Nasz profile

I pełno ludzi w każdym wagonie

Studenci

I pełno ludzi w każdym wagonie

I pełno ludzi w każdym wagonie

Osiem godzin w pociągu. Skrawek świata w przedziale na osiem osób. Z reguły siada cztery do sześciu. Z tymi osobami dzieli się małą przestrzeń. Znosi się ich jestestwo, niewychowanie, marudzenie. Lecz można też przeżyć inspirujące spotkania.

Z nieznajomymi nie powinno rozmawiać się o religii i polityce. To faux pas. Jednak często przedział wypełnia się marudzeniem na obecną władzę, na starsze kobiety głosujące na prawą i sprawiedliwą partię. Choć to zastanawiające, że w parze z tym narzekaniem, łączy się zachwalanie swoich osiągnięć. Najczęściej w ten sposób zachowują się trzydziestopięciolatkowie. Chwalą się np. nowym domem, napisaną książką czy współpracą ze znanymi osobami, jednocześnie są zgorzkniali i zmanierowani, kpią z idealistycznego podejścia do życia.

Sportowe studia

Jeden z moich współpasażerów mówił, że jest trenerem z Pucka. Grał w znanym klubie. Chyba w Widzewie. Wciąż powtarzał, że najlepszym sposobem na choroby są kąpiele na mrozie w morzu. Mówił, że jeździ tyle a tyle kilometrów na rowerze. Że co dzień chodzi nad morze. Wyglądał owszem dziarsko i zdrowo. Naprzeciw niego siedzieli państwo jadący na konferencję wojskową o uzbrojeniu. Więcej nie powiedzieli, gdyż obowiązywała ich tajemnica. Para ta była dziwaczna. Kobieta elegancka, zadbana oraz mężczyzna w długich włosach, powyciąganym swetrze. Oboje również uprawiali jakieś sporty. On bieganie, ona jakieś wschodnie metody wyciszenia, połączone z filozofią jedzenia polegającą na harmonijnym łączeniu pięciu różnych smaków… Gdy zapytali mnie czy uprawiam jakiś sport, odpowiedziałam, że studiuję. Roześmiali się i stwierdzili, że wszystko jasne. Kobieta wypowiedziała to ze zrozumieniem, bo skończyła prawo, biegacz z przyjaznym uśmiechem, piłkarz z czytelną ironią.

Stracone nadzieje

Mężczyzna po czterdziestce. Wracał z Warszawy. Ujrzawszy piwo w jego ręce, postanowiłam udawać, że śpię i zagłębić się w rozmyślaniach. Po godzinie, przez kontrole konduktora, mój plan spalił na panewce. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy ów pasażer z uśmiechem oświadczył, że mogę spać dalej, bo on mnie pilnuje.

Chciał rozmawiać. Gdyby mu pozwolić to pewnie wyłożyłby całe swoje życie. Opowiedział o tym, jak przez tydzień próbował zahaczyć się na jakieś budowie. Wracał głodny, zmęczony, bez pieniędzy. Piwo było na odwagę, by móc jakoś wrócić do żony i dzieci. Jednak nawet procenty nie przesłoniły smutku, jaki widać było w jego oczach.

Pozory mylą

Raz dosiadłam się do poczciwie wyglądającej pary. Byli niepalący. Podróż zapowiadała się przyjemnie. Jakie było moje zdziwienie, gdy niedługo po rozpoczęciu podróży wyciągnęli cały zestaw małego alkoholika – wódkę, białe plastikowe kubeczki, nóż i konserwę turystyczną.

Prowadzili uczone rozmowy o życiu wśród odoru mięsa i ulatujących procentów.

Innym razem do przedziału zapukała wyfiołkowana pani. Tlenione blond włosy, soczysta szminka. Lat pewnie około pięćdziesięciu. Okazało się, że wykładała prawo na Uniwersytecie Wrocławskim. Niechętnie jednak mówiła o pracy. Zagłębiła się bowiem w swoje problemy z pudelkiem. Zreferowała pasażerom jego zwyczaje, zachowania, choroby. Wszelkie próby zmiany tematu na nic się nie zdały. Wciąż wciskały się gdzieś tam pudelkowe kłaki.

Na szczęście

Na początku jazdy zawsze ucina się jakąś pogawędkę. Często to ona decyduje, czy kogoś polubimy czy nie. Pewnego razu wdałam się w taką rozmowę z miłą staruszką. Tematem była młodzież, religia, kryzys wiary. Potem obie wsłuchałyśmy się w rytm jazdy. Zamknęłam oczy. Zasnęłam, ukołysana jej cichym szeptaniem różańca. Wysiadała w Poznaniu. Na zakończenie wspólnej podróży obudziła mnie i wręczyła medalik, który trzeci rok wisi w moim pokoju.

Po drugiej stronie

Nieodłącznym składnikiem podróży pociągiem są konduktorzy. Starzy, młodzi, grubi, chudzi, kobiety i mężczyźni. Mili, gdy wszystko gra, srodzy, gdy nie ma się ważnego biletu. Chodzą od przedziału do przedziału, wypełniają papierki, czuwają nad porządkiem, zamykają drzwi. Zastanawiające jest, dlaczego zostaje się konduktorem. Pewien wysoki, szczupły mężczyzna w tym charakterystycznym ubranku, odpowiedział mi prosto – chciał być strażakiem. Został konduktorem. Ale jest szczęśliwy.

W ciasnym przedziale można odkryć cały świat z całym jego bogactwem. Czasami wystarczy przestać udawać, że się śpi.

Doktorantka Uniwersytetu Gdańskiego, z zamiłowania naukowiec i pasjonat języka polskiego. Z zawodu redaktor i korektor. W latach 2010-2014 związana z Wydawnictwem Region. Swoją pracę doktorską poświęca "Dowcipowi językowemu w tekstach polskiego kabaretu z lat 2000-2013". Pracuje w Biurze Prasowym Urzędu Miejskiego w Gdańsku. Mediator prowadzący rozmowy w duchu Porozumienia Bez Przemocy (NVC), metody komunikacji Marshalla Rosenberga. Uwielbia egzotyczne herbaty, kawę (koniecznie z mlekiem!) i zagraniczne seriale.

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Studenci

Na górę