Nasz profile

Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie przygody – Tomasz Pindel

Książki

Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie przygody – Tomasz Pindel

Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie przygody – Tomasz Pindel

Tomasz Pindel

Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie przygody

Wydawnictwo Znak Kraków 2018

Ocena 4+/5

Polonię kojarzymy często z emigrantami z naszego kraju w Stanach Zjednoczonych, ewentualnie w Europie Zachodniej. Tomasz Pindel, pisarz, tłumacz, reporter, uzupełnia ten obraz o polonijną historię i współczesność   w Ameryce Łacińskiej.

Reporterska książka Za horyzont obejmuje okres od końca XVIII w. po dzień dzisiejszy. Autor przyjrzał się Brazylii i Argentynie, gdzie wyemigrowało stosunkowo sporo Polaków, a także Chile, Gwatemali, Meksykowi i Haiti, gdzie można znaleźć znacznie mnie śladów Polonusów.

Pindel przedstawia specyfikę losów różnych grup społecznych: od chłopów z czasów zaborów płynących do Brazylii po kawałek własnej ziemi, przez powojenną emigrację żołnierzy II Korpusu i arystokracji  do Argentyny, po poszukujących swojego miejsca na ziemi wolnych duchów, takich, jak Gombrowicz czy Bobkowski.

Tomasz Pindel

Opisuje próby ratowania związku z daleką ojczyzną i walkę o zachowanie polskiej tożsamości. Ale także naturalną po dłuższym czasie asymilację lub wręcz przeciwnie, przypadki izolacji od społeczeństwa i kultury kraju, w którym przyszło żyć, jak Mrożka w Meksyku. Przypomina kolonialne aspiracje Polaków w dwudziestoleciu międzywojennym i historię meksykańskiego obozu Santa Rosa dla polskich uchodźców ze Związku Radzieckiego, istniejącego  w latach 1943-46.

W książce zwiedzamy skansen polskich chałup w brazylijskiej Kurytubie, Hotel dla Imigrantów w Buenos Aires, gdzie przybywający do Argentyny mogli przez 5 dni mieszkać i żywić się za darmo, czy  Uniwersytet Chilijski zreformowany przez Ignacego Domeyko. Ruszając  na Haiti śladami legionistów walczących z Napoleonem za wolność Polski, trafiamy do wioski, gdzie dzisiejsi ciemnoskórzy Haitańczycy uważają się za Polaków – niektórzy mają rzeczywiście niebieskie oczy i jasne włosy.

Autor  wykonał dobrą reporterską robotę. Skrupulatnie zebrał informacje historyczne, zacytował liczne opracowania, wspomnienia, raporty. Zrelacjonował spotkania z potomkami dawnych emigrantów i ze współczesnymi przybyszami. Dobrze uzupełniają treść zdjęcia, choć chciałoby się ich zobaczyć znacznie więcej. Imponuje za to bibliografia. Nieco gorzej wypada szata graficzna książki. Choć wygląd okładki sporo obiecuje, jakość wnętrza pozostawia wiele do życzenia.

Książka Za horyzont może zainteresować zarówno miłośników wiedzy o dziejach Polonii na świecie, jak i ogólnie ciekawych tego, co za oceanem. Może też zainspirować do dalszych poszukiwań – obejrzenia dokumentu o haitańskich Polakach, przeczytania Listów z Gwatemali Bobkiewicza, czy poszukiwań w Internecie krewnych, którzy w dawnych lub mniej dawnych czasach wybrali się za horyzont.

Małgorzata Serkowska

Fragment książki:

„Działaczom Ligi Morskiej i Kolonialnej południowa Brazylia jawiła się jako teren wręcz idealny dla narodowych planów kolonizacyjnych, jako że występowali tam przecież Polacy, i to w sporych skupiskach, no a ziemi wciąż było pod dostatkiem. W kręgach polonijnych i zbliżonych do Konsulatu Generalnego w Kurytybie – acz mówimy tu o jednostkach, nie o jakiejś uzgodnionej strategii – kiełkowały gdzieniegdzie pomysły działań mających na celu skoncentrowanie polskiego osadnictwa w przygranicznym rejonie Brazylii, Argentyny i Paragwaju, w okolicach Foz do Iguaçu. Chciałoby się powiedzieć, że nasi rodacy mieli nosa – dziś tamtejsze wodospady to jedna z największych turystycznych atrakcji regionu. Pierwszorzędnym celem miało być nasilenie osadnictwa i za wszelką cenę zachowanie żywiołu narodowego, by „gdy dzieje polityczne Ameryki wezmą inny obrót”, doprowadzić do zjednoczenia ziem stanów Paraná, Santa Catarina, Rio Grande do Sul z argentyńskim Misiones oraz paragwajskich kresów w jedno państwo, niejako wzorem dawnego państwa jezuickiego działającego na tym terenie – oczywiście pod kuratelą Polski. Jednym słowem – największym aktywistom rzeczywiście roiło się utworzenie tu polskiej kolonii, całkiem sporych rozmiarów.

Powtórzmy: były to pomysły raczej prywatne, a na pewno indywidualne, nigdy podobny plan nie wszedł w fazę realizacji, nie został nawet poważnie potraktowany przez polski rząd. Bo też pomysł to, delikatnie mówiąc, nieziemski: pomijając już to, na ile podobne zamiary były realistyczne finansowo i logistycznie, to przecież zakładały wyrwanie sporych kawałów terytoriów istniejących i suwerennych państw. Raczej trudno założyć, że taka Brazylia pozwoliłaby sobie zabrać ogromną część swoich ziem, i to jeszcze tych żyźniejszych. Prawda, w Polsce panował spory optymizm w związku z naszymi siłami zbrojnymi. Dla przykładu: w swojej relacji z brazylijskiej podróży Antoni Słonimski, raczej przecież trzeźwo myślący, notował z wyraźnym poczuciem wyższości wrażenia z oglądanej w Rio wojskowej parady: „Przez ulice ciągną się bez przerwy wojska. Wszystko to koślawe i połamane. Mam wrażenie, że Wieniawa na czele Becka i Ostrowskiego pobiłby na głowę całą armię brazylijską”. Ale nawet jeśli miałby rację, to jakimś sposobem ten Wieniawa na czele Becka i Ostrowskiego musieliby się w Brazylii znaleźć…

W 1933 roku do południowej Brazylii wyruszyła dwuosobowa delegacja Ligi, której główną postacią był emerytowany generał Stefan Strzemiński. Efektem jej kilkumiesięcznego rekonesansu okazały się dwa plany – zwane „wielkim” i „małym”. Ten pierwszy, optymistyczny, zakładał, że strona polska wybuduje liczącą niespełna sto czterdzieści kilometrów trasę kolejową między Riozinho a Guarapuava, ważną dla lokalnej komunikacji, za co rząd stanowy odwdzięczy się koncesją osadniczą obejmującą 2 miliony hektarów oraz prawem użytkowania linii kolejowej na sześćdziesiąt lat. Był to plan całkiem realistyczny, bo parańskie władze na projekt przystały, w Polsce zrobiło się o sprawie głośno – tyle że plan spalił na panewce, bo strona polska nie była w stanie udźwignąć tego finansowo (koszt budowy szacowano na 11 milionów złotych, inwestor się żaden nie znalazł). Przyczyny miały więc charakter  obiektywny, choć w kraju pojawiały się głosy, że to z pewnością spisek niemieckiego kapitału.”

Pisze teksty kulinarne i z pogranicza psychologii. Jako redaktor d.s. patronatów, uczyła się bezlitośnie redagować każdą nadesłaną notkę prasową. Pracuje jako nauczyciel i mentor. Lubi podróże, gotowanie, spacery w lesie. Nie cierpi pośpiechu i kłótni.

Komentarze

Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także Książki

Na górę