Robert „Robb” Maciąg, Henryk Sytner – Henryka Sytnera Wakacje na dwóch kółkach
Editio (Wydawnictwo Helion), 2014
Ocena: 4+/5
Wakacje – przeglądamy internet, kupujemy bilet, względnie idziemy do biura podróży.
A co, gdyby nie istniał internet, biura podróży, choć obecne, miały skromną ofertę, a paszport był „pożyczany” od państwa na czas wyjazdu? Książka Henryka Sytnera Wakacje na dwóch kółkach opowiada o zapale jednego dziennikarza i całej rzeszy polskiej młodzieży. Zapale, który był niezbędny do przeciwstawienia się trudom PRL, pozyskania sponsorów oraz zorganizowania zagranicznej wyprawy. Wszystko w czasach, gdy dla wielu jedynym oknem na świat były programy podróżnicze Tonego Halika.
Wakacje na dwóch kółkach to nazwa konkursu organizowanego przez Henryka Sytnera – redaktora Polskiego Radia – w niezmienionej od 1970 roku formule. Grupę nastolatków, którzy najciekawiej udokumentowali swoje wakacyjne podróże rowerowe nagradza się wyprawą znacznie większego kalibru – wycieczką do miejsc tak bliskich jak NRD czy Czechosłowacja oraz tych dalszych jak Wyspy Kanaryjskie lub Australia.
Książka w znacznej części stanowi kronikę nagród-wycieczek widzianych oczami organizatora i uczestników. Wspomnienia wzbogacone są o znaczne ilości zdjęć, listów, wycinków prasowych i opisów najciekawszych wydarzeń. Dzięki nim czytelnik może łatwiej zanurzyć się w tryskające humorem i optymizmem opowieści.
„Czymś, o czym mało kto pamięta z Primorska, było to, że obok zawodów sportowych odbywały się też konkursy na rzeźbę z piasku. Jurek był w plastyku, więc bardzo dobrze to pamięta, tym bardziej że brał w nich udział i sromotnie przegrał. Wszystko przez to, że Jurek nie zrozumiał, że był to konkurs na SOCJALISTYCZNĄ rzeźbę z piasku. Naiwnie dał upust swojej (młodzieńczej) wyobraźni i niemal wywołał skandal obyczajowy. Namówił innych laureatów do stworzenia z piasku i muszelek postaci kobiety o pełnych kształtach. Miała leżeć na plaży i opalać się w bułgarskim słońcu. Bikini miała zrobione z muszelek. Co prawda muszelek nie było zbyt dużo, ale o żadnej obscenicznej sztuce nie mogło być mowy. A jednak „udało się”.
Komisja oceniająca szybko wydała swój werdykt: „Eta parnagrafia!”. W dodatku brakowało haseł o wyższości socjalizmu nad innymi systemami, o pokoju na ziemi, przyjaźni między narodami i w ogóle jakichkolwiek haseł.
A bez haseł taka rzeźba żadnego miejsca zająć nie mogła, Chyba że ostatnie. (s. 113)”
Dopełnienie części kronikarskiej stanowią wątki biograficzne o czasach studenckich Henryka Sytnera, początkach jego kariery dziennikarskiej i spojrzenie na Wakacje od strony organizacyjnej.
„Praca połączona z jego miłością do ruchu okazała się wspaniałą mieszanką, która dawała mu szansę robienia dwóch rzeczy w tym samym czasie – mógł być w terenie, robić coś aktywnego i jednocześnie pracować. Zycie mieszało się z pracą i odwrotnie. Pewnego razu jako młody redaktor Polskiego Radia Henryk pojechał nagrywać relację z wykopków młodzieżowych w okolicach Poznania. (…) Na samym końcu PGR w niewielkim budynku mieściło się małe mieszkanko, w którym ulokowano Henryka. Już po chwili okazało się, że był to pokoik gospodarczy niewielkiej gorzelni. W dodatku ze ściany wystawał niewielki kurek – „i to nie z wodą”. Dla Henryka nie była to żadna frajda – nie dość, że nie przepadał za alkoholem, to kran z prawdziwą wodą znajdował się na zewnątrz, a cała ta sytuacja go nie bawiła. (s. 44)”
Książka została wydana w na białym papierze dobrej jakości, przez co kolorowe ilustracje zachowały wysoką jakość. Całość, mieszczącą się na 250 stronach, podzielono na kilku-kilkunastostronicowe rozdziały, co w połączeniu z miękką oprawą świetnie sprawdza się np. w komunikacji miejskiej. Teksty pisane prostym, ale poprawnym językiem nie powinny sprawić trudności nawet młodszym czytelnikom.
Książkę tę można czytać jako zwykłą relację z wakacyjnych przygód. Dla czytelnika, który trudów PRL nie odczuwał na własnej skórze, może dodatkowo stanowić nietypową lekcję historii, pokaz hartu ducha i przykład, że do dobrej zabawy nie potrzebne są nowoczesne gadżety elektroniczne.