Nasz profile

Juwenalia z karylionem – relacja ze studenckich Juwenaliów

Multimedia

Juwenalia z karylionem – relacja ze studenckich Juwenaliów

Juwenalia z karylionem – relacja ze studenckich Juwenaliów

Nie jestem towarzyska. Nie lubię imprez, więc nic dziwnego, że na Juwenalia wybrałam się dopiero teraz. Na piątym roku studiów… i w dodatku sama.

Narodziny pomysłu
„Kończysz studia, a nigdy nie byłaś na Juwenaliach. Coś tu jest nie tak” – pomyślałam, dowiedziawszy się przypadkiem od znajomych, że koncerty odbędą się już wkrótce. Szybki rzut okiem na repertuar – idę. Trzeba przyznać, że tegoroczny harmonogram wyglądał naprawdę atrakcyjnie, więc naprędce napisałam do paru znajomych, których swoją drogą później w tłumie nie znalazłam i naskrobałam szybki plan wieczoru.

Kulturka
Masowe imprezy, dostęp do alkoholu, wiadomo jak jest. Miałam obawy, że i gdańskie juwenalia mimo obecności fajnych artystów, będą zalatywały chałturą. A tu, ku mojej uciesze – kulturka. Przetrzepali na bramkach, nie wpuszczali z alkoholem na teren płyt koncertowych, a przecież niejednokrotnie na dużych, bagatela, płatnych koncertach zdarzało mi się zostać oblaną cuchnącym piwskiem. Tutaj – super atmosfera, zero ludzi, którzy przyjęli co nieco ponad stan, dobre nagłośnienie, oświetlenie i nietrudna nawigacja. Widziałam też rodziny z małymi dziećmi – urocze.

Co te dzwony?

Biegałam od stoczni, przez kładkę nad torami szybkiej kolei miejskiej i niewielki park aż po Plac Zebrań Ludowych. Co półgodzinne roszady sprawiły, że zgłodniałam. Z racji swoistej niechęci do tłumów, stwierdziłam, że na jedzenie udam się do miasta, do głównego miasta wszak rzut beretem, a jako lokals, wiem, gdzie się udać, żeby ucieszyć brzuch. I nagle słyszę muzykę, ale inną niż tę z koncertu. Dzwony. Co najmniej jak z reklamy Coca-Coli. Zastanawiam się czy ktoś dosypał mi coś do wody. Przecież jest maj, gdzie tu czas na jakieś święta? Nagrywam, wysyłam rodzinie, z którą od niemal 11 lat żyję w rozjazdach i dowiaduję się, że to taki instrument, karylion. Idę dalej, wciąż za dźwiękiem. Dochodzę do Kościoła Świętej Katarzyny. I czuję się jak w filmie. Albo jak w bajce Walta Disneya. Piękne, urzekające. Koncert karylionowy znacznie opóźnił mój posiłek i omal nie wygrał z Juwenaliami. Wróciłam potem jeszcze na jeden koncert, kolejka na drugi mnie odstraszyła, więc wróciłam do domu. W akompaniamencie śpiewu Hiszpanów i Polaków w zatłoczonej SKM-ce.

Monika Stawińska

 

Monika Stawińska związana z magazynem płyń Pod Prąd od grudnia 2014 roku. Prowadziła rubrykę poświęconą biznesowi w ogólnopolskim kobiecym dwumiesięczniku, ale i pisywała o sporcie elektronicznym dla TVP Sport. Obecnie swoje poglądy na wyraża w felietonach na łamach magazynu lotniskowego Anywhere. Interesuje się szeroko pojętą kulturą. Wolny czas poświęca podróżom i rozwijaniem zainteresowań.

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Multimedia

Na górę