nich znajduje się w Himalajach, 4 w Karakorum) podróż może trwać kilka dni, ze względu na trudny teren. Po dotarciu i założeniu bazy (na wysokości 4000 do ponad 5000 m.n.p.m.) zazwyczaj trzeba czekać na odpowiednią pogodę. Czasem alpiniści są zmuszeni spędzić w ten sposób nawet 2 tygodnie. W końcu drużyna zaczyna się wspinać i po drodze zakłada kolejne obozy na noclegi, lub do przeczekania niepogody. Jednak Baranowska nie wspina się bez przerwy, aż do szczytu. Po dotarciu do drugiego lub trzeciego obozu jej drużyna wraca głównej bazy niżej. – Jest to niezbędne, żeby organizm się zaaklimatyzował do trudnych warunków i mniejszej ilości tlenu na wyższych poziomach – mówi himalaistka.

W końcu po paru takich podejściach zespół decyduje się na atak szczytowy. Co ciekawe, w Tybecie panuje zwyczaj, żeby nie wchodzić na sam szczyt, ale zatrzymać się kilka kroków przed. Sam czubek góry, według wierzeń miejscowych jest zarezerwowany jedynie dla Boga. Kinga Baranowska szanuje ten zwyczaj. – To pomaga mi nie czuć się jak półbóg po osiągnięciu celu. W tym momencie stanowi to dużą pokusę. Przypomina mi to również, że to dopiero połowa drogi. Dla himalaisty rzeczywisty szczyt osiąga się po zejściu – podsumowuje Baranowska.

Dla himalaisty rzeczywisty szczyt osiąga się po zejściu

Zespół

Zdaniem naszej bohaterki himalazim to zdecydowanie sport zespołowy. Kluczem do sukcesu jest stworzenie z grupy ludzi zespołu, którego członkowie mogą na sobie wzajemnie polegać. Podczas wspinaczki, współpracy i całodniowym wspólnym spędzaniu czasu uczestnicy wyprawy wiele się o sobie dowiadują. Także o swoich wadach. – W górach człowiek może poznać siebie – kontynuuje himalaistka – mi chociażby rozwiały moje przekonanie o własnej cierpliwości. – Dlatego dobrze jest już na początku mówić pozostałym w czym się jest dobrym, a z czym może być problem. Obecnie wśród alpinistów nikt raczej nie ciągnie za ucho i nie wyznacza obowiązków. Mile widziana jest postawa osoby, która sama zgłasza się do pomocy. Jednak jeśli ktoś się miga, bywa, że siłą rzeczy jest nieformalnie wykluczany z  zespołu – kończy Baranowska.

Pomiędzy niebem a ziemią

Jakub Kaługa, dziennikarz prowadzący spotkanie zapytał Kingę Baranowską na ile wchodzenie na jeden z największych szczytów świata jest doświadczeniem duchowym. Rozmówczyni stwierdziła, że to zależy od tego, co z sobą przynosimy. Jedna osoba może w tej samej sytuacji mówić: Ale zimno, okropnie, ciężko,  podczas gdy inna: Jakie to niesamowite miejsce! To najpiękniejszy moment w moim życiu.

Sama himalaistka na początku wspinała się przede wszystkim dla sportu, jednak z czasem zaczęła zwracać uwagę na ten duchowy aspekt wyprawy, tworzenie więzi z zespołem. – Właśnie to poczucie wspólnoty daje największą siłę i motywację podczas najtrudniejszych momentów wyprawy – mówi Baranowska. Relacje z ludźmi stanowią dla alpinistki źródło najlepszych wspomnień z górskich podbojów. Oczywiście główną nagrodą jest samo wejście na szczyt, któremu zawsze towarzyszy poczucie niezwykłości i wdzięczności.

Mistrzyni nie tylko wspinaczki

Prowadzący zadał też alpinistce pytanie, jak się czuła, gdy otrzymała tytuł Mistrza Mowy Polskiej 2017. Kinga Baranowska stwierdziła, że z tego osiągnięcia było dla niej najbardziej satysfakcjonujące. – Sam występ przed kapitułą profesorów był dla mnie podobnym doświadczeniem, jak egzamin ustny w czasach studiów – komentuje himalaistka. Baranowska przełamała w ten sposób pewien mit na temat sportowców, znanych z tego, że nie są szczególnie rozmowni. Rozmówczyni wyraziła też wdzięczność swojej polonistce, pani Staszak, która sprawiła, że dziś jest zdolna sklecić zdanie podrzędnie złożone.

Kobieca korona Himalajów?

Na pytanie odnośnie do planów na przyszłość, Kinga Baranowska odpowiedziała, że stara się nie przywiązywać do wizji zdobycia koniecznie wszystkich ośmiotysięczników. – Zawsze staram się myśleć tylko o najbliższej wyprawie. Nie wiem, czy mając 50-60 lat będę ciągle w tej samej formie – mówi nasza bohaterka – a jeśli będę miała 60-70 lat i nie zdobędę całej Korony Himalajów? Powiem sobie, że moje życie było nieudane?

To podejście alpinistka uzasadnia też tym, że nie chciałaby spędzić całego życia w górach. – Jeśli będę się wspinać na Everest, to również bez wspomagania się tlenem i po zdobyciu pozostałych ośmiotysięczników – kończy Baranowska.

Łukasz Piekarski

 

Dziennikarz Pod Prąd. Student Uniwersytetu Gdańskiego. Jeśli go dobrze znasz, jesteś wyjątkowy.

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Rozwój

Na górę