Nasz profile

ZYGZAKIEM DOOKOŁA ŚWIATA w 345 dni

Pod Prąd

ZYGZAKIEM DOOKOŁA ŚWIATA w 345 dni

ZYGZAKIEM DOOKOŁA ŚWIATA w 345 dni

Kasia Adamczyk-Tomiak i Piotrek Tomiak – zwariowani, radośni i pełni entuzjazmu młodzi podróżnicy. Prelegenci Kolosów, założyciele blogu vanillaisland.pl, oraz rodzice małego Krzysia.

On – szalony programista, ona – wykładowca akademicki
Mieć czy być?

Przeprowadzono kiedyś badania, które pokazały, że co drugi mieszkaniec naszego globu marzy o tym, żeby objechać go dookoła. Kasia do tej grupy należy. O tym, żeby zostać żoną Kolumba, marzyła jeszcze w dzieciństwie. Studiowała w olbrzymim atlasie mapy kontynentów i oceanów, uczyła się na pamięć nazw państw i ich stolic, a przy łóżku położyła znaleziony w szufladzie swojego taty stary kompas. Marzyła o tym, by odbyć podróż dookoła świata.

Kiedy pomysł ruszył do przodu?
– Już kilka dni po obronie dyplomu postanowiliśmy wziąć ślub – mówi Kasia Adamczyk. – Był to jeden z najlepszych pomysłów, bo dzięki szczodrości rodziny i przyjaciół zebraliśmy połowę kwoty potrzebnej na realizację podróży dookoła świata. Na drugą część pracowaliśmy przez osiem miesięcy. Nie planowaliśmy niczego poza szkicem trasy wyznaczonej na podstawie miejsc, które od zawsze chcieliśmy odwiedzić.
– W ostatnich tygodniach przed wylotem: wywalczyliśmy wizę do Stanów, przyjęliśmy zalecane szczepionki, wykupiliśmy ubezpieczenie na rok (ISIC), ściągnęliśmy mapy na komórkę, zakupiliśmy jednoroczny bilet dookoła świata w stowarzyszeniu linii One World (opcja na cztery kontynenty, wylot z Londynu, bo taniej) i spakowaliśmy plecaki – wspomina Piotr Adamczyk.

Co spakowaliście na roczną podróż?
– Zabraliśmy niewiele ciuchów: kilka koszulek, jedne spodnie krótkie, jedne długie, sukienka na wyjątkowe okazje, kurtka na wypadek, gdyby było zimno, pelerynka przeciwdeszczowa, jedne sandały, jedne trampki – mówi Kasia.
– Poza tym sprzęt, czyli: aparat plus teleobiektyw, namiot, dmuchane maty do spania, śpiworki, latarki, garnuszek, jakieś sztućce – mówi Piotr. – Do tego trochę leków, żel pod prysznic i szampon. Podsumowując: najpotrzebniejsze dla nas rzeczy, których było o wiele za dużo (podobno prawdziwy podróżnik ma ze sobą tylko szwajcarski scyzoryk i zapasowe majtki!). W końcu najpiękniejszego dnia tamtego roku – 9 czerwca A.D. 2011, wylecieliśmy na zachód, aby powrócić ze wschodu.

Pieniądz nie śmierdzi, czyli pecunia non olet.
By zgromadzone fundusze wystarczyły na tak długą podróż, kierowali się kilkoma prostymi zasadami:
– jeździli stopem, chociaż w czasie tej wyprawy stosunkowo rzadko, ponieważ przejechali Alaskę i Kanadę, potem kupili samochód (w Denver) i sprzedali po przejechaniu Stanów w Miami
– spali, korzystając z CouchSurfingu
– kupili bilet dookoła świata (oni w One World)
– oszczędzali i przyjmowali to, co dali im ludzie.
Para przekonuje, że koszty takiej wyprawy wcale nie są kosmiczne, zwłaszcza, jeśli nie szaleje się z noclegami. Na objechanie świata dookoła może sobie pozwolić oszczędna osoba ze średnimi zarobkami.

Transport
– Świadomi upływu czasu, ponieważ na całą Amerykę Północną mieliśmy trzy miesiące, kupiliśmy samochód – opowiada Piotr. – Volvo S40. Zakupiony w stanie Kolorado i sprzedany w Miami za 400 dol. mniej. Szybko przekonaliśmy się o tym, że Stany stworzone są dla ludzi z samochodami. Nawet w miastach zdarzało się nam iść drogą z powodu braku chodnika, nie mówiąc o tym, że to, co w Stanach najlepsze – parki narodowe, są ogromne. Trudno byłoby dotrzeć w różne ich zakątki bez naszego volviaczka. Najlepszym przykładem chyba jest park Yellowstone, którego powierzchnia to 8983 km2.
– Samochód ma poważną zaletę – wspomina Kasia. – Można w nim spać, co zmniejsza koszty wyprawy. W Stanach zakup okazał się dość prosty i na pewno dużo bardziej sensowny niż wypożyczenie pojazdu. Dla nas tym bardziej opłacalny, że osoby poniżej 25. roku życia płacą każdego dnia dodatkowo, ze względu na statystycznie większą liczbę wypadków. Gdy udało się nam już dotrzeć do Ameryki Południowej, przesiedliśmy się do autobusów, które okazały się może nie najbardziej luksusowe, ale bardzo tanie.

Koszty noclegu
– Część nocy spędzaliśmy w namiocie rozstawionym pod gołym niebem na pustyni, plaży czy regularnym polu namiotowym – wspomina Kasia. – W Azji znajdowaliśmy bardzo tanie hostele. Tu dochodzimy do najlepszej części całej zabawy, czyli couchsurfingu, co w wolnym tłumaczeniu znaczy surfowanie po kanapach. Z couchsurfingu korzystaliśmy wiele razy: najpierw nocowaliśmy podróżników, a później sami byliśmy gośćmi. Szczególnie w USA, gdzie absolutnie nie było nas stać na nocleg, a ludzie są tak otwarci, że zapytanie wystarczyło wysłać często dwa, czy trzy dni wcześniej. Jednym z najbardziej niezwykłych przeżyć było spotkanie niewidomego Ronalda, który gościł nas przez cztery dni. Jego apartament położony jest kilkanaście minut piechotą od kalifornijskiego Disneylandu, więc gości ma właściwie bez przerwy.
– Ten wyjątkowy, pełen ufności człowiek przygotował dla nas fantastyczną ucztę, zabrał nas na koncert do Hollywood, a przede wszystkim stał się naszym dobrym przyjacielem, którego żegnaliśmy ze łzami w oczach – opowiada Piotr. – Couchsurfing dał nam niezwykłe możliwości poznawania świata: od kwestii podstawowych, czyli w jakich warunkach ludzie w danym kraju żyją i co jedzą, poprzez imprezowanie z nimi, aż po poznawanie szeroko rozumianej kultury i to kultury takiej, jaką jest, a nie takiej, jaką chcą nam pokazać lokalni sprzedawcy na głównym deptaku.

Podróżowanie z dzieckiem
Kasia i Piotrek po podróży dookoła świata, zdecydowali się na dziecko. Nowa istota w domu, to nie tylko radość, ale też obowiązki. Podjęli się również dużego wyzwania, jakim jest podróżowanie z malcem. Jak najbardziej przekonują, że to da się zrobić! Oczywiście – wymaga to większej koncentracji na dziecku niż na sobie.

Czy podróżowanie z maluchem ogranicza?
Piotrek – równie dobrze w podróżowaniu może ograniczyć mnie żona, bo nie mogę zaszaleć z innymi dziewczynami.
Kasia – odwiedzając po drodze stolice Słowacji i Wiednia, dotarliśmy do Wenecji, a następnie nad morze, skąd odwiedzaliśmy fantastyczne włoskie miasta i miasteczka. Mimo wielu obaw, taka forma wyprawy okazała się być strzałem w dziesiątkę. Nasz synek był maleńki i większość czasu spędzonego w samochodzie przesypiał, a my staraliśmy się tak dobierać odcinki przejazdów, żeby nie były za długie. Dbaliśmy też o przerwy, żeby maluch mógł odpocząć, popełzać po trawie i pozwiedzać otoczenie w naszych ramionach.

Dla chcącego nic trudnego
Na przykładzie Kasi i Piotrka można pokazać, że egzotyczna podróż nawet dla młodych osób tuż po studiach, jest możliwa.
Kasia – podsumowując: świat jest pełen zaskakujących różnic i dobrze, bo dzięki temu warto podróżować. Można czasem popełnić gafę, ale mimo wszystko polecam się nie zrażać, czytać, pytać, no i kierować własną intuicją. A podróż, nawet tak długa, wcale nie musi być równoznaczna z drożyzną!

 

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Pod Prąd

Na górę