Lek na całe zło – recenzja Opadających liści
Opadające liście kojarzą się z jesienią. Jesień z melancholią. A ta jest głównym dowodzącym fińskiej produkcji Akiego Kaurismäki. Opowiadającej o szarawej niczym tytułowe opadające liście i bolesnej rzeczywistości. Która pomimo trudów, ma szanse ulec sile nadziei oraz miłości.
Lata współczesne, Finlandia. Świat prezentowany z dwóch perspektyw: Ansy (Alma Pöysti) – sprzedawczyni w supermarkecie i pracownika budowlanego Holappa (Jussi Vatanen). Początkowo na ekranie występują oddzielnie. Pomimo tego, łatwo zauważyć ich wspólny mianownik – codzienne próby dawania rady, w życiu nieusłanym różami. By oderwać się na chwilę od przytłaczającej rzeczywistości, oboje wybierają się do baru karaoke. Pierwsze spotkanie, okaże się nie być tym jedynym, a bohaterowie staną przed pytaniem: czy w ich życiach jest miejsce na miłość?
Wieloowymiarowa rzeczywistość
Codzienność Ansy i Holappa to typowe zmagania społeczne klasy niższej. Niedająca żadnego poczucia stabilizacji praca. Niskie zarobki, ledwo umożliwiające funkcjonowanie. Do tego ona odczuwa samotność. On topi zmagania z depresją w alkoholu. Lecz pomimo przygnębiającej rutyny jaką dzielą bohaterowie, Kaurismäki nie zatraca się zupełnie w fabularnej tragiczności. Tą przełamuje specyficznym poczuciem humoru. Złożoną z niewinności historią miłosną. Czy postawami Ansy, które przedstawiane niczym walka ze złym, skapitalizowanym i wyzyskującym światem, dają widzowi nutki optymizmu.
W tle wiadomości z pierwszych dni rosyjskiej agresji na Ukrainę
Nie jest to jednak jedyny wątek społeczno-polityczny poruszany w filmie. Co parę scen bohaterom w tle towarzyszy grające radio. A wraz z nim najświeższe wiadomości z pierwszych dni rosyjskiej agresji na Ukrainę. Ten wątek, choć nie staje nigdy na pierwszym planie, wkomponowuje się w oferowane przesłanie całej produkcji – niepozostawania biernym na krzywdę.
Kadry Kaurismäkiego w zamkniętych przestrzeniach wyglądają jak uchwycone prosto z desek teatru, sztuki osadzonej w latach. 90. Atmosferę poprzedniego wieku podbija także ścieżka dźwiękowa, na której znajdują się fińscy piosenkarze tacy jak: Olavi Virta czy Helena Siltala. Kontrastem dla takiego powrotu w przeszłość stają się wplatane ujęcia ciągle modernizowanego miasta, mające jakby przypominać o współczesnym czasie akcji. Widać, wielowymiarowość nie ma dotyczyć tylko samej fabuły, co odbieram jako trafny zabieg spajający kompozycyjnie produkcję.
Krótki film nie tylko o miłości
„Opadające liście” to niedługa historia o dłużących się dniach pełnych rozczarowań. O bolączkach codzienności, która potrafi przygnieść. Ale to również opowieść o szansie na to, by się im postawić. O poszukiwaniu nadziei, nawet gdy wydaje się zbyt dobrze ukryta. I o miłości. Której niewinność urzeka. Której szczerość buduje. I której siła pomaga w walce o lepsze jutro.
Anna Merchel