Nasz profile

Życie numer dwa

Studenci

Życie numer dwa

Życie numer dwa

Kiedy podczas Euro 2012 do Opalenicy przyjechała reprezentacja Portugalii, on postanowił spotkać się z Ronaldo. Przy okazji dostał koszulkę z autografami piłkarzy i wystawił ją na aukcję charytatywną. Kiedy doszedł do wniosku, że chce zamienić kilka słów z Prezydentem, pojechał do Warszawy i nalegał tak długo, aż strażnikom zabrakło kontrargumentów.

Trzecia w nocy. Interesy gonią, trzeba jechać po towar do hurtowni pod Warszawą. Trasę można pokonać niemalże na pamięć, bo przecież często się nią jeździ. Narzeczona śpi na fotelu obok, w radiu audycja o seksie ludzi niepełnosprawnych. – Mówili, że ich życie jest ciekawe, piękne, pełne – opowiada. Niedługo, przy trasie, będzie bar. Trzeba zajechać po kawę…

Chwila. I sarna. Betonowy próg.

Później już tylko głosy ludzi, którzy dzwonili po pogotowie. Niemoc. Bo nikt nie pomógł wstać.

Często ludzie mówią, że przed śmiercią zamyka się oczy i pod powiekami przepływają obrazy z całego życia. I mi te obrazy też się wtedy włączyły. Chciałem zabrać je ze sobą.

Sarna przebiegła drogę Przemka Kowalika 12 czerwca 2003 roku.

Cień

W szpitalu Przemek dowiaduje się, że chrzęst kości, który słyszał podczas wypadku, to odgłos pękającego kręgosłupa. Jedyną częścią ciała, jaką może w miarę swobodnie poruszać, jest głowa.

Jego narzeczona, Basia, jest w śpiączce. Przechodzi cały szereg operacji, ma pęknięte żebra, żuchwę. Przez długi czas nie może mówić, przechodzi intensywną rehabilitację. Para traci kontakt na niemalże rok.

– Ten okres po wypadku to była wegetacja.  Bo jak pogodzić się z tym, że z dnia na dzień życie tak bardzo się zmieniło? – pyta retorycznie chłopak.
Przemek nie chciał i nie umiał poradzić sobie z nową rzeczywistością, z nową codziennością pełną nieopisanego bólu i zależności od innych.
Napisał więc list do Prezydenta Kaczyńskiego z prośbą o eutanazję. List został rozpatrzony negatywnie.

– Dotarłem do miejsca, gdzie nie było już żadnego światła.

Cel

Podczas rehabilitacji, Przemek zaczął poruszać lewą ręką. I te początkowo nieśmiałe, niezbyt dokładne ruchy pociągnęły za sobą całą lawinę późniejszych zdarzeń.
Przemek zaczął pisać na komputerze, starał się o wózek elektryczny. W głowie zakiełkował mu pomysł, by ruszyć się z domu. I to nie tylko do sklepu, czy parku, ale na drugi koniec Polski. – Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. Walkę o być albo nie być. Albo wygram, albo odejdę z godnością.
Rozpoczęło się wysyłanie setek maili z prośbą o wsparcie. Osobom niepełnosprawnym ciężko jest o regularną rehabilitację, a co dopiero o realizację marzeń. Ale Przemek wiedział, że każda mozolnie wystukiwana litera na komputerze może przybliżyć go do celu. Nie mylił się.

Droga

Wbrew zaleceniom lekarzy, 26 lipca 2007 r., wyruszył na swoją pierwszą wyprawę. Towarzyszyła mu Basia i brat Marcin.
Każdego dnia, Przemek siadał na wózek elektryczny i, nie zważając na pogodę, jechał dalej. Jednak ta pierwsza wyprawa mogła skończyć się tragicznie. Przemek zachorował na sepsę, groziła mu amputacja nogi. W Warszawie, w szpitalu MSWiA, lekarze uratowali mu nogę i życie.
Żeby dojść do siebie, Przemek potrzebuje niemalże roku. Ale nie poddaje się i walczy dalej.
Do kolejnych wypraw, przygotowuje się dłużej. Skrupulatnie planuje trasy, finanse, noclegi. Przejeżdża Polskę wzdłuż i wszerz, jedzie na Przystanek Woodstock, odwiedza Prezydenta… Innego roku planuje wyprawę na Wyspy Brytyjskie. I tym razem wyjazd okupiony wielkim bólem i przezwyciężaniem własnych ograniczeń się udaje.

Ja

Przemek zaprasza mnie do swojego pokoju. Ciągle się uśmiecha, pyta, jak minęła mi droga. Głaszcze siedzącego mu na kolanach psa. Od razu rzuca mi się w oczy wielka mapa na ścianie. I zdjęcia. Mnóstwo zdjęć. Zarówno tych sprzed, jak i po wypadku. Z Basią, z przyjacielem, z Anną Dymną, z Prezydentem. – Mamy jeszcze dużo rzeczy do zaplanowania – mówi.
Kolejne dni spędzamy na przygotowaniach do wyprawy. Trzeba zrobić zakupy, załadować przyczepę, sprawdzić sprzęt. Przez dom przewija się mnóstwo ludzi życzących powodzenia. Dzień przed planowanym wyjazdem, Przemek chce odwiedzić jeszcze swojego przyjaciela – Konrada.

Konrad

Nie lubię tych miejsc. Tych, w których unosi się w powietrzu ból. Wcześniej nie potrafiłabym usiedzieć w nich kilku minut. Nie potrafiłabym. Gdyby nie Przemek. Podjeżdża na swoim wózku do łózka, uśmiecha się.
Konrada poznał po swojej pierwszej wyprawie, na oddziale opiekuńczym. Młody mężczyzna. W pełni świadomy, ale już nie w pełni sprawny fizycznie.  Nieludzko traktowany w jednej z placówek. Przez długi czas nie mógł się porozumiewać w żaden sposób ze światem. Aż zorientowano się, że przecież ma sprawne… powieki. Przemek postanowił, ze będzie go odwiedzał. Wiedział bowiem, jak bardzo potrzebny jest w takich sytuacjach kontakt z drugim człowiekiem.

Wiesz, czasem to daje więcej niż rozmowy z psychologiem. Kiedy leżałem po wypadku, odwiedził mnie mężczyzna na wózku. Rozmowa z nim dała mi więcej niż z różnymi specjalistami. Postanowiłem, że też będę w ten sposób pomagał ludziom. Bo to jest ważne dla nich. Konrad potrzebował dwa lata, by uwierzyć, że jest ktoś, komu zależy i go nie zostawi. Wcześniej odwracał głowę, nie chciał rozmawiać, był bardzo nieufny.

Przez Konrada przepływają fale bólu. Przemek kładzie na kolanach telefon i zaczyna „rozmawiać” ze swoim przyjacielem. Czyta rzędami litery, Konrad mruga przy właściwych. Jego oczy… Oczy, które wszystko rozumieją i w których maluje się ogromny ból. Pytam Konrada, czy mogę usiąść obok niego. Pozwala mi. Opowiada o tym, że Przemek jest jego przyjacielem, że mu pomógł. I dziękuje. Że jest.

Palium

Miejscem, z którego mamy wyruszyć, jest hospicjum Palium w Poznaniu. Przemek jest w nim wolontariuszem. Czekają na niego dziennikarze i mnóstwo osób chcących go pożegnać. Zadziwia mnie ciepło, które czuć w tym miejscu. Ludzie, którzy ciągle się uśmiechają. Samo hospicjum pełne motyli i kolorów. I po raz kolejny Przemek. Który swoimi wyprawami chce pokazać, że można. Chce przywracać ludziom nadzieję.

Babeczki z flagą Francji, małpka podarowana przez syna jednej z wolontariuszek, słowa uznania od Dyrektora hospicjum, światło. I w drogę. Do najjaśniejszej latarni w Europie.

Francja

Wyprawa była trudna. Codzienne szukanie noclegu, kłopoty z akumulatorami w wózku, wypadek samochodu technicznego po dwudziestu dniach drogi. Ale Przemek wiedział, że wierzy w niego mnóstwo ludzi. – Trzeba było zacisnąć zęby i jechać dalej – mówi. I dojechał. Przemek Kowalik dojechał do kolejnego celu, kolejny raz wygrał walkę o swój honor, o marzenia, o życie.

Wiesz, ja czasem myślę, że tak jest lepiej, ciekawiej. Kiedyś to był bieg. Praca, rachunki, praca. Nie potrafiłem zauważyć różnych rzeczy, nie wiedziałem, że wokół jest tyle cierpienia. Teraz robię więcej, widzę więcej. I w sumie to chyba miałem szczęście.


Reportaż nagrodzony w konkursie na reportaż studencki podczas konferencji studenckich dziennikarzy Medionalia 2012

(Ewa Walas)

Magazyn "płyń POD PRĄD” jest ogólnopolskim bezpłatnym kwartalnikiem studenckim z corocznym numerem specjalnym - STARTER dla studentów pierwszego roku. Magazyn trafia w potrzeby studentów używając różnorodnych form, takich jak: reportaże z ważnych wydarzeń na uczelniach; wywiady ze studentami, psychologami, profesorami, ciekawymi ludźmi; prezentacje kół naukowych; porady dotyczące zachowania się w różnych sytuacjach w życiu studenckim. „płyń POD PRĄD” dotyka ważnych tematów w życiu społecznym studenta, takich jak nauka, wartości oraz relacje międzyludzkie. Chcesz do nas pisać? Napisz! redakcja(at)podprad.pl Chcesz by objąć patronatem wydarzenie studenckie? Napisz do Marty! Marta Chelińska mchelinska(at)hotmail.com Kontakt do naczelnej - Katarzyny Michałowskiej: naczelna(at).podprad.pl

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Studenci

Na górę